W sprawie atomu nie chodzi o atom. Chodzi o to, żeby to żeby to, co robimy w obszarze katastrofy klimatycznej i ekologicznej, będących skutkiem antropogenicznej presji na klimat i przyrodę, zachowało resztki sensu i skuteczności. Dlatego też toczący się nieustannie spór przeciwników energii jądrowej z jej zwolennikami jest z jednej strony absurdalny, z drugiej przejmujący. Absurdalny, bo nie dotykający w najmniejszym stopniu istoty sprawy i problemu. Przejmujący, bo jego wynik ma szansę przesądzić o losach ludzkości i losach składających się nań jednostek – pisze Andrzej Gąsiorowski*.
Nie ma opcji 100% energii jądrowej
Spór ten ma wiele charakterystycznych elementów, ale jednej cechy nie posiada na pewno. Nie ma charakteru symetrycznego, a jeśli ma takowy, to jedynie w wyobraźni zwolenników tak zwanej opcji 100% OZE. Opcji, która zakłada, że ludzkość i cywilizacja w kształcie co najmniej przypominającym obecny, mogą być zasilane w 100% energią odnawialną. W oczach jej reprezentantów zwolennicy energetyki jądrowej mają wierzyć i promować coś przeciwnego – oparcie tejże samej cywilizacji w 100% na energii jądrowej. Problem w tym, że zbiór głosicieli takiego poglądu jest w praktyce zbiorem pustym.
Kryzys wyobraźni
W zalewie „twardych danych”, którymi przerzucają się strony fantazmatycznego atomowo-odnawialnego sporu, ginie sprawa zasadnicza. Klimatyczno-ekologiczny kryzys nie daje się sprowadzić do tego jak produkujemy energię czy do tego, jak traktujemy ekosystemy. Świat początku XXI jest światem egzystencjalnych lęków o bardzo różnym charakterze i bardzo niewielu nadziei na przyszłość. Bagatelizowany od lat problem klimatyczny nie daje się już zamieść pod dywan. Jednocześnie od czasów protokołu z Kioto (1997 r.) nie osiągnęliśmy żadnych istotnych sukcesów na polu dekarbonizacji. Kryzys klimatyczny, i ekologiczny (którego częścią jest również pandemia COVID-19) sprawia, że nie wyobrażamy sobie przyszłości w ogóle, albo mamy jej sprzeczne wizje, oscylujące od dalszych wariantów bussines as usual przez postęp i poprawę losu ludzkości aż po różnego rodzaju wizje apokaliptyczne. Ludzkość straciła impet i zagubiona obserwuje wznoszące się krzywe stężenia CO2 w atmosferze, temperatury morza i lądu, czy krzywą zgonów wywołanych wirusem SARS-CoV-2.
Czy stać nas na odbieranie sobie nadziei?
Jeśli przyjmiemy, że opisany wyżej stan świata choćby częściowo odpowiada faktom, nie można nie zadać sobie pytania, czy możemy pozwolić sobie na odbieranie resztek nadziei i odrzucanie sprawdzonych narzędzi już nawet nie poprawy sytuacji, a „wypłaszczania” potencjalnej i coraz bardziej prawdopodobnej klimatycznej klęski. A takim sprawdzonym narzędziem jest energetyka jądrowa. Dlatego tak niezrozumiały i budzący tak duże wątpliwości natury etycznej i prakseologicznej jest ów antyatomowy nurt myślenia. Jeżeli bowiem odbierzemy sobie tak poważne narzędzie, które z sukcesami zdekarbonizowało potęgi kalibru Francji, czy prowincji Ontario w Kanadzie, cóż nam zostaje? Zostaje wiara w to, że dekarbonizacyjny sukces osiągniemy opierając system energetyczny na współpracy odnawialnych źródeł energii i gazu ziemnego (a w dotychczasowej praktyce również masowo stosowanego „zwykłego” węgla), nieistniejących na potrzebną skalę magazynach energii, a ostatnio, wodoru. Wiara rozbudowywana o coraz to nowe elementy i pojęcia, jak „sieć jako magazyn energii”, rynku energetyki jako jej „sercu” (do tej pory wydawało się, że są nim elektrownie i sieci), „elastyczność”, „obywatelskość”, „prosumeryzm”, „digitalizacja” etc. Wiara, która nie zmienia tego, że bez jądrowego domknięcia operujemy w ramach energetycznego systemu kopalno-odnawialnych źródeł energii (KOZE).
Co jest naszym celem?
Oczywiście w wierze w rozwój danej technologii czy szeregu różnych technologii nie ma nic złego. Należy rozwijać technologie OZE, technologie wodorowe, efektywność energetyczną. Nie wiadomo jednak, patrząc z punktu widzenia celu, jakim w założeniu przynajmniej miała być transformacja energetyki w kierunku niskich lub zerowych emisji, jak pogodzić to o usuwaniem z systemu wydajnego, stabilnego i relatywnie czystego źródła, jakim jest energia jądrowa.
Chyba, że coś innego jest celem, że prowadzimy społeczno-gospodarczą grę bez oglądania się na wytrzymałość klimatu, oceanu, przyrody, chyba, że wierzymy, że dwutlenek węgla emitowany do atmosfery ze spalania metanu jest innym dwutlenkiem węgla, niż ten ze spalania węgla. Przykład niemieckiej Energiewende, opartej na intensywnym inwestowaniu w odnawialne źródła energii przy jednoczesnym likwidowaniu elektrowni jądrowych pokazuje, że bez atomu głęboka dekarbonizacja jest albo niemożliwa, albo niewyobrażalnie droga.
Rola atomu
Przeciwnicy energii jądrowej, aby obronić ten nieskuteczny z puntu widzenia klimatu model, codziennie pracują na wpajaniem społeczeństwu wizji złego atomu i jeszcze gorszych atomowych aktywistów. Pierwszy ma być drogi, niebezpieczny i dekarbonizować zbyt wolno. Aktywiści mają mieć na celu jedynie dalsze podtrzymywanie złowrogiego zglobalizowanego kapitalizmu, a nawet być zbyt mało ludzcy w swoich pomysłach rozwiązania tego największego problemu ludzkości.
Nic bardziej mylnego. Atom jest względnie tani, bezpieczny, ten który jest już dekarbonizuje (po co go likwidować?), a ten, który będzie, domknie systemy OZE (chyba, że mamy zginąć w ciągu dziesięciu lat, ale wtedy po co robić cokolwiek). Atomowi aktywiści naszych czasów to ludzie w pełni świadomi konieczności daleko idącej przemiany świata (w tym również tej społecznej), podkreślający konieczność ogromnych zmian w produkcji rolnej i hodowli zwierząt, zmianie modelu konsumpcji, i – coraz częściej – prawdziwi obrońcy przyrody. Atom nie może podtrzymać kapitalizmu, bo jego trwałość, wydajność i pewność jest zaprzeczeniem kapitalizmu. Należycie używany jest jednym z największych przejawów humanizmu. Ale przede wszystkim daje cień nadziei, że możemy obywać się w produkcji energii bez paliw kopalnych, nie obciążać ponad miarę przyrody i stworzyć znośny świat. Atom, jako narzędzie klimatycznej motywacji w zniechęconym świecie to coś o wiele więcej, niż źródło energii.
*Andrzej Gąsiorowski – adwokat, aktywista klimatyczny i ekologiczny, Prezes Zarządu Fundacji FOTA4Climate, prowadzi blog „Dlaczego ludzie wycinają drzewa”. Tekst ukazał się również w dzienniku „Rzeczpospolita”.