W ostatnich dniach przez polskie media przetoczyła się burza związana z grudniową umową na zakup amunicji, podpisaną jeszcze przez rząd ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego. Dyskusja ta nabrała ostrego, politycznego charakteru, jednak sam problem również ma konkretne przełożenie na bezpieczeństwo Polski.
Polska amunicja problemem dla kogo?
Umowa podpisana w grudniu 2023 roku dotyczyła budowy fabryki amunicji w ramach programu „Narodowa Rezerwa Amunicyjna (NRA)”. Program dotyczył zbudowania od podstaw fabryki amunicji, która zapewniałaby dostawy amunicji kalibru 155 mm na potrzeby nie tylko Sił Zbrojnych RP, ale i sojuszników.
Obecne polskie możliwości produkcji amunicji NATOwskiego kalibru 155 mm, a więc tego który wykorzystują m.in. armatohaubice Krab czy K9 wynoszą niespełna 6 tys. pocisków na rok.
W konkursie organizowanym przez ARP na podmiot/podmioty realizujące NRA wystartowało 14 firm branży zbrojeniowej. Konkurs wygrało konsorcjum 3 firm działających od lat w branży zbrojeniowej – Grupa WB, Ponar Wadowice oraz TDM Electrics. Konsorcjum trzech firm nazwano „Polska Amunicja”.
Dwa artykuły portalu Onet – autorstwa Jacka Harłukowicza oraz Edyty Żemły i Marcina Wyrwała zawierają poważne oskarżenia wobec procesu wyboru konsorcjum oraz samych jego uczestników wskazując, że swoje oferty złożyły podmioty, które mają możliwość realizacji programu o wartości 12 mld złotych lepiej i szybciej niż wybrane spółki. Warto dodać, że wszyscy członkowie konsorcjum to prywatne spółki ze 100% polskim kapitałem. Fabryka produkująca polską amunicję 155 mm miała powstać na zachodzie kraju, daleko od potencjalnego obszaru walk.
Według autorów artykułu w Onet, obecnie rząd przychyla się do zarzucenia projektu poprzedników. To byłaby fatalna decyzja dla bezpieczeństwa kraju, a świetna wiadomość dla zachodniego przemysłu zbrojeniowego. Nie jest tajemnicą, że niektóre zachodnie koncerny zbrojeniowe bardzo ostrzą sobie zęby na polski tort amunicyjny – który z racji rozmiarów armii, pieniędzy i potrzeb będzie jednym z najbardziej okazałych w całej Europie. Szacuje się, że w najbliższych latach tylko na rzecz uzupełnienia zapasów amunicyjnych będzie trzeba zakupić milion sztuk amunicji o rynkowej wartości przekraczającej kilkanaście miliardów złotych.
Można to zrobić dwojako – albo zainwestować w cały łańcuch produkcji amunicji – nitrocelulozy, prochu, skorup pocisków, zapalników, spłonek, elaboracji pocisków, dać miejsca pracy, podatki i perspektywy eksportu wraz z pełnym posiadaniem praw technologicznych, albo zakupić gotowy produkt od zagranicznego partnera. Ale nawet ci nie dowożą często podpisanych umów – zgodnie z informacją podaną przez szefa BBN Jacka Siewierę, w 2022 roku doszło do podpisania kontraktu na dostawy 50 tys. sztuk amunicji od niemieckiego koncernu Rheinmetall. Umowa została zerwana ze względu na niewywiązanie się firmy z dostawy zakontraktowanej amunicji, ze względu na sprzeciw rządu RPA na dostawy produktu do Polski – jedna z fabryk niemieckiego koncernu znajduje się w tej południowo afrykańskiej republice.
Szef @BBN_PL @JacekSiewiera w @faktypofaktach: 💬Narodowa Rezerwa Amunicyjna to dobry ruch.
💬W 2022 roku zostało złożone zamówienie na 50 tys. sztuk amunicji w spółce – wielkim koncernie z udziałem niemieckim, która produkowała amunicję 155 mm. To zamówienie zostało skasowane,… pic.twitter.com/m3wRFPwo6Q
— Kancelaria Prezydenta (@prezydentpl) August 23, 2024
Ukraiński głód amunicji
Wojna na Ukrainie pokazała że „Bóg Wojny” czyli artyleria nadal pozostaje kluczowym aktorem, pomimo rozwoju technologii innych systemów i typów uzbrojenia. Artyleria, wszelkich kalibrów, wyrządza największe szkody i spustoszenie – tak wśród ukraińskich jak i rosyjskich wojsk. Przewagę osiąga ten, kogo artyleria ma większy zasięg, szybciej wykrywa wroga, precyzyjniej trafia i ma… więcej amunicji. I to ten ostatni czynnik paradoksalnie jest najistotniejszy.
Standardowa amunicja artyleryjska jest efektywna gdy celnie trafia. Celność zależy jednak od wielu czynników – systemu artyleryjskiego, stopnia zużycia lufy, wyszkolenia i umiejętności załogi, precyzyjnych danych rozpoznawczych i koordynatów prowadzonego ognia oraz warunków pogodowych. Aby skutecznie porazić cel należy wystrzelić wiele pocisków. Im więcej mamy ich w zapasie, ty bardziej swobodnie możemy zadysponować użycie artylerii przeciwko różnym celom.
W ostatnich dniach naczelny dowódca sił zbrojnych Ukrainy generał Ołeksandr Syrkij przedstawił na specjalnej odprawie dane dotyczące wykorzystania systemów artyleryjskich. Dane te porażają.
Według szacunków ukraińskiego dowództwa tylko w okresie 9 dni – od 6 do 14 sierpnia 2024 roku ukraińskie siły zbrojne zużyły łącznie 131 461 pocisków artyleryjskich różnych kalibrów – od moździerzy 82 mm do amunicji 203 mm wykorzystywanej przez systemy artyleryjskie 2S7 Pion. Daje to średnią dobową na poziomie 14 600 pocisków (!). Ale to nic w porównaniu do szacunku wykorzystania amunicji przez Rosjan. W tym samym czasie mieli oni zużyć 400 250 (!) sztuk amunicji artyleryjskiej co daje średnią dobową na poziomie 44 500 sztuk. Nie rocznie, miesięcznie czy nawet tegodniowo – 44 tysięcy sztuk amunicji na dzień.
Ukraińskie dowództwo zaprezentowało również dane dotyczące średniego zużycia amunicji w poszczególnych okresach. W sierpniu-wrześniu 2023 roku dzienne zużycie amunicji artyleryjskiej wyniosło 13 tys. w przypadku Ukrainy oraz 20 tys. w przypadku Rosji. Od października do grudnia 2023 roku ukraińskie zużycie pocisków spadło do średniej 10 tys. tys. Wynikało to m.in. ze wstrzymania dostaw amunicji artyleryjskiej przez USA. Sytuacja ta trwała do maja 2024 roku. W tym samym czasie średnie zużycie pocisków przez Rosjan wzrosło do 70 tys. sztuk (!) dziennie w okresie od stycznia do maja. Wtedy trwały najcięższe walki o Awdijiwkę oraz w kierunku Pokorowska. Od lipca zużycie amunicji przez Rosjan spadło do średniej 45 tys. dziennie.
Ukraińcy w czasie największego głodu amunicyjnego byli na tyle zdesperowani, że zaczęli subsydiować pociski artyleryjskie dronami FPV. Te jednak podatne są na zakłócenia oraz mają ograniczony zasięg i siłę rażenia.
Polska Amunicja to za mało?
Wróćmy zatem z powrotem do naszego kraju, gdzie trwa karczemna awantura medialna o produkcję 300 tys. sztuk amunicji do 2029 roku. 300 tys. do 2029 roku – co podkreślam.
Patrząc na realia wojny na Ukrainie, nawet te liczby wydają się niczym w porównaniu do tego co mogłoby nas czekać w momencie najcięższej próby. Zwłaszcza, że Rosjanie cały czas zwiększają swoją produkcję amunicji – zgodnie z szacunkami zachodnich wywiadów Rosja planuje w najbliższych latach produkować rocznie 4 mln (!) sztuk amunicji artyleryjskiej różnych kalibrów rocznie. Czy ten plan się im uda, tego nie wiadomo. Wiadomo jednak, że 300 tys. sztuk amunicji rocznie nie odpowiada potrzebom współczesnego, intensywnego konfliktu zbrojnego.
Warto o tym pamiętać dyskutując o tej czy innej fabryce amunicji, która miałaby produkować ją na potrzeby przede wszystkim Wojska Polskiego. Ważne też, aby kompetencje i możliwości technologiczne produkcji amunicji powstały w Polsce, patrząc w jakiej sytuacji znalazła się Ukraina, która również amunicji artyleryjskiej właściwie nie produkowała a dziś zależna jest od woli i kaprysu donatorów z zagranicy.