icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

BGŻ: Ropa tania tylko do końca roku

Pomimo przykręcenia kurka przez głównych producentów, cena surowca spadła poniżej 50 dolarów za baryłkę. Pytanie czy to trend, czy przejściowy spadek. Według prognoz na koniec roku ropa może podrożeć do 60 USD.

Amerykanie idą na rekord. Energy Information Administration szacuje, że dzienne wydobycie ropy w przyszłym roku wyniesie 10 mln baryłek. To najwyższy poziom od 1970 roku, kiedy rafinerie w USA pompowały codziennie 9,6 mln baryłek. Już teraz dzienna produkcja wynosi 9,3 mld baryłek i jest o 10 proc. wyższa niż w połowie 2016 r. Rośnie wydobycie ropy, gdyż Amerykanie stale zwiększają liczbę szybów wiertniczych. Jak podaje firma Baker Hughes, w pierwszym tygodniu czerwca czynnych było 741 odwiertów, najwięcej od kwietnia 2015 r.

Przecena ropy

Podczas gdy Amerykanie rozbudowują przemysł naftowy, ceny ropy na światowych rynkach spadły w maju do 46 dolarów za baryłkę. W kolejnych tygodniach surowiec nadal taniał. I to pomimo zapowiadanego przez kraje OPEC oraz Rosję utrzymania cięć w produkcji ropy aż do końca I kwartału 2018 r. Pierwotnie, zgodnie z porozumieniem, które weszło w życie w styczniu tego roku, ograniczenia miały obowiązywać do czerwca. – Wbrew oczekiwaniom kartelu, przykręcenie kurka nie zmniejszyło w wystarczającym stopniu nadwyżki ropy w magazynach na świecie, co było głównym celem OPEC i Rosji. Ceny zamiast rosnąć, zaczęły spadać, osiągając poziom 47 dolarów – mówi Piotr Marciniak, dyrektor zarządzający BGŻOptima.

Przecena w maju była reakcją rynku na informacje o wzroście stanu magazynów w USA o 3,5 mln baryłek. To pierwsza nadwyżka po ośmiu tygodniach spadków zapasów. Pomimo cięć wydobycia u największych światowych producentów, podaż surowca wciąż jest duża. Po części jest to efekt niepełnej lojalności sygnatariuszy porozumienia. Według S&P Global Platt, w maju dzienna produkcja w krajach kartelu była wyższa o 270 tys. baryłek niż przyjęty limit, osiągając poziom 93,5 mln baryłek. Ponadto, nie wszyscy liczący się producenci ropy przystąpili do umowy. Nie ma wśród nich Libii, Nigerii i oczywiście USA.

Niedźwiedzie kontra byki

25 maja br. kraje OPEC i Rosja podpisały nowe porozumienie, zgodnie z przewidywaniami wydłużając okres limitowania wydobycia do końca I kwartału 2018 r. Od czerwca ceny ropy po czterech tygodniach spadków zaczęły rosnąć. Zdaniem części analityków jest to odreagowanie wcześniejszego dołka, które nie zmienia ogólnej perspektywy rynku. Ten, w coraz większym stopniu, pozostaje pod wpływem niedźwiedzich nastrojów. Redukcja wydobycia przez głównych producentów wcale nie musi oznaczać wzrostu cen, ponieważ system reglamentacyjny jest nieszczelny. Poszczególni uczestnicy porozumienia łamią ustalone limity. Nadwyżkę magazynową trudno więc ograniczyć, co minimalizuje potencjał wzrostu cen surowca. Zmniejszeniem produkcji nie jest zainteresowany również Iran. Nie wiadomo też czy uda się utrzymać solidarność kartelu, która w związku z kryzysem wokół Kataru poddawana jest próbie.

Nadzieja w popycie

Według analityków spadek cen ma przejściowy charakter i jest głównie reakcją na zaskakujące dane o zapasach w USA. Przyglądając się jednak dokładniej, okazuje się, że nadwyżka jest wynikiem transferu strategicznych rezerw rządowych do prywatnych magazynów. Poza tym, część ropy została przepompowana z trudnych do śledzenia zbiornikowców do urządzeń naziemnych, gdzie łatwiej obliczyć rzeczywistą wielkość zasobów surowca. To wpłynęło na dokładne doszacowania zapasów.

– Nadwyżka jest więc w dużej części zjawiskiem o charakterze przejściowym i technicznym. Szanse na realizację celów nakreślonych przez kraje OPEC, czyli wzrost cen poprzez ograniczenie podaży, są duże – dodaje Piotr Marciniak.

Choć członkom kartelu trudno jest utrzymać solidarność i jedność, determinacja do zachowania układu jest duża. Każdy z uczestników porozumienia jest w istotnym stopniu uzależniony od wpływów ze sprzedaży ropy, dlatego wzrost cen jest dla ich budżetów sprawą kluczową. Jak na razie ograniczone jest też ryzyko ze strony amerykańskich nafciarzy. Produkcja w USA rośnie, jednak miejscowe rafinerie są bardzo wrażliwe na cenę surowca.

Analitycy Domu Maklerskiego BGŻ BNP Paribas oraz BNP Wealth Management spodziewają się, że cena ropy przekroczy 50 dolarów za baryłkę, a pod koniec roku, kiedy obniżą się stany zapasów w USA, dojdzie do 60 USD.

Nieco ostrożniejsi w prognozach są eksperci Saxo Bank, choć również spodziewają się odbicia na rynku ropy. Główną przesłankę stanowi wzrost popytu na surowiec w Chinach, których gospodarka nabiera rozpędu. Poza tym Pekin odbudowuje strategiczne rezerwy paliw.

Jednak nie tylko Chiny są przyczyną takiego stanu rzeczy. Zdaniem Saxo Banku wstrzymanie inwestycji w infrastrukturę wydobywczą w ostatnich dwóch latach, gdy ceny ropy gwałtownie spadły, ograniczy moce produkcyjne, które nie będą w stanie zaspokoić rosnącego popytu. W konsekwencji z rynku zacznie odpływać nadwyżka surowca, dźwigając w górę ceny.

BGŻ Optima

Pomimo przykręcenia kurka przez głównych producentów, cena surowca spadła poniżej 50 dolarów za baryłkę. Pytanie czy to trend, czy przejściowy spadek. Według prognoz na koniec roku ropa może podrożeć do 60 USD.

Amerykanie idą na rekord. Energy Information Administration szacuje, że dzienne wydobycie ropy w przyszłym roku wyniesie 10 mln baryłek. To najwyższy poziom od 1970 roku, kiedy rafinerie w USA pompowały codziennie 9,6 mln baryłek. Już teraz dzienna produkcja wynosi 9,3 mld baryłek i jest o 10 proc. wyższa niż w połowie 2016 r. Rośnie wydobycie ropy, gdyż Amerykanie stale zwiększają liczbę szybów wiertniczych. Jak podaje firma Baker Hughes, w pierwszym tygodniu czerwca czynnych było 741 odwiertów, najwięcej od kwietnia 2015 r.

Przecena ropy

Podczas gdy Amerykanie rozbudowują przemysł naftowy, ceny ropy na światowych rynkach spadły w maju do 46 dolarów za baryłkę. W kolejnych tygodniach surowiec nadal taniał. I to pomimo zapowiadanego przez kraje OPEC oraz Rosję utrzymania cięć w produkcji ropy aż do końca I kwartału 2018 r. Pierwotnie, zgodnie z porozumieniem, które weszło w życie w styczniu tego roku, ograniczenia miały obowiązywać do czerwca. – Wbrew oczekiwaniom kartelu, przykręcenie kurka nie zmniejszyło w wystarczającym stopniu nadwyżki ropy w magazynach na świecie, co było głównym celem OPEC i Rosji. Ceny zamiast rosnąć, zaczęły spadać, osiągając poziom 47 dolarów – mówi Piotr Marciniak, dyrektor zarządzający BGŻOptima.

Przecena w maju była reakcją rynku na informacje o wzroście stanu magazynów w USA o 3,5 mln baryłek. To pierwsza nadwyżka po ośmiu tygodniach spadków zapasów. Pomimo cięć wydobycia u największych światowych producentów, podaż surowca wciąż jest duża. Po części jest to efekt niepełnej lojalności sygnatariuszy porozumienia. Według S&P Global Platt, w maju dzienna produkcja w krajach kartelu była wyższa o 270 tys. baryłek niż przyjęty limit, osiągając poziom 93,5 mln baryłek. Ponadto, nie wszyscy liczący się producenci ropy przystąpili do umowy. Nie ma wśród nich Libii, Nigerii i oczywiście USA.

Niedźwiedzie kontra byki

25 maja br. kraje OPEC i Rosja podpisały nowe porozumienie, zgodnie z przewidywaniami wydłużając okres limitowania wydobycia do końca I kwartału 2018 r. Od czerwca ceny ropy po czterech tygodniach spadków zaczęły rosnąć. Zdaniem części analityków jest to odreagowanie wcześniejszego dołka, które nie zmienia ogólnej perspektywy rynku. Ten, w coraz większym stopniu, pozostaje pod wpływem niedźwiedzich nastrojów. Redukcja wydobycia przez głównych producentów wcale nie musi oznaczać wzrostu cen, ponieważ system reglamentacyjny jest nieszczelny. Poszczególni uczestnicy porozumienia łamią ustalone limity. Nadwyżkę magazynową trudno więc ograniczyć, co minimalizuje potencjał wzrostu cen surowca. Zmniejszeniem produkcji nie jest zainteresowany również Iran. Nie wiadomo też czy uda się utrzymać solidarność kartelu, która w związku z kryzysem wokół Kataru poddawana jest próbie.

Nadzieja w popycie

Według analityków spadek cen ma przejściowy charakter i jest głównie reakcją na zaskakujące dane o zapasach w USA. Przyglądając się jednak dokładniej, okazuje się, że nadwyżka jest wynikiem transferu strategicznych rezerw rządowych do prywatnych magazynów. Poza tym, część ropy została przepompowana z trudnych do śledzenia zbiornikowców do urządzeń naziemnych, gdzie łatwiej obliczyć rzeczywistą wielkość zasobów surowca. To wpłynęło na dokładne doszacowania zapasów.

– Nadwyżka jest więc w dużej części zjawiskiem o charakterze przejściowym i technicznym. Szanse na realizację celów nakreślonych przez kraje OPEC, czyli wzrost cen poprzez ograniczenie podaży, są duże – dodaje Piotr Marciniak.

Choć członkom kartelu trudno jest utrzymać solidarność i jedność, determinacja do zachowania układu jest duża. Każdy z uczestników porozumienia jest w istotnym stopniu uzależniony od wpływów ze sprzedaży ropy, dlatego wzrost cen jest dla ich budżetów sprawą kluczową. Jak na razie ograniczone jest też ryzyko ze strony amerykańskich nafciarzy. Produkcja w USA rośnie, jednak miejscowe rafinerie są bardzo wrażliwe na cenę surowca.

Analitycy Domu Maklerskiego BGŻ BNP Paribas oraz BNP Wealth Management spodziewają się, że cena ropy przekroczy 50 dolarów za baryłkę, a pod koniec roku, kiedy obniżą się stany zapasów w USA, dojdzie do 60 USD.

Nieco ostrożniejsi w prognozach są eksperci Saxo Bank, choć również spodziewają się odbicia na rynku ropy. Główną przesłankę stanowi wzrost popytu na surowiec w Chinach, których gospodarka nabiera rozpędu. Poza tym Pekin odbudowuje strategiczne rezerwy paliw.

Jednak nie tylko Chiny są przyczyną takiego stanu rzeczy. Zdaniem Saxo Banku wstrzymanie inwestycji w infrastrukturę wydobywczą w ostatnich dwóch latach, gdy ceny ropy gwałtownie spadły, ograniczy moce produkcyjne, które nie będą w stanie zaspokoić rosnącego popytu. W konsekwencji z rynku zacznie odpływać nadwyżka surowca, dźwigając w górę ceny.

BGŻ Optima

Najnowsze artykuły