Baca-Pogorzelska: Tu była kopalnia

31 marca 2017, 07:30 Energetyka

This is the end, you know – to pierwsze słowa piosenki zespołu Sunrise Avenue, która całkiem dobrze pasuje do tego, z czym mamy dziś do czynienia w górnictwie. Piosenka ma tytuł „Fairytale Gone Bad” (w wolnym tłumaczeniu „Bajka zamieniła się w koszmar”). Gdy rząd odtrąbi sukces, w wielu miejscach na Śląsku trwać będzie stypa – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.

Kopalnia Bogdanka. Fot. Wikimedia Commons.
Kopalnia Bogdanka. Fot. Wikimedia Commons.

31 marca i 1 kwietnia 2017 r. zapiszą się w historii polskiego górnictwa węgla kamiennego niewątpliwie. Jak? Oceni to historia. Ta szklanka która jest dla jednych do połowy pełna, dla innych jest do połowy pusta. A górnictwo nam się kurczy, choć zarówno donald Tusk, jak i Beata Szydło zapewniali Śląsk, że nie będzie żadnego zamykania kopalń.

Na koniec stycznia 2017 r. wg danych ARP stan zatrudnienia w sektorze węgla kamiennego w Polsce wyniósł 84,5 tys. osób. Jakieś 30 tys. mniej niż jeszcze 5 lat temu. A będzie jeszcze niższy, bo skurczy nam się liczba kopalń.

Dziś formalnie ostatni dzień pracy kopalni Krupiński w Suszcu. Piszę formalnie, ponieważ nie fedruje ona już od 2-3 tygodni, a jutro ma przejść pod „opiekuńcze” skrzydła Spółki Restrukturyzacji Kopalń, gdzie po prostu będzie likwidowana. Jastrzębska Spółka Węglowa pozbywa się w ten sposób balastu przynoszącego jej rocznie 100 mln zł straty. Jednak czy JSW nie ma moralnego kaca decydując się na taki krok? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że spółka po procesie dezinwestycji, emisji obligacji za 300 mln zł i planowanej emisji akcji za 0,5-1,5 mld zł nie znajdzie ok. 400 mln zł na to, by dojść do złóż węgla koksowego w Krupińskim. Szkoda w sumie zostawić je pod ziemią zważywszy na to, że Jastrzębska zapowiada zwiększenie produkcji węgla typu hard 35, bazy do produkcji stali, którego w Polsce brakuje. A może warto było dać Krupińskiemu jeszcze choć kilka miesięcy szansy i zrobić porządne odwierty, by raz a dobrze ocenić, czy decyzja o likwidacji kopalni jest słuszna?

Pszczyńscy samorządowcy podjęli właśnie uchwałę o zaproszeniu do kopalni prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego oraz premier Beaty Szydło. Szczerze? Wątpię, że przyjadą. Pani premier swoją kopalnię w Brzeszczach ma odhaczoną – kupił ją Tauron. Nieważne, że przez to ma jeszcze gorsze wyniki, nieważne, że to bardzo wątpliwa jakościowo inwestycja. Ważne, że kopalnia uratowana. Tylko mało kto tak naprawdę wie, że uratowano tylko połowę zakładu, bo druga, czyli ruch Jawiszowice, jest likwidowana w SRK.

Do tego samego SRK trafia właśnie część kopalni Wieczorek. To akurat dobra decyzja, bo w zakładzie kończy się złoże, a po resztę można sięgnąć od strony sąsiedniego Staszica. Docelowo cały Wieczorek do przyszłego roku przestanie istnieć. Jednak tego działania w kontekście przyłączenia Katowickiego holdingu Węglowego (do niego należy Wieczorek) do Polskiej Grupy Górniczej nikt chyba podważać nie będzie. A te dwa kolosy na glinianych nogach od jutra będą jednym – „dużą PGG”. KHW nie przestanie istnieć, jednak zostanie pozbawiony majątku produkcyjnego.

Pytanie, co stanie się ze Śląskiem, ruchem kopalni Wujek (KHW), który został zgłoszony w Brukseli do zamknięcia. Kłopot jest jednak taki, że ruch Śląsk jest w Rudzie Śląskiej, z której pochodzi wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski. A on kopalń w swoim mieście broni jak lew. Poniekąd postawę tę rozumiem, tylko na takim stanowisku wpierw powinna działać logika i ekonomia, a dopiero potem sentymenty. Skoro rudzkie kopalnie dołują, mają problemy z wydobyciem i np. Halemba przynosi prawie dwa razy więcej strat niż Krupiński, a nadal działa, to ja jednak wielu rzeczy nie rozumiem.

Węgla w Polsce zaczyna brakować, a będzie jeszcze gorzej, gdy zacznie się wymiana indywidualnych „kopciuchów” na kotły klasy piątej spalające prawdziwe „czarne złoto”, czyli węgiel najwyższej jakości, którego ok. 1 mln ton zabraknie nam już w sezonie grzewczym 2018/2019 (oczywiście jeśli przepisy wejdą w życie). A zamykać kopalnie musimy, bo nasz węgiel konkurencyjny nie będzie przy tak fatalnej efektywności wydobycia i wysokich kosztach. Tak źle i tak nie dobrze. Wydawało się, że jest trzecie wyjście, ale jakoś wciąż w nie nie wierzę. Patrzyłam bowiem z nadzieją na planowane projekty nowych kopalń w Polsce pokazywane przez prywatnych inwestorów. Tyle, że jest ich coraz mniej, a jeśli są, to mam wątpliwości, czy faktycznie powstaną. Koncesję wydobywczą wydaje (lub nie) Ministerstwo Środowiska.

A potencjalnymi inwestorami są np. Australijczycy (Prairie Mining chce budować kopalnię Jan Karski w sąsiedztwie Bogdanki i reaktywować nieczynne Dębieńsko), a nawet prezydent Andrzej Duda przy okazji czwartkowej wizyty w Połańcu dość chłodno – delikatnie mówiąc – wypowiadał się na temat zagranicznych inwestorów w sektorze energetycznym, to jak tu mieć nadzieję. Z drugiej jednak strony mówią, że nadzieja matką głupich. A każdą matkę trzeba szanować…