Nadprodukcja węgla kamiennego przejdzie za chwilę do historii. A jeszcze nie tak dawno minister energii straszył nas gigantycznymi zapasami czarnego złota – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, dziennikarka Dziennika Gazety Prawnej.
25 mln ton – o takich zapasach węgla kamiennego w Polsce mówił jesienią minister energii, Krzysztof Tchórzewski. To gigantyczne ilości zważywszy na to, iż według wstępnych danych katowickiego oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu wszystkie polskie kopalnie wyprodukowały w sumie 70,4 mln ton czarnego złota, czyli o 1,8 mln ton mniej niż w 2015 r. Według oficjalnych danych ARP stan zapasów na przykopalnianych zwałach wynosił na koniec listopada ok. 2,7 mln ton. Z moich wyliczeń wynika natomiast, że na koniec grudnia było to plus minus 1 mln ton (nie wliczam w to depozytów ani węgla odkupionego przez Agencję Rezerw Materiałowych), czyli najmniej od dekady. Największa ze spółek, Polska Grupa Górnicza, ma ok. 500 tys. ton zapasów, z kolei Katowicki Holding Węglowy ok. 200 tys. ton.
Przypominam, że cały czas mówimy o roku ubiegłym, 2016, w którym pracowały praktycznie te same kopalnie, co w roku 2015. A w roku 2017 na liście kopalń do zamknięcia mamy trochę podmiotów. 30 grudnia 2016 r. fedrowanie skończył zakłada Makoszowy. Z końcem stycznia ma się zakończyć wydobycie w kopalni Krupiński. Teoretycznie do zamknięcia przewidziane na ten rok zakłady to m.in. Sośnica czy Śląsk, choć resort energii w listopadowym komunikacie wymieniał także Pokój 1 (to tylko powierzchniowa infrastruktura) czy Rydułtowy (czym niemal nie doprowadził do strajku, bo kopalnia działająca w strukturze kopalni zespolonej ROW należącej do PGG na razie pracuje bez zmian, a jej stopniowe zamykanie to plan na kolejne lata).
Plan zamykania kopalń to jeden wielki bałagan. Wydawało się, że po decyzji Brukseli notyfikującej 8 mld zł pomocy publicznej na likwidację nierentownych zakładów sprawa jest jasna. Okazuje się jednak, że wcale nie.
Ale może resort energii ma rację? Może niektóre decyzje warto przemyśleć dwa razy?
Jeśli okazuje się, że już teraz nasze kopalnie z różnych przyczyn mają problem z zaspokojeniem bieżących potrzeb swoich klientów, a nie mogą też skorzystać z cenowych zwyżek wysyłając węgiel za granicę, to może jednak trzeba pochylić się nad rozwiązaniami systemowymi?
Nie wiem, czy zapowiedziana strategia dla sektora węgla kamiennego na lata 2016-2030 będzie „lekiem na całe zło”, ale może pozwoli obrać jakiś kierunek. Pewne przestoje w kopalniach, jak np. przezbrojenie ścian, można zaplanować z wyprzedzeniem. Ale np. większych stężeń metanu zatrzymujących pracę nikt już nie przewidzi. A nie możemy jechać z węglem „na styk”.
Dzisiaj elektrownie nie mają na szczęście problemu z zapasami węgla, niektóre mają je nawet większe niż na 30 dni wymaganych przepisami prawa. Jednak niedobrze by było, gdyby tam zapasy zaczęły się kurczyć.
Na razie największe problemy z dostawami miała Jastrzębska Spółka Węglowa w obsłudze koksowni Zdzieszowice ArcelorMittal Poland. Na pewno przejściowe, ale jednak. Techniczne, geologiczne czy spowodowane naturą problemy mogą się zdarzyć zawsze i praktycznie w każdej kopalni.
Być może dlatego resort energii chciałby przemyśleć zamykanie niektórych zakładów dwa razy. Chciałabym wierzyć, że powody bałaganu likwidacyjnego są właśnie takie…