Atom uchroni Bałkany przed kryzysem?

4 kwietnia 2018, 08:00 Alert

Europę Południowo-Wschodnią może wkrótce czekać kryzys energetyczny. Infrastruktura energetyczna w regionie jest zawodna i nieefektywna. Jednocześnie musi on zmniejszyć zależność od zewnętrznych źródeł energii i dostosować się do unijnych wymogów w zakresie polityki klimatycznej i jakości powietrza. Jak przekonuje prezes New Nuclear Watch Institute Tim Yeo najlepszym wyjściem z sytuacji są inwestycje w energetykę jądrową.

fot. Pixabay

Problemy Bałkanów

Region posiada infrastrukturę energetyczną, która jest niegodna zaufania, nieefektywna i niezrównoważona, a jednocześnie musi zmniejszyć zależność od zewnętrznych źródeł i dostosować się do przepisów UE w zakresie klimatu i jakości powietrza. Najlepszym wyjściem, argumentuje Tim Yeo, prezes New Nuclear Watch Institute, jest inwestowanie w nowe moce nuklearne.

Europa Południowo-Wschodnia należy do najbardziej niedoinwestowany obszarów na Starym Kontynencie jeżeli chodzi o infrastrukturę energetyczną. Najbardziej poszkodowane zdają się być Bałkany, które cierpią na chroniczny brak potrzebnych inwestycji w powyższym zakresie. Obecnie, wskutek geopolitycznych i środowiskowych czynników, region ten rozgląda się za sposobami na wyjście z impasu.

Nie bez wpływu na przetasowania w regionie pozostają napięcia pomiędzy putinowską Rosją a zachodnią częścią kontynentu europejskiego. One, a także ograniczana proekologicznym nurtem polityka energetyczna UE warunkują ścieżki rozwoju jawiące się przed państwami Europy Południowo-Wschodniej.

Jak podaje The New Nuclear Watch Institute (NNWI) region ten powinien w trybie pilnym szukać rozwiązań, które pomogłyby w kwestii nieco większej samowystarczalności energetycznej, aby zminimalizować szansę na całkowitą zależność od zewnętrznych interesantów politycznych. Poprzez państwa regionu instytut rozumie Albanię, Bośnię i Hercegowinę, Bułgarię, Czarnogórę, Grecję, Kosowo, Macedonię, Rumunię, Serbię i Węgry, wskazując jednocześnie, że przy pasywnej polityce wszystkie z nich mogą stać się niemalże w pełni zależne od innych do 2030 roku.

Dodatkowo dość problematyczne wydają się wymagania akcesyjne UE, stawiane państwom starającym się o wejście do wspólnoty. Zgodnie z nimi, państwa muszą wygaszać przestarzałe placówki energetyczne bazujące na niemodnej energetyce węglowej. Za główny argument przemawiający za tym pomysłem podaje się przede wszystkim wiek takowych elektrowni. Wiele z nich powstało jeszcze przed rokiem 1980 i nie spełnia współczesnych standardów. Gdyby zatem przyjąć, że część z tych placówek zostanie w najbliższym czasie efektywnie wygaszona – wzrosną i tak istniejące już deficyty energetyczne.

OZE czy atom?

Na horyzoncie pojawia się promowany przez elity unijne rozwój sektora Odnawialnych Źródeł Energii. Wydatki na OZE mają zostać sukcesywnie zwiększane, a wiele prognoz energetycznych pokazuje, że będzie to miało ścisły związek ze zwiększeniem (nawet o ponad 50 procent) wykorzystania OZE w polityce energetycznej wspomnianych państw. W tzw. “Europejskim Scenariuszu Referencyjnym 2016”, raporcie dotyczącym prognoz energetycznych, przewija się istotna prognoza mówiąca o tym, że w 2040 roku prawie połowa energii elektrycznej w Europie Południowo-Wschodniej ma pochodzić z OZE. W 2050 roku może to być już nawet 55%. Aby osiągnąć taki poziom należy jednak zwiększać nakłady na wciąż drogą energetykę odnawialną, co dla wielu państw regionu z oczywistych względów może być nieosiągalne w stopniu, który satysfakcjonowałby Brukselę.

Na horyzoncie pojawia się więc rozwiązanie atomowe. W chwili obecnej w Bułgarii, na Węgrzech i w Rumunii mamy do czynienia z kolejno 36, 37 i 27-procentowym udziałem elektrowni jądrowych w produkcji energii elektrycznej. W całym regionie mówimy już jednak o jedynie 13%. Pole zaktywizowanych w kontekście zwiększania znaczenia energetyki jądrowej także nie jest szerokie. Wiadomo, że Rumuni chcą dodać dwa nowe (720 MW) reaktory jądrowe do swojej elektrowni atomowej Cernavoda. Węgrzy planują wdrożyć rozwiązanie analogiczne, inwestując w reaktory o mocy 1200 MW w Paks znajdującym się około 130 kilometrów na południe od stołecznego Budapesztu.

Plany zagospodarowania swoich placówek mają także Bułgarzy, tu dochodzimy jednak do sedna problemu. Większość analiz skupia się właśnie na wspomnianych wyżej państwach, nie od wczoraj przecież dysponujących energią atomową. Cała reszta państw, które w swoich raportach wspominał The New Nuclear Watch Institute nie dysponuje żadną aktywnie działającą placówką wykorzystującą atom przy produkcji energii. Jest to spory problem logistyczny i finansowo, za którym muszą pójść konkretne działania. Zwłaszcza, jeżeli państwa te nie chcą być wplątane we współczesne relacje feudalne z większymi graczami na rynku energetycznym. W sytuacji taniejących, ale dla wielu państw wciąż niedostępnych OZE, atom może okazać się jedynym wyjściem dla podmiotów państwowych chcących kultywować ekologiczną politykę promowaną w Brukseli.

Energy Post/Adam Targowski