icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Babić: Czarnogóra, czyli mały-duży gracz między NATO a Rosją

KOMENTARZ

Dr Marko Babić

Instytut Europeistyki Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego*

Przyjmując Czarnogórę do struktur NATO, Sojuszowi nie przeszkadza fakt, że kraj ten nie jest państwem prawa. Zależy mu przede wszystkim na ograniczeniu wpływów rosyjskich lub najlepiej całkowitym wyparciu Rosji z regionu Bałkanów Zachodnich. Czarnogóra jako najmniejsza z postjugosłowiańskich republik, dysponującą armią liczącą 2100 żołnierzy. Dla Sojuszu zatem militarny aspekt bezpieczeństwa w przypadku Czarnogóry nie jest najważniejszy. Kluczowym jest sygnał wobec Rosji, że proces rozszerzenia nadal trwa i że NATO nie przyjmuje do wiadomości żadne prawo weta stron trzecich wobec tego procesu.

Od połowy lat 90. wieloletni przywódca Czarnogóry Milo Djukanović konsekwentnie realizuję politykę usamodzielnienia się od Serbii i zbliżenia do zachodnich struktur zarówno wojskowych (NATO) jak i gospodarczych (UE). Apogeum tej polityki miało miejsce 21 maja 2006 roku, kiedy odbyło się referendum w którym Czarnogórcy opowiedzieli się za niepodległością. Należy jednak pamiętać, że warunki głosowania były „negocjowane” z Unią Europejską. Postanowiono, że głosowanie miało być ważne jedynie wtedy, kiedy weźmie w nim udział ponad 50% uprawionych do głosowania, z których 55% opowie się za niepodległością. Rzeczywiście, przy 85% frekwencji za niepodległością się opowiedziało 55,5% głosujących – zaledwie 0,5% powyżej uzgodnionego progu. Szacuje się, że około tysiąca osób przesądziło o proklamowaniu przez władzę kraju niepodległości. O udanym referendum przesądziły głosy Czarnogórców opowiadających się za niepodległością oraz, co ważniejsze, mniejszości narodowych zamieszkujących Czarnogórę: Albańczyków, Chorwatów, muzułmanów bośniackich i innych. Przeciwko była mniejszość serbska oraz Czarnogórcy uważający się Serbów (pragnący pozostać w jednym państwie z Serbią). Podział ten utrzymuje sie do dziś także w sprawie stosunku do obecnej władzy (ci pierwsi popierają Djukanovicia i jego obóz polityczny, ci drudzy zaś są mu przeciwni).

Podobnie, stosunek do NATO dzieli społeczeństwo czarnogórskie. Sondaże pokazują, że 47,3% opowiada się za przystąpieniem do Sojuszu, 37% jest zdecydowanie przeciwne, 15,6% jest raczej na nie lub pozostaje bez zdania (badanie opinii publicznej przez agencje DAMAR z 1 lutego 2016). Fakt, że władze unikają ogłoszenia referendum w sprawie przystąpienia do NATO świadczy, że rozumieją jak Czarnogórcy są podzieleni w tej sprawie. Niemniej, tym samym potwierdzają argument opozycji (i bardzo chętnej do podkreślenia tego faktu Rosji), że decyzja o przystąpieniu jest decyzją wąskiej grupy polityków, a nie decyzją społeczeństwa w tak strategicznej sprawie. Oczywiście, można dyskutować o tym, czy zawsze i wszędzie większość demokratyczna ma racje (doświadczenia historyczne, szczególnie europejskie, zaprzeczają tej tezie). Czasem potrzeba mężów stanu-wizjonerów, którzy podejmują niepopularne decyzje które post-factum okazują się słuszne. Otwartym pytaniem pozostaje czy sprawa przystąpienia Czarnogóry do NATO należy do tej kategorii.

Niewątpliwie, akcesja Czarnogóry do NATO (ale i do UE) służy rządzącej elicie politycznej do legitymizacji własnych rządów. Słowem, utrzymaniu dominującej roli środowiska politycznego skupionego wokół, utrzymującego się u władzy od końca lat 80., Milo Djukanovicia (i jego post-komunistycznej Demokratycznej Partii Socjalistów). Problem polega na tym, że on i jego otoczenie są zarówno współtwórcami jak i profitentami obecnie funkcjonującego systemu korupcyjnego, który w tym kraju przybrał zastraszające rozmiary. Wielkie demonstracje antyrządowe pod koniec 2015 roku pokazują uzasadnione niezadowolenie społeczne z rządów Djukanovicia, który pogrążył kraj w ekonomicznym kryzysie. Poza tym, Czarnogóra pozostaje jedynym państwem europejskim w którym od 27 lat nie doszło do rzeczywistej alternacji władzy w wolnych i demokratycznych wyborach.

W tym kontekście należy rozpatrywać kwestie akcesji Czarnogóry do NATO. Sojuszowi nie przeszkadza fakt, że Czarnogóra nie jest państwem prawa. Zależy mu przede wszystkim na ograniczeniu wpływów rosyjskich lub najlepiej całkowitym wyparciu Rosji z regionu Bałkanów Zachodnich. Czarnogóra jako najmniejsza z postjugosłowiańskich republik (680 tys. mieszkańców oraz 13,812 km2 powierzchni) ma armię liczącą 2100 żołnierzy. Dla Sojuszu zatem militarny aspekt bezpieczeństwa w przypadku Czarnogóry nie jest najważniejszy. Kluczowym jest sygnał wobec Rosji, że proces rozszerzenia nadal trwa i że NATO nie przyjmuje do wiadomości żadne prawo weta stron trzecich wobec tego procesu. Można zatem stwierdzić, że zaproszenie Czarnogóry do NATO jest decyzją geopolityczną ponieważ państwo to nie spełnia w całości demokratyczne i państwowo-prawne kryteria, podobnie jak miało to miejsce w przypadku Chorwacji i Albanii, które przystąpiły do NATO w 2009 roku.

Milo Djukanović w latach 90. rozwijał bliskie stosunki z Moskwą polegające przede wszystkim na przyzwoleniu dla rosyjskich inwestycji w jego kraju. Nie ma dokładnych danych, ale szacuje się, że rosyjska oligarchia średniego szczebla posiada około 40% wszystkich nieruchomości w Czarnogórze. Rosjanie także stali się właścicielami największej czarnogórskiej huty w miejscowości Nikšić, fabryki aluminium w Podgoricy czy kopalni boksytu w miejscowości Pljevlje. Tymczasem, Djukanović stopniowo zaczął się politycznie dystansować od Moskwy i dlatego dzisiaj perspektywa przystąpienia do NATO i Unii Europejskiej dla Czarnogóry zupełnie zależnej od zagranicznych źródeł finansowania pozostaje perspektywą nie tylko obiecującą dalszy rozwój, a wręcz kwestią o żywotnym znaczeniu. Pozostaje jednak otwartym pytaniem, co się stanie z rosyjskim kapitałem w Czarnogórze i czy nie nastąpi jego gwałtowny odpływ, co niewątpliwie mogłoby mieć (przynajmniej krótkoterminowo) poważne skutki dla gospodarki tego kraju.

Rosja od 2013 roku poszukuje państw, regionalnych partnerów które pozwalałyby rosyjskim okrętom wojennym na Morzu Śródziemnym na korzystanie z portów w celu uzupełnienie zaopatrzenia i korzystania z obsługi technicznej. Rosja jednak nie ma większego wyboru albowiem okazuje się, że poza Egiptem i Cyprem trzecim takim krajem mogłaby być tylko Czarnogóra z swoimi portami: Kotor i Bar. Wraz z przystąpieniem Czarnogóry do NATO, porty te stają się portami natowskimi. Jest to kolejny powód do niezadowolenia Rosji.

Ostra reakcja Rosji przeciwko przystąpieniu Czarnogóry ma jeszcze jeden nieoczywisty wymiar: Serbię. Po ostatnich wyborach parlamentarnych w kwietniu 2016 r., które zdecydowały o ponownym zwycięstwie dotychczasowej rządzącej Serbskiej Partii Postępowej Aleksandra Vučicia, serbskie społeczeństwo potwierdziło wolę kontynuowania procesu integracji z Unią Europejską. Deklaratywnie przeciwny przystąpieniu do NATO serbski mainstream polityczny krok po kroku zwiększa jednocześnie zakres współpracy z NATO. Niepokoi to Moskwę, która pragnie by Serbia pozostała nadal neutralna wojskowo, co oznacza zamrożenie procesu integracji z NATO. Dlatego sygnały wysyłane z Moskwy do Podgoricy faktycznie wysyłane są do Belgradu. Czas pokaże czy odniosą skutek zgodny z zamierzonym.

*Dr Marko Babić jest Sekretarzem Zakładu Europejskich Studiów Subregionalnych w Instytucie Europeistyki Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Swoje badania naukowe koncentruje na procesach państwowo- i narodowotwórczych, konfliktach etnicznych i polityce zagranicznej krajów bałkańskich.

KOMENTARZ

Dr Marko Babić

Instytut Europeistyki Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego*

Przyjmując Czarnogórę do struktur NATO, Sojuszowi nie przeszkadza fakt, że kraj ten nie jest państwem prawa. Zależy mu przede wszystkim na ograniczeniu wpływów rosyjskich lub najlepiej całkowitym wyparciu Rosji z regionu Bałkanów Zachodnich. Czarnogóra jako najmniejsza z postjugosłowiańskich republik, dysponującą armią liczącą 2100 żołnierzy. Dla Sojuszu zatem militarny aspekt bezpieczeństwa w przypadku Czarnogóry nie jest najważniejszy. Kluczowym jest sygnał wobec Rosji, że proces rozszerzenia nadal trwa i że NATO nie przyjmuje do wiadomości żadne prawo weta stron trzecich wobec tego procesu.

Od połowy lat 90. wieloletni przywódca Czarnogóry Milo Djukanović konsekwentnie realizuję politykę usamodzielnienia się od Serbii i zbliżenia do zachodnich struktur zarówno wojskowych (NATO) jak i gospodarczych (UE). Apogeum tej polityki miało miejsce 21 maja 2006 roku, kiedy odbyło się referendum w którym Czarnogórcy opowiedzieli się za niepodległością. Należy jednak pamiętać, że warunki głosowania były „negocjowane” z Unią Europejską. Postanowiono, że głosowanie miało być ważne jedynie wtedy, kiedy weźmie w nim udział ponad 50% uprawionych do głosowania, z których 55% opowie się za niepodległością. Rzeczywiście, przy 85% frekwencji za niepodległością się opowiedziało 55,5% głosujących – zaledwie 0,5% powyżej uzgodnionego progu. Szacuje się, że około tysiąca osób przesądziło o proklamowaniu przez władzę kraju niepodległości. O udanym referendum przesądziły głosy Czarnogórców opowiadających się za niepodległością oraz, co ważniejsze, mniejszości narodowych zamieszkujących Czarnogórę: Albańczyków, Chorwatów, muzułmanów bośniackich i innych. Przeciwko była mniejszość serbska oraz Czarnogórcy uważający się Serbów (pragnący pozostać w jednym państwie z Serbią). Podział ten utrzymuje sie do dziś także w sprawie stosunku do obecnej władzy (ci pierwsi popierają Djukanovicia i jego obóz polityczny, ci drudzy zaś są mu przeciwni).

Podobnie, stosunek do NATO dzieli społeczeństwo czarnogórskie. Sondaże pokazują, że 47,3% opowiada się za przystąpieniem do Sojuszu, 37% jest zdecydowanie przeciwne, 15,6% jest raczej na nie lub pozostaje bez zdania (badanie opinii publicznej przez agencje DAMAR z 1 lutego 2016). Fakt, że władze unikają ogłoszenia referendum w sprawie przystąpienia do NATO świadczy, że rozumieją jak Czarnogórcy są podzieleni w tej sprawie. Niemniej, tym samym potwierdzają argument opozycji (i bardzo chętnej do podkreślenia tego faktu Rosji), że decyzja o przystąpieniu jest decyzją wąskiej grupy polityków, a nie decyzją społeczeństwa w tak strategicznej sprawie. Oczywiście, można dyskutować o tym, czy zawsze i wszędzie większość demokratyczna ma racje (doświadczenia historyczne, szczególnie europejskie, zaprzeczają tej tezie). Czasem potrzeba mężów stanu-wizjonerów, którzy podejmują niepopularne decyzje które post-factum okazują się słuszne. Otwartym pytaniem pozostaje czy sprawa przystąpienia Czarnogóry do NATO należy do tej kategorii.

Niewątpliwie, akcesja Czarnogóry do NATO (ale i do UE) służy rządzącej elicie politycznej do legitymizacji własnych rządów. Słowem, utrzymaniu dominującej roli środowiska politycznego skupionego wokół, utrzymującego się u władzy od końca lat 80., Milo Djukanovicia (i jego post-komunistycznej Demokratycznej Partii Socjalistów). Problem polega na tym, że on i jego otoczenie są zarówno współtwórcami jak i profitentami obecnie funkcjonującego systemu korupcyjnego, który w tym kraju przybrał zastraszające rozmiary. Wielkie demonstracje antyrządowe pod koniec 2015 roku pokazują uzasadnione niezadowolenie społeczne z rządów Djukanovicia, który pogrążył kraj w ekonomicznym kryzysie. Poza tym, Czarnogóra pozostaje jedynym państwem europejskim w którym od 27 lat nie doszło do rzeczywistej alternacji władzy w wolnych i demokratycznych wyborach.

W tym kontekście należy rozpatrywać kwestie akcesji Czarnogóry do NATO. Sojuszowi nie przeszkadza fakt, że Czarnogóra nie jest państwem prawa. Zależy mu przede wszystkim na ograniczeniu wpływów rosyjskich lub najlepiej całkowitym wyparciu Rosji z regionu Bałkanów Zachodnich. Czarnogóra jako najmniejsza z postjugosłowiańskich republik (680 tys. mieszkańców oraz 13,812 km2 powierzchni) ma armię liczącą 2100 żołnierzy. Dla Sojuszu zatem militarny aspekt bezpieczeństwa w przypadku Czarnogóry nie jest najważniejszy. Kluczowym jest sygnał wobec Rosji, że proces rozszerzenia nadal trwa i że NATO nie przyjmuje do wiadomości żadne prawo weta stron trzecich wobec tego procesu. Można zatem stwierdzić, że zaproszenie Czarnogóry do NATO jest decyzją geopolityczną ponieważ państwo to nie spełnia w całości demokratyczne i państwowo-prawne kryteria, podobnie jak miało to miejsce w przypadku Chorwacji i Albanii, które przystąpiły do NATO w 2009 roku.

Milo Djukanović w latach 90. rozwijał bliskie stosunki z Moskwą polegające przede wszystkim na przyzwoleniu dla rosyjskich inwestycji w jego kraju. Nie ma dokładnych danych, ale szacuje się, że rosyjska oligarchia średniego szczebla posiada około 40% wszystkich nieruchomości w Czarnogórze. Rosjanie także stali się właścicielami największej czarnogórskiej huty w miejscowości Nikšić, fabryki aluminium w Podgoricy czy kopalni boksytu w miejscowości Pljevlje. Tymczasem, Djukanović stopniowo zaczął się politycznie dystansować od Moskwy i dlatego dzisiaj perspektywa przystąpienia do NATO i Unii Europejskiej dla Czarnogóry zupełnie zależnej od zagranicznych źródeł finansowania pozostaje perspektywą nie tylko obiecującą dalszy rozwój, a wręcz kwestią o żywotnym znaczeniu. Pozostaje jednak otwartym pytaniem, co się stanie z rosyjskim kapitałem w Czarnogórze i czy nie nastąpi jego gwałtowny odpływ, co niewątpliwie mogłoby mieć (przynajmniej krótkoterminowo) poważne skutki dla gospodarki tego kraju.

Rosja od 2013 roku poszukuje państw, regionalnych partnerów które pozwalałyby rosyjskim okrętom wojennym na Morzu Śródziemnym na korzystanie z portów w celu uzupełnienie zaopatrzenia i korzystania z obsługi technicznej. Rosja jednak nie ma większego wyboru albowiem okazuje się, że poza Egiptem i Cyprem trzecim takim krajem mogłaby być tylko Czarnogóra z swoimi portami: Kotor i Bar. Wraz z przystąpieniem Czarnogóry do NATO, porty te stają się portami natowskimi. Jest to kolejny powód do niezadowolenia Rosji.

Ostra reakcja Rosji przeciwko przystąpieniu Czarnogóry ma jeszcze jeden nieoczywisty wymiar: Serbię. Po ostatnich wyborach parlamentarnych w kwietniu 2016 r., które zdecydowały o ponownym zwycięstwie dotychczasowej rządzącej Serbskiej Partii Postępowej Aleksandra Vučicia, serbskie społeczeństwo potwierdziło wolę kontynuowania procesu integracji z Unią Europejską. Deklaratywnie przeciwny przystąpieniu do NATO serbski mainstream polityczny krok po kroku zwiększa jednocześnie zakres współpracy z NATO. Niepokoi to Moskwę, która pragnie by Serbia pozostała nadal neutralna wojskowo, co oznacza zamrożenie procesu integracji z NATO. Dlatego sygnały wysyłane z Moskwy do Podgoricy faktycznie wysyłane są do Belgradu. Czas pokaże czy odniosą skutek zgodny z zamierzonym.

*Dr Marko Babić jest Sekretarzem Zakładu Europejskich Studiów Subregionalnych w Instytucie Europeistyki Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Swoje badania naukowe koncentruje na procesach państwowo- i narodowotwórczych, konfliktach etnicznych i polityce zagranicznej krajów bałkańskich.

Najnowsze artykuły