Na odbytym niedawno w Warszawie Forum Programowym Koalicji Obywatelskiej prominentny eurodeputowany PO na jednym z paneli stwierdził, że „Na atom w Polsce jest już za późno. Energia z atomu za 10-12 lat to zbyt odległa perspektywa”. No cóż, mogę zadać pytanie, dla kogo ta perspektywa jest zbyt odległa, dla eurodeputowanego, czy dla mojego kraju? – stwierdza dr Józef Sobolewski*.
Jeśli dla mnie wykracza coś poza obszar mego postrzegania to stwierdzam, że nie robię tego dla siebie, ale dla mojej małej córki i jej przyszłości w moim kraju. Przecież, jeśli się buduje elektrownię jądrową to buduje się elektrownię, której czas eksploatacji porównywalny jest z czasem życia człowieka, więc siłą rzeczy nie budujemy tego tylko dla siebie. Przecież walcząc ze zmianami klimatu, o ograniczenie emisji, robimy to także w perspektywie wielu dziesiątek lat a nie jednego dziesięciolecia.
Zamiast rozwoju energetyki jądrowej eurodeputowany zaproponował nam transformację energetyczną na wzór niemiecki, czyli przejście na wiatr i gaz. Oczywiście miał na myśli docelowy model niemiecki, bo w obecnym to jest wiatr i węgiel brunatny, no i też kamienny, ale …tylko z importu! W docelowym modelu niemieckim węgiel zostanie zastąpiony gazem, po to Rosjanie wspólnie z Niemcami budują Nord Stream 2. Przecież już teraz z pierwszej nitki gazociągu mają znaczne nadwyżki gazu z Rosji, które sprzedają w UE. Niemcy, co prawda dla uspokojenia Amerykanów chcą budować także terminal LNG, ale Rosja zawsze będzie mogła sprzedać gaz do Niemiec taniej, …zawsze!
Jeśli, jak na wspomnianym panelu, mówimy o kosztach wytwarzania, to należy zauważyć, że koszty energii elektrycznej w UE to pewnego rodzaju fikcja ekonomiczno-polityczna. Jeśli koszty wytwarzania ze źródeł odnawialnych są coraz niższe, to, dlaczego koszty energii dla gospodarstw domowych są coraz wyższe? A może to nie koszty wytwarzania OZE się obniżają, ale w wymuszony polityką sposób, rosną koszty dla odbiorcy i powodują wzrost kosztów wytwarzania z innych źródeł, co relatywnie obniża koszt wytwarzania z OZE. Warto mieć świadomość tego, że w Niemczech (2018) w cenie za energię elektryczną rzeczywiste koszty energii to tylko 21%, reszta (79%) to dopłaty i podatki, w tym 23% to …wsparcie dla jakoby ratujących nas przed rosnącymi cenami energii, źródeł odnawialnych.
W wypowiedzi na panelu eurodeputowany słusznie stwierdza, że 5 mld euro wsparcia UE na likwidację górnictwa to mało. Na początku lat 60-tych górnictwo węgla kamiennego w Niemczech zatrudniało około pół miliona osób. Odejście od wydobycia węgla kamiennego, które trwało prawie 50 lat szacuje się, że kosztowało niemieckiego podatnika ponad 300 mld euro. Jeśli dorzucimy do tego prawie drugie tyle euro wydanych na wsparcie energetyki odnawialnej, to koszty tej transformacji przekroczą już pół biliona euro. To bardzo duża suma, zaokrąglając 2 000 000 000 000 złotych. Dla porównania za ta sumę Niemcy mogli wybudować mniej więcej 200 bloków jądrowych.
Pozostając przy kosztach należy niestety otwarcie powiedzieć, że Europejski Bank Inwestycyjny praktycznie już podjął decyzję o odmowie wsparcia finansowego nie tylko energetyki opartej na węglu (co w związku z ograniczaniem emisji można zrozumieć), ale także energetyki jądrowej. Energetyki, która produkuje połowę bez-emisyjnej energii elektrycznej wytwarzanej w UE. Ostatnie propozycje unijne dotyczące tak zwanej taxonomi, to jest określenia, co jest zrównoważone z punktu widzenia klimatu i godne wsparcia unijnym finansowaniem, wykluczają bez-emisyjną energetykę jądrową, ale przynajmniej na razie nie wykluczają emisyjnego gazu. Dlaczego tak się stało to może właśnie eurodeputowani powinni wyjaśnić.
W swojej argumentacji przeciwko energetyce jądrowej eurodeputowany zarzuca Polsce brak kadr przygotowanych do budowy elektrowni jądrowych. Otóż chciałbym sprostować, że może samych reaktorów nie będziemy budować, no przynajmniej na początku, ale firm mogących w takim projekcie uczestniczyć mamy całkiem sporo. Ministerstwo Energii wydało katalog takich firm, a niegdyś po podobnej wypowiedzi eurodeputowanego pracownicy resortu poinformowali go o możliwości otrzymania tego katalogu. Mamy wystarczający potencjał do rozwoju przemysłu jądrowego w Polsce, i jeszcze porządną bazę naukowo-badawczą, wystarczy tylko mieć więcej wiary w umiejętności polskich inżynierów i naukowców.
Tak przy okazji, to o ile mi wiadomo zasadniczej części wiatraka, czyli turbiny (generatora) też w Polsce się nie produkuje i nie sądzę, aby niemiecka firma dostarczająca 70% turbin w Europie zechciała je produkować w Polsce. Produkcja, a właściwie wykonawstwo, bo przecież nie projektowanie, wież, czy śmigieł to nie jest wysoka technologia, to tak jak stawianie konstrukcji budowlanych. Ale faktem jest, że w obu przypadkach potrafimy to dobrze robić.
Dla mnie energetyka jądrowa to kwestia suwerenności energetycznej mojego kraju i od polskich eurodeputowanych, zwłaszcza przewodniczących ważnych komisji Parlamentu Europejskiego oczekuję wsparcia wysiłków naszego kraju w jego dążeniu do realizacji własnej polityki energetycznej.
Te 10 GW mocy jądrowej, planowane w PEP2040, które powinny się pojawić w naszym systemie energetycznym w latach 2033-2043 to być albo nie być nie tylko naszej suwerenności, ale także naszego rozwoju i naszej przyszłości. Nie cała Unia żyje w oparach zielonego absurdu i warto działać wspólnie z innymi na rzecz przewietrzenia europejskiej atmosfery i stworzenia warunków, w których przestrzegane będą traktaty akcesyjne i każdy kraj będzie sam mógł decydować o swoim miksie energetycznym, w taki sposób, aby jak najefektywniej ograniczać nie tylko emisję dwutlenku węgla do atmosfery, ale też i wszelkich innych zanieczyszczeń środowiska, nawet, jeśli to środowisko jest w odległych Chinach.
*Poglądy przedstawione w tym artykule są prywatnymi opiniami dra Józefa Sobolewskiego i nie reprezentują stanowiska żadnej instytucji.