AtomWęgiel. energetyka węglowa

Baca-Pogorzelska: Abonament za węgiel straszy Polaków

fot. Lubelski Węgiel „Bogdanka” S.A.

-„Słyszałaś”? „No tak, znowu dopłacimy do węgla” – od czwartku słyszę o nowym abonamencie węglowym, który w praktyce okazuje się nieco odgrzewanym kotletem – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.

Zaczęło się od publikacji „Gazety Wyborczej”, która porównała po prostu rozwiązania planowane przy tworzeniu rynku mocy z… abonamentem RTV i grzmiała o abonamencie za węgiel. Ja wiem, że węgiel jest czarny i brudzi, a nasze kopalnie to studnia bez dna. Wiem też, jak wiele osób wykorzystało niekoniecznie obiektywnie dane przedstawione w raporcie Najwyższej Izby Kontroli o górnictwie w latach 2007-2015. Wiem też, że górniczy związkowcy mają roszczeniową postawę i za wszystkie Barbórki i „czternastki” (dziś częściowo zawieszone) połowa Polaków skręciłaby górnikom kark. Wiem też jednak, jak pracuje się pod ziemią oraz ile płacimy za prąd mając 83 proc. energii elektrycznej z węgla. A teraz do rzeczy.

Co to jest rynek mocy? Najprościej tłumacząc to takie narzędzie, w którym producentowi energii płaci się tylko za jej wytworzenie, ale także za gotowość do jej wytworzenia (także w większych ilościach) w szczycie. Wszyscy dobrze pamiętamy lato 2015 r. i przywrócenie mitycznego dla wielu „dwudziestego stopnia zasilania” i częściowych ograniczeń w dostawach energii.

Gdyby zapytać wielu, którzy już zdążyli wylać wiadro jadu i żółci na „abonament węglowy” skąd mają prąd, odpowiedzą zapewne, że z gniazdka. Samoświadomość (prawie) samowystarczalności energetycznej jest niestety w społeczeństwie znikoma. Drodzy państwo, spójrzcie więc może na rynek gazu. Wiecie, czemu wszyscy tak się cieszyli z pierwszego statku gazu skroplonego z Ameryki (który starczy raptem na kilka dni)? Bo w końcu możemy powiedzieć, że jest szansa na przełamanie rosyjskiego monopolu w dostawach tego paliwa z zagranicy. Nasze krajowe bowiem pokrywa w porywach jedną trzecią naszego zapotrzebowania. A czemu rząd robił wielkie halo z memorandum z Duńczykami w sprawie Baltic Pipe? Bo to szansa na dostawy gazu w Norwegii. A przypomnę tylko, że działo się to w dniu, w którym w UE znowu mieliśmy wynik 27:1. Tylko Elżbieta Bieńkowska w Komisji Europejskiej sprzeciwiała się mandatowi KE, który teraz musi zatwierdzić Rada UE, do negocjacji z Rosją w sprawie oprotestowanego przez nas kontrowersyjnego gazociągu Nord Stream 2.

Teraz więc ja zastosuję analogię, o którą z taką łatwością i niekoniecznie trafnie pokusiła się „Wyborcza”. Wyobraźmy sobie sytuację, w której to 60 proc. węgla – bo takie na razie mamy elektrownie czy się to komuś podoba czy nie – musimy sprowadzać z zagranicy. Oczywiście najbliżej i najtaniej jest dziś z Rosji. Bo wjeżdża 5 mln ton z 70 w skali roku, a nie 42 mln ton. Czy Rosjanie przy takich ilościach nada oferowaliby nam dzisiejsze ceny, czy raczej skorzystali z okazji przykręcenia śruby? Oczywiście, moglibyśmy ściągać węgiel drogą morską choćby z USA, skoro Donald Trump zapowiedział odejście od porozumień paryskich (co mogłoby skutkować ponownie zwiększeniem produkcji „czarnego złota w Stanach Zjednoczonych, ale jeszcze tego nie wiemy). Albo z Australii. Albo z Indonezji. Ba, w sumie to moglibyśmy pokusić się o rozbudowę sieci i zamiast ściągać surowiec, kupowalibyśmy za granicą prąd. Obawiam się jednak, że efekty finalne, odczuwalne w naszych rachunkach za prąd (i nie tylko) mogły by przerosnąć oczekiwania nawet tych, którzy dzisiaj oburzają się z powodu planów dotyczących rynku mocy. Planów – podkreślmy to jeszcze raz, ponieważ nowe przepisy są dopiero przygotowywane. A widełki cenowe dotyczące tego, ile naprawdę Kowalski dołoży do tego w rachunku za prąd (i to prąd nie tylko z węgla, co warto jednak zaznaczyć) są bardzo, ale to bardzo szerokie.

Gdybyśmy dzisiaj mieli budować elektrownię atomową, to w rachunku za prąd trzeba by każdemu gospodarstwu domowemu dopisać lekko 1000 zł. Już widzę to święte oburzenie jak przy węglu.

Jest jednak jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Na rynek mocy w Polsce, taki jak wymyślił sobie obecny rząd, potrzebna jest jeszcze zgoda Unii Europejskiej. A patrząc na propozycje pakietu zimowego (550 g CO2/1 kWh) czy kryteria inwestycyjne w szykowanych obecnie nowych przepisach dotyczących unijnego handlu emisjami EU ETS (450 g CO2/ 1 kWh) naprawdę ciężko będzie o to powalczyć.

Zgodnie z zapowiedziami resortu energii jeszcze w tym roku ma być gotowy projekt dokumentu pt. polityka energetyczna Polski do 2050 r. Zgodnie z deklaracjami ministra Krzysztofa Tchórzewskiego nowy miks energetyczny będzie zakładał odejście od węgla z obecnego poziomu ponad 80 proc. do ok. 50 proc. Będzie to kosztowało polską energetykę ok. 200 mld zł. Zgadnijcie państwo, kto za to zapłaci?


Powiązane artykuły

Praca w elektrowni jądrowej. Fot. MAEA

USA o braku współpracy Iranu z dozorem jądrowym: Niedopuszczalne

Zawieszenie przez Iran współpracy z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej (MAEA) jest niedopuszczalne i Teheran musi niezwłocznie do niej powrócić –...
Prezydent Chin Xi Jinping, po lewej i prezydent Kazachstanu Kassym-Jomart Tokayev podczas spotkania w Astanie, 16 czerwca 2025 roku. Źródło: Materiały biura prasowego prezydenta Kazachstanu 

Rosja i Chiny zbudują pierwsze elektrownie jądrowe w Kazachstanie 

Władze w Kazachstanie ogłosiły, że Rosja i Chiny, mają zbudować pierwsze elektrownie jądrowe w tym bogatym w uran kraju (43...
Prof. Jakub Kupecki, dyrektor Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ). Fot. Ministerstwo przemysłu

Reaktor Maria ma nowego dyrektora. Zaczyna od września

Ministerstwo przemysłu poinformowało, że nowym dyrektorem Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ), sprawującego pieczę nad Reaktorem Maria, będzie prof. Jakub Kupecki....

Udostępnij:

Facebook X X X