icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Arendarski: Dajmy szansę polskim firmom

KOMENTARZ

Andrzej Arendarski

Prezes Krajowej Izby Gospodarczej

Program modernizacji polskiej armii, szacowany na grubo ponad 100 mld złotych, prezentowany jest jako wielka szansa dla polskiego przemysłu – na pozyskanie nowych technologii, środków na inwestycje, rozwój wysokiej jakości miejsc pracy. Wielokrotne deklaracje najważniejszych osób w państwie mówiące o maksymalnym udziale działających w Polsce firm w kontaktach zbrojeniowych rozbudziły apetyty przedstawicieli polskiego przemysłu obronnego. Nie trzeba było długo czekać na zimny prysznic.

Ogłoszone przez MON decyzje w sprawie pozyskania systemu rakietowego oraz śmigłowców każą głęboko wątpić we wcześniejsze zapowiedzi o priorytetowym traktowaniu polskiego przemysłu. Dobrym przykładem jest głośna ostatnio sprawa śmigłowców. MON zdecydował, że w szacowanym na ponad 10 mld złotych przetargu da szansę tylko jednemu producentowi -konsorcjum Airbusa. Kłopot w tym, że firma nie ma w Polsce zakładu produkującego śmigłowce. Będziemy więc je importować, w najlepszym przypadku uruchomimy w Polsce montownię. Pozostałym dwóm firmom, biorącym udział w przetargu tzn. PZL-Świdnik (najstarszy w Polsce producent śmigłowców) i PZL-Mielec nie dano nawet szansy przystąpienia do testów. A byłaby to najlepsza weryfikacja każdej z ofert. Efekt? Mając dwie duże firmy, należące do grona największych, światowych producentów śmigłowców, zatrudniające powyżej 5 tys. pracowników, kupujemy sprzęt zagraniczny.

Oczywiście celem przetargów jest wyłonienie jednego zwycięzcy, dlatego zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony. W tym jednak przypadku pojawia się bardzo dużo wątpliwości i pytań dotyczących nie tylko kwestii wyposażenia wojska w śmigłowce, ale szerzej, polityki obronnej i przemysłowej Polski.

W cywilizowanych krajach silny i rozwinięty przemysł obronny jest jednym z elementów systemu bezpieczeństwa. Nikogo nie dziwi, że niemiecka armia używa niemieckich czołgów, a francuska francuskich itd. Zakupów techniki wojskowej za granicą dokonuje się tylko w przypadku, gdy rodzimy przemysł nie dysponuje możliwościami jego wytworzenia.

Jerzy Buzek, komentując wybór francuskiego śmigłowca, mówił, że nie wyobraża sobie, żeby Francja, USA czy jakikolwiek inny kraj, który produkuje na swoim terenie dwa niezłe śmigłowce, które kupuje cały świat, zdecydował się na zakup innych maszyn. Trudno nie zgodzić się z tym stanowiskiem. Trudno też budować długofalową politykę gospodarczą w sferze obronności, jeśli przetargi rozstrzygane będą bez uwzględnienia potencjału i zaangażowania ich uczestników na polskim rynku.

KOMENTARZ

Andrzej Arendarski

Prezes Krajowej Izby Gospodarczej

Program modernizacji polskiej armii, szacowany na grubo ponad 100 mld złotych, prezentowany jest jako wielka szansa dla polskiego przemysłu – na pozyskanie nowych technologii, środków na inwestycje, rozwój wysokiej jakości miejsc pracy. Wielokrotne deklaracje najważniejszych osób w państwie mówiące o maksymalnym udziale działających w Polsce firm w kontaktach zbrojeniowych rozbudziły apetyty przedstawicieli polskiego przemysłu obronnego. Nie trzeba było długo czekać na zimny prysznic.

Ogłoszone przez MON decyzje w sprawie pozyskania systemu rakietowego oraz śmigłowców każą głęboko wątpić we wcześniejsze zapowiedzi o priorytetowym traktowaniu polskiego przemysłu. Dobrym przykładem jest głośna ostatnio sprawa śmigłowców. MON zdecydował, że w szacowanym na ponad 10 mld złotych przetargu da szansę tylko jednemu producentowi -konsorcjum Airbusa. Kłopot w tym, że firma nie ma w Polsce zakładu produkującego śmigłowce. Będziemy więc je importować, w najlepszym przypadku uruchomimy w Polsce montownię. Pozostałym dwóm firmom, biorącym udział w przetargu tzn. PZL-Świdnik (najstarszy w Polsce producent śmigłowców) i PZL-Mielec nie dano nawet szansy przystąpienia do testów. A byłaby to najlepsza weryfikacja każdej z ofert. Efekt? Mając dwie duże firmy, należące do grona największych, światowych producentów śmigłowców, zatrudniające powyżej 5 tys. pracowników, kupujemy sprzęt zagraniczny.

Oczywiście celem przetargów jest wyłonienie jednego zwycięzcy, dlatego zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony. W tym jednak przypadku pojawia się bardzo dużo wątpliwości i pytań dotyczących nie tylko kwestii wyposażenia wojska w śmigłowce, ale szerzej, polityki obronnej i przemysłowej Polski.

W cywilizowanych krajach silny i rozwinięty przemysł obronny jest jednym z elementów systemu bezpieczeństwa. Nikogo nie dziwi, że niemiecka armia używa niemieckich czołgów, a francuska francuskich itd. Zakupów techniki wojskowej za granicą dokonuje się tylko w przypadku, gdy rodzimy przemysł nie dysponuje możliwościami jego wytworzenia.

Jerzy Buzek, komentując wybór francuskiego śmigłowca, mówił, że nie wyobraża sobie, żeby Francja, USA czy jakikolwiek inny kraj, który produkuje na swoim terenie dwa niezłe śmigłowce, które kupuje cały świat, zdecydował się na zakup innych maszyn. Trudno nie zgodzić się z tym stanowiskiem. Trudno też budować długofalową politykę gospodarczą w sferze obronności, jeśli przetargi rozstrzygane będą bez uwzględnienia potencjału i zaangażowania ich uczestników na polskim rynku.

Najnowsze artykuły