– Istnieje szansa, że rozwój źródeł odnawialnych jest jedynie elementem pretekstu mającym uzasadnić budowę elektrowni jądrowych i transfer technologii do Królestwa – pisze Łukasz Przybyszewski, analityk Ośrodka Badań Azji Centrum Badań nad Bezpieczeństwem Akademii Sztuki Wojennej. Artykuł jest opinią prywatną nie reprezentuje stanowiska władz ASzWoj.
Arabia Saudyjska od co najmniej kilku dekad rozważała rozpoczęcie cywilnego programu nuklearnego. Wydaje się, że punktem kluczowym w tych dążeniach było zawarte z USA w maju 2008 r. porozumienie o współpracy w dziedzinie energii jądrowej, które sygnalizowało znaczące zmiany w regionie umożliwiające wdrożenie takiego programu. Od tamtej pory sytuacja na Bliskim Wschodzie istotnie się zmieniła. Zazwyczaj program nuklearny Arabii Saudyjskiej kojarzony jest z rozwojem takiegoż samego w Iranie, ale nie należy zapominać, że również Zjednoczone Emiraty Arabskie, Turcja oraz Egipt też zainicjowały budowę własnych elektrowni. Oczywiście są to procesy, które większość obserwatorów widzi gołym okiem, ale spotkać można wiele opinii, które wskazują na kontrowersyjność cywilnych programów nuklearnych, w tym saudyjskiego. Krytycy podkreślają przede wszystkim ryzyko proliferacji broni jądrowej, brak dostatecznych starań w budowie elektrowni słonecznych czy wiatrowych. Zanim wyciągnie się pochopne konkluzje, należałoby spojrzeć jak wygląda sytuacja na Bliskim Wschodzie i w samej Arabii Saudyjskiej.
Jeśli wziąć pod uwagę jak wiele państw w regionie rozpoczęło własne programy, to ryzyko proliferacji można uznać za problem całego Bliskiego Wschodu. Co się tyczy Arabii Saudyjskiej, to zasadniczo przy tak dużych środkach pieniężnych Królestwa, władze w Rijadzie nie miałyby najmniejszego kłopotu w kupnie takiej broni (a raczej jedynie kluczowych komponentów) choćby od Pakistanu. Pamiętać należy, że Saudyjczycy sami sfinansowali wojskowy program nuklearny Pakistańczyków, więc byłby to pewien dług do spłacenia. Czy proliferacja jest czymś negatywnym zależy jednak przede wszystkim od tego, czy prowadzi do braku równowagi w regionie. Jeśli nie, to można założyć, że być może powtórzyłby się schemat lęku przed wzajemnym wyniszczeniem. Oczywiście nawet cywilne instalacje są zagrożeniem dostatecznym samym w sobie, gdyż ich katastrofalna awaria lub uszkodzenie mogłoby doprowadzić do podobnych politycznie rezultatów. Rozważania tego typu są jednak w obliczu regionalnej „atomizacji” już w zasadzie jałowe – teraz trwa bowiem wyścig o coś znacznie ważniejszego, a mianowicie kontrolę nad mniejszymi państwami regionu, tworzące strefę buforową, które nie mogąc sobie pozwolić na własne elektrownie jądrowe będą zmuszone importować elektryczność od sąsiadujących z nimi mocarstw. Iran już to robi i czasem „gasi światła” w Iraku.
Nie chodzi jednak tylko o prąd, gdyż elektrownie te mają w regionie inną, ogromną zaletę. Jednocześnie służą jako odsalarnie i – choć to brzmi trywialnie – woda jest na Bliskim Wschodzie naprawdę bardzo cennym zasobem. Niepokoje społeczne w Egipcie, Syrii czy Jemenie były przykładowo silnie skorelowane z suszami i nieurodzajem, choć oczywiście problemy społeczno-ekonomiczne tych i innych państw w regionie są odrobinę bardziej złożone i strukturalne. Równie istotnymi czynnikami są: nepotyzm, korupcja, bieda i bezrobocie. Dołożywszy do tego prężną demografię i nagły skok cen żywności, ciężko jest uniknąć kryzysu. W takich warunkach wydaje się, że jedyną naprawdę cenną walutą poza wodą, paliwem i dolarami (lub złotem) jest lojalność. Ta ostatnia jest niestety często zbyt labilna, więc pozostaje jedno rozwiązanie – „zszyć” pomniejsze, mniej stabilne państwa tanią energią elektryczną wedle wiecznie aktualnej zasady divide et impera. W pierwszej kolejności jednak należy oczywiście samemu sobie zapewnić źródło elektryczności, a także wody, co też Arabia Saudyjska uczynić musi, jeśli zależy jej na własnej suwerenności i wpływie na niektóre okoliczne państwa. Dlatego też program nuklearny został wciągnięty na listę priorytetów w planie Vision 2030, który opublikowano w 2016 r.
Czynnikami, które determinują w przypadku Arabii Saudyjskiej konieczność budowy elektrowni jądrowych (zawsze pamiętajmy o nich jako także odsalarniach), są: 1) demografia – w stosunku do początku lat 90. uległa obecnie podwojeniu (ok. 32-3 mln, z czego 1/3 to ekspatrianci); 2) naturalnie związany ze wzrostem demograficznym wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną (przewidywany peak na poziomie 120 GW w 2023 r.) i wodę; 3) rosnące uprzemysłowienie; 4) konieczność redukcji konsumpcji węglowodorów na rzecz ich eksportu lub przetwarzania; 5) konieczność dywersyfikacji źródeł dochodu publicznego – wprowadza się podatki, podnosi ceny, rozpoczyna tworzenie kolejnych nowych gałęzi przemysłu, usług, reorientacja branży węglowodorów z głównie działalności wydobywczej na przetwórczą. Biorąc pod uwagę kulturę życia w Arabii Saudyjskiej ciężko jest oczekiwać, aby wzrost populacji dał się łatwo spowolnić – po nagłym skoku przyrostu w końcu lat 90., który ciągnął się przez połowę pierwszej dekady lat 2000. mamy sytuację, w której niedługo na rynek pracy trafi kolejna fala młodzieży chcącej zakładać rodziny i znaleźć zatrudnienie. Trwa też proces „saudyzacji” gospodarki, czyli zmniejszania liczby pracujących w Królestwie ekspatriantów. Choć oczywiście najbardziej poszukiwane są miejsca pracy w lub związane z sektorem państwowym, to nie wszyscy mogą na takie przywileje liczyć. W związku z tym konieczne jest tworzenie nowych miejsc pracy, a władze w Rijadzie dostrzegły w tym szansę na rozwój produkcji, usług czy choćby kopalnictwa – to ostatnie jest szczególnie preferowane przykładowo w zachodnich prowincjach Królestwa, które leżą na bogatej w najróżniejsze złoża (w tym metale szlachetne) tarczy arabsko-nubijskiej. Wszystkie plany te są oczywiście bardzo ambitne, Vision 2030 brzmi w swej treści niczym „The Saudi Dream”, ale nie należy jeszcze uznawać, że się on nie powiedzie. Społeczeństwo saudyjskie pod wieloma względami, choć zachowując swoją tożsamość, staje się bardziej otwarte i rozumie konieczność budowy własnej, bardziej suwerennej gospodarki. W tym momencie ktoś mógłby z pewnością przywołać inny argument krytyczny wobec saudyjskiego cywilnego programu nuklearnego, a który już padł we wstępie: skoro saudyjskie społeczeństwo jest coraz bardziej świadome wyzwań i potrzeb, to dlaczego nie są pchane naprzód plany rozwoju elektrowni słonecznych i wiatrowych?
Przyczyny są trywialne, ale dla wielu komentatorów nieuświadomione, gdyż nie znają warunków klimatycznych Arabii Saudyjskiej. Wbrew pozorom ten kraj nie jest doskonałym miejscem dla paneli słonecznych i turbin z powodu szeregu negatywnych czynników środowiskowych. Po pierwsze, mamy do czynienia z temperaturami zatrważająco wysokimi w sezonie letnim (ok. 50°C, stąd skoki zapotrzebowania na prąd – klimatyzacja). Tak wysokie temperatury nie służą dobrze przesyłowi energii elektrycznej i oczywiście przyspieszają proces niszczenia wszelkiego sprzętu. Po drugie, następny negatywny czynnik jest rodzaju geomorfologicznego – wszechobecny pył, z łatwością niesiony przez wiatr. Osadza się on na panelach, powodując znaczący spadek wydajności (szacowany ok. 10-20% po jednej burzy pyłowej, ok. 50% po 6 miesiącach bez konserwacji), a koszt operacyjny dodatkowo podnosi konieczność ciągłego ich czyszczenia. Stąd też wbrew pozorom w Arabii Saudyjskiej odpowiednia przestrzeń do budowy farm słonecznych jest naprawdę silnie ograniczona i nie pokryłyby one – wbrew niektórym opiniom – zapotrzebowania do takiego stopnia, że elektrownie jądrowe byłyby zbędne. Być może jednak w niedalekiej przyszłości bardziej odporne systemy automatycznego czyszczenia lub roboty i drony czyszczące byłyby w stanie choć częściowo rozwiązać problem pyłu. Trzecim równie istotnym czynnikiem jest słona para wodna, która powoduje korozję. Tereny wybrzeża Zatoki Perskiej czy Morza Czerwonego są okresowo silnie wystawione na działanie tego czynnika (w przypadku Zatoki Perskiej też siarczanów). Wpływ na spadek wydajności np. ogniw PV był szacowany w przypadku tego rodzaju wilgoci na ok 50% większy niż pyłu. Miejsca względnie odpowiednie do postawienia elektrowni słonecznych oraz turbin jednak mimo wszystko istnieją. Właśnie są rozwijane projekty budowy elektrowni wiatrowych na wschodnim i zachodnim wybrzeżu Królestwa m.in. przez francusko-saudyjskie konsorcjum i pojawiają się kolejne przetargi na elektrownie słoneczne. Jednak według niektórych opinii koszt energii uzyskany ze szczególnie preferowanego przez władze w Rijadzie CSP (concentrated solar power) może być porównywalny do międzynarodowej ceny za ropę. Prawdopodobnie umiejscowienie w Królestwie zakładów produkcyjnych i B+R uczyniłby projekty CSP bardziej atrakcyjnymi, gdyż stworzyłoby to nowe miejsca pracy. Biorąc pod uwagę powyższy pobieżny zarys negatywnych czynników środowiskowych, elektrownie jądrowe jawią się jako bardziej pewne źródło energii (oraz wody) aniżeli źródła odnawialne. Żeby pokonać wpływ tych czynników, konieczne byłyby znaczące postępy w już istniejących technologiach.
Podsumowując, Arabia Saudyjska jest z przyczyn środowiskowych, geopolitycznych i wewnętrznych państwem w na tyle trudnym położeniu, że władze w Rijadzie nie mają tak naprawdę wyboru – elektrownie jądrowe wraz z połączonymi z nimi odsalarniami są jedynym rozwiązaniem, które gwarantuje stabilne źródło energii i wody. Ponadto wszystkie istniejące aktualnie w Królestwie elektrownie i odsalarnie zasilane są gazem i ropą, czyli pieniędzmi, których z czasem może być mniej, skoro duża część rozwiniętego świata – zdaje się – wybrała redukcję zużycia węglowodorów. Saudyjscy urzędnicy często przekonują, że są otwarci na nowe technologie, ale istnieje szansa, że rozwój źródeł odnawialnych jest jedynie elementem pretekstu mającym uzasadnić budowę elektrowni jądrowych (dużych i małych jednostek) i transfer technologii do Królestwa.