Wyobraziłam sobie kolejny odcinek Ucha Prezesa, w którym do Jarosława Kaczyńskiego przyszedłby minister energii, Krzysztof Tchórzewski. W moim scenariuszu rozmawialiby o siłowni jądrowej zasilanej węglem – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, dziennikarka Dziennika Gazety Prawnej.
Kiedy przeczytałam zapis rozmowy ministra energii dla RMF FM, to w pierwszej chwili nie zrobił na mnie większego wrażenia w sensie newsa. Krzysztof Tchórzewski powiedział bowiem to, co w sumie jest oczywiste – zawieszamy program atomowy w obecnej formule, bo budżetu państwa nie stać na wydanie kilkudziesięciu miliardów złotych na budowę elektrowni atomowej, która powinna być biznesowym projektem.
Między wierszami można jednak przeczytać, że to „zawieszenie” to chyba taka łagodniejsza wersja pożegnania z atomem (trochę jak z wyciszaniem czy wygaszaniem kopalń zamiast ich zamykania czy likwidacji). Skoro bowiem minister mówi dalej, że gdy mamy do wyboru budowę kilku tańszych, nowoczesnych elektrowni węglowych (na konferencji po przeglądzie resortów uzupełnił to o planowany blok przy Bogdance z zastosowaniem technologii IGCC, czyli zgazowania węgla), to nad aromem trzeba się poważnie zastanowić, to szczerze mówiąc nie mam przekonania, że program będzie kontynuowany. No chyba, że w Świerku, w reaktorze badawczym Maria…
A tak zupełnie poważnie – trochę to wszystko dziwnie wygląda. 10 stycznia resort energii chwali się wynikami sondażu na temat atomu. Są bardzo pozytywne, bo najlepsze od 2012 r. – wynika z nich, że 61 proc. Polaków popiera atom, a 68 proc. uważa, że siłownia jądrowa poprawi bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju. A potem bum – pan minister zawiesza i tak już w sumie zamrożony program. Bo tak naprawdę nie do końca wiem, co udało się zrealizować za już wydane 200 mln zł podczas działalności spółki PGE EJ1 (swoją drogą ostatnio jej praca została mocno ograniczona, co już dawało do myślenia). Po wypowiedzi dla radia pan minister prostował potem trochę sam siebie w wypowiedzi dla PAP dając do zrozumienia, że skreślamy na amen sprawę atomu. A na konferencji z premier Beatą Szydło po przeglądzie resortów powiedział z kolei, że tak w ogóle to program atomowy będzie kontynuowany. Sama nie za dobrze więc już to wszystko rozumiem. A warto przypomnieć, że budowa mniejszych jednostek jądrowych znalazła się przecież w koncepcji „planu Morawieckiego” z 2016 r. Nieważne, że to resort energii jest podobno od energetyki. Ważne, że po raz kolejny znowu zgrzyta na linii minister Krzysztof Tchórzewski – wicepremier Mateusz Morawiecki. A ich pasjonująca walka o strefy wpływów trwa.
O ile premier Morawiecki był już bohaterem Ucha Prezesa Roberta Górskiego, tak minister Tchórzewski jeszcze nie. A myślę, że by mógł.
Wyobrażam sobie taki dialog. – A ten atom to zbudujemy w końcu? – Zbudujemy panie prezesie, a jakże. Jeśli trzeba… – No tak, ale czym my te elektrownie będziemy wtedy zasilać? – No jak to, węglem, polskim węglem!
Skoro bowiem według ministra środowiska do smogu w Polsce przyczyniają się np. pyły znad Sahary, to nie widzę problemu, by polskie instytuty badawcze opracowały technologię atomową z węgla. Zwłaszcza, że decyzja o tym, czy budujemy siłownie jądrową zajmie nam pewnie z 5 kolejnych lat, a jej budowa kolejnych 15. A przez 20 lat to można ho, ho…
PS. 30 stycznia resort energii organizuje konferencję poświęconą atomowi „Promieniujemy na całą gospodarkę”. Nie mogę się doczekać…