Dziennik Fakt przekonuje, że z informacji trzech jego źródeł wynika, iż projekt gazociągu Baltic Pipe może zanotować opóźnienie. Do czasu pojawienia się oficjalnych informacji na ten temat można jedynie spekulować. Od 2016 roku wiadomo jednak, że Polska ma plan B – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Gazociąg Baltic Pipe z Norwegii, przez Danię do Polski, o przepustowości 10 mld m sześc. rocznie ma być gotowy w październiku 2022 roku tak, aby zaistniała możliwość całkowitego porzucenia dostaw gazu z Rosji. Według deklaracji pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej tak się stanie. Do końca tego roku ma zapaść ostateczna decyzja inwestycyjna w sprawie projektu.
Do rozstrzygnięcia pozostaje także szlak gazociągu, który może przebiegać przez terytorium sporu terytorialnego z Danią. Trasa ma być ogłoszona w czerwcu. Można pokusić się o spekulację, że w razie problemów w rozmowach z Duńczykami, dojdzie do opóźnienia ogłoszenia szlaku, co niekoniecznie wpłynie na całościowy harmonogram projektu. To jednak na razie spekulacja.
Zakładając jednak, że Polska nie będzie gotowa na październik 2022 roku, przystąpi prawdopodobnie do realizacji planu B, który został ogłoszony przed dwoma laty, choć media mogły o nim zapomnieć. Alternatywa to sprowadzenie do Zatoki Gdańskiej pływającego obiektu do magazynowania i regazyfikacji, czyli drugi gazoport, o którym swego czasu wspomniała b. premier RP Beata Szydło. Ów plan został zakomunikowany w strategii Gaz-System 2016-2026. Oznacza to, że jest zabezpieczenie przed ryzykiem faktycznie napiętego harmonogramu Baltic Pipe, który według dotychczasowych deklaracji rządu jest realizowany zgodnie z planem. Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia porównania rentowności dostaw gazu za pomocą planu A i B.
Gaz-System informował o drugiej opcji jeszcze w 2016 roku. Priorytetem jest nadal plan A, czyli realizacja Baltic Pipe. Z tego względu trudno spodziewać się od operatora deklaracji o przygotowaniu planu B, podobnie jak trudno byłoby się spodziewać budowy gazociągu z Norwegii bez zabezpieczenia na wypadek problemów. Na gotowość wskazuje chociażby ponowne wydzielenie z Gaz-Systemu spółki Polskie LNG, która jest odpowiedzialna za studium wykonalności projektu FSRU dla Polski. Ze studium wynika zaś, że obiekt mógłby zostać sprowadzony do Zatoki w 2021 roku, czyli rok przed zakończeniem kontraktu jamalskiego z Gazpromem, z którego być może zrezygnuje rząd polski. Przepustowość jest szacowana na 4,1-8,2 mld m sześc. rocznie. Ten wyższy wolumen jest wart uwagi, bo pokrywa się z zamówieniem przepustowości Baltic Pipe złożonym przez PGNiG.
W polskim interesie jest aktualizacja informacji na temat postępów projektu Baltic Pipe. Niewskazane są zaś złowróżbne prognozy kataklizmu w 2022 roku. Plan B jest przygotowany i może zostać użyty w razie potrzeby. Od czasu uruchomienia terminalu LNG w Świnoujściu nasz kraj nie jest zagrożony egzystencjalnie niedoborem gazu z Rosji. To problem do rozwiązania narzędziami rynkowymi. Natomiast wszelkie próby nadużyć można zripostować na niwie prawa unijnego.
Z drugiej strony, ewentualny kontrakt na dostawy do Polski po 2022 roku byłby atrakcyjną opcją dla rosyjskiego Gazpromu. Nierozstrzygnięty pozostaje spór PGNiG-Gazprom o obowiązujący kontrakt jamalski przed Trybunałem Arbitrażowym w Sztokholmie. Rozstrzygnięcie pokaże, czy Polska jest w stanie wyegzekwować bardziej przyjazne warunki w sądzie. Są precedensy pozwalające zachować optymizm odnośnie wyroku i takie, które każą obawiać się reakcji Gazpromu. Przykładem może być niepodporządkowanie się wyrokowi arbitrażu w sporze z Naftogazem. Ten dostawca wielokrotnie zawiódł zaufanie klientów, co może zniechęcać do podpisywania nowych umów wobec atrakcyjnych alternatyw.
Natomiast dopóki nie będzie potwierdzenia rewelacji Faktu, trudno wywnioskować więcej na temat zmian wokół projektu Baltic Pipe. Jest realizowany po raz trzeci i jest najbliżej realizacji w historii.