Ekspert do spraw międzynarodowych Patryk Gorgol ocenia, że porządek budowany przez Amerykanów w Afganistanie posypał się jak „domek z kart”. – Amerykanie – od co najmniej paru lat – mieli tylko taki wybór: albo opuścić Afganistan i oddać go talibom albo trwać na posterunku i ponosić koszty związane z wojną – pisze.
Do historii przejdzie nagranie rozmowy z prezydentem Bidenem, który zapowiadał, że armia afgańska ma 350 000 żołnierzy i lotnictwo, a talibowie to nie Północny Wietnam i nie ma szansy na to, że powtórzą się wydarzenia z Wietnamu i że nie będzie takich obrazków jak z Sajgonu. Jak to mówią, nagranie się brzydko zestarzało, ewentualnie że talibowie je „wyjaśnili”.
Warto wziąć tutaj pod uwagę, że Amerykanie – od co najmniej paru lat – mieli tylko taki wybór: albo opuścić Afganistan i oddać go talibom albo trwać na posterunku i ponosić koszty związane z wojną. Donald Trump dokonał tego pierwszego wyboru już wcześniej, a Joe Biden po prostu kontynuował jego decyzję, przy czym sposób jej wdrożenia jest katastrofalny dla wizerunku USA (w samym USA Biden będzie atakowany, ale większość społeczeństwa chciała wycofania z tej wojny).
Każdemu polecam obejrzenie dokumentu „Wojna wietnamska” (z tego, co widzę, można obejrzeć na TVP VOD), który pokazywał ten konflikt z każdej strony – Amerykanów, Wietnamczyków z Północy, Wietnamczyków z Południa, partyzantów, cywilów, pacyfistów, rekrutów itd. Na filmie doskonale ukazane zostało, jak pozbawienie wsparcie skompromitowanego w społeczeństwie rządu z Sajgonu doprowadziło do tragedii. Co więcej, może nawet by się po raz kolejny udało zatrzymać armię Północnego Wietnamu, gdyby Amerykanie dotrzymali słowa w kwestii bombardowań i wsparcia z powietrza. Tam też były wcześniej rozmowy pokojowe i też dotyczyły m.in. amerykańskiego zaangażowania. Ba, nawet przyznano Nagrody Nobla za zawarte porozumienia. A po bodajże dwóch latach od ich zawarcia padł Sajgon.
Wracając jednak do Afganistanu, to wygląda na to, że Amerykanie podjęli decyzję już wcześniej, gdy ułożyli się z talibami, a sygnał jaki poszedł do wszystkich aktorów był jasny – spadamy stamtąd. Teraz widać, jak ten domek z kart się posypał – żołnierze i siły bezpieczeństwa, często nieopłacane, nie chciały umierać za porządek utworzony przez Amerykanów, a sami talibowie nie popełniają – jak dotąd – większych błędów, nie chcąc postawić Waszyngton w sytuacji, w której musiałby rozważyć zmianę swojej decyzji, wręcz zapewniając, że tym razem będzie inaczej. Nie było słychać o wielkich bitwach, o obronie każdej ulicy – po prostu przyjmowano ofertę talibów pt. „oddajcie broń i odjedźcie, a nie stanie się wam krzywda”. Kabul też oddano bez walki. Na tym tle Armia Południowego Wietnamu była bitna, karna i stawiała rzeczywisty opór.
Przez 20 lat w Afganistanie nie udało się stworzyć stabilnego rządu, który bez potężnego wsparcia amerykańskiego byłby w stanie wytrzymać nawet parę miesięcy. Przegrana wojna pokazuje, że ten rząd nie miał autorytetu i poparcia w społeczeństwie, a liderzy plemienni uznali, iż warto reorientować się w stronę tych, którzy właśnie zajęli Kabul.
Polityka płata figle i tak jak Wietnam był amerykańską porażką (chociaż bardziej z uwagi na nieudaną operacją samą w sobie, a nie z uwagi na upadek Sajgonu, być może wkalkulowany już w czasie rozmów pokojowych z Północą), a teraz Amerykę z Wietnamem może połączyć wspólny nieprzyjaciel, a więc Chiny, a parę lat temu Barack Obama odwiedził nawet Wietnam, tak nigdy nie wiadomo, co będzie z nowym Afganistanem. Czy to koniec wojny domowej? Czy talibowie wrócą do koncepcji eksportu rewolucji – zwłaszcza do sąsiadów – czy może jednak przyjmą zachowawczą postawę? Czy – pomimo wizerunkowej porażki – Amerykanie pozbędą się problemu czy może przerzucą go na kogoś innego?
W Afganistanie wszystko musiało się zmienić, żeby sytuacja wróciła do statusu sprzed interwencji NATO w 2001 roku.
P.S.: Dla tych, którzy się zastanawiają, czy należy ewakuować afgańskich współpracowników Polaków sugeruje, żeby zastanowili się, dlaczego deklarują to m.in. Czesi czy Niemcy i czy ktoś w przyszłości będzie wolał współpracować z państwem, które nie zapomina o swoich, czy o takich, które zostawia ich na pastwę losu lub nieprzyjaciela.