Piątego marca doszło do kolejnego porozumienia rosyjsko-tureckiego w sprawie obecności wojskowe w syryjskiej prowincji Idlib. Rosji zależy na odbudowaniu silnej pozycji na Bliskim Wschodzie i osłabieniu wpływów USA oraz Iranu. Dlatego Kreml wspiera militarnie prezydenta Baszira al-Asada w jego dążeniach do przejęcia kontroli nad całym terytorium Syrii – pisze Roma Bojanowicz, współpracowniczka BiznesAlert.pl.
Poparcie dla opozycji
Turcja popiera siły opozycji. Chce w ten sposób wzmocnić wpływy na północy Syrii, dzięki czemu ma wpłynąć na powojenną przyszłość sąsiada. Jednak to nie tylko polityka miała wpływ na kształt i wynik ostatniego spotkania Putina z Erdoganem w Moskwie, znaczenie miała także energetyka. Oba państwa mają zbyt wiele wspólnych interesów, aby mogła im zagrozić „awantura w Idlib”.
Zgodnie z rosyjsko-tureckim porozumieniem podpisanym w Soczi w sierpniu 2018 roku, syryjska prowincja Idlib otrzymała status tzw. strefy deeskalacji. Sytuacja zaczęła się gwałtownie zmieniać w grudniu 2019 roku, kiedy wspierana przez Rosję armia Asada weszła do tej prowincji, graniczącej z Turcją. W lutym bieżącego roku wojska rządowe zwiększyły liczbę ataków na znajdujące się w rejonie protureckie bojówki wspierane przez wojsko. 27 lutego w wyniku nalotu zginęło 36 tureckich żołnierzy. Wiele wskazuje na to, że za ten atak odpowiedzialne jest rosyjskie lotnictwo. Z jakiegoś powodu strona turecka o śmierć swoich żołnierzy oskarżyła właśnie Asada. W ramach akcji odwetowej Turcy zbombardowali syryjskie wojska za pomocą dronów. Dodatkowo pierwszego marca rozpoczęli kolejną militarną operację o nazwie „Tarcza wiosny”, wymierzoną w Asada. Zażądali przy tej okazji całkowitego wycofania się wojsk wiernych syryjskiemu prezydentowi z Idlibu. Odpowiedzią na te żądania była znaczna eskalacja syryjskich działań, ale przede wszystkim rosyjskie ataki na siły tureckie w tym rejonie.
Dalszej eskalacji konfliktu zapobiegło szybkie zorganizowanie szczytu Putin-Erdogan w Moskwie. Piątego marca po sześciu godzinach negocjacji szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow ogłosił, że ministrowie obrony Rosji i Turcji podpisali dodatkowy protokół uzupełniający porozumienie z Soczi. Na jego podstawie 6 marca doszło do zawieszenia broni, a w Syrii stworzono „korytarz bezpieczeństwa”. Rozciąga się on na obszarze 6 km północ i 6 km na południe od trasy M4 łączącej Latakię i Aleppo. Szczegóły dotyczące zasad, na których będzie funkcjonował ów „korytarz” mają zostać uzgodnione przez rosyjskie i tureckie ministerstwa obrony w ciągu kolejnych siedmiu dni. Zgodnie z protokołem 15 marca rozpoczną się wspólne rosyjsko-tureckie patrole na trasie M4.
Energetyka łagodzi obyczaje
Relacje rosyjsko-tureckie w ostatnich latach nie miały jedynie charakteru militarnego. Większe znaczenie strony przykładały do kwestii gospodarczych, w tym współpracy w branży energetycznej. Pierwszym poważnym wspólnym projektem obu krajów jest gazociąg Blue Stream działający od 2003 roku (oficjalnie uruchomiony w 2005 roku). Magistrala biegnie z zakładu produkcyjnego w Izobylnoje, w Kraju Stawropolskim, po dnie Morza Czarnego, i dostarcza błękitne paliwo do Ankary. Maksymalna moc przesyłu Blue Stream została określona na 16 mld metrów sześciennych rocznie.
Kolejną dużą inwestycją jest trwająca właśnie budowa elektrowni jądrowej w Akkuyu. Umowa została ratyfikowana przez turecki parlament w lipcu 2010 roku. Prace inżynieryjne i budowlane zostały rozpoczęte w 2011 roku. Siłownia składać się będzie z czterech bloków energetycznych typu VVER o mocy 1200 MW. Licencje na budowę pierwszego i drugiego reaktora zdobył rosyjski Rosatom. Pierwszy blok energetyczny ma ruszyć na stulecie założenia Republiki Tureckiej w 2023 roku. Pozostałe trzy jednostki mają zostać ukończone do 2025 roku. Całkowity koszt budowy jest oszacowany na 20 mld dolarów. Oczekuje się, że w pełni uruchomione cztery reaktory VVER o łącznej mocy 4,8 gigawata zaspokoją od 6 do 7 procent rocznego zapotrzebowania na energię elektryczną.
Problemy z budową Nord Stream 2 mogły być jedną z przyczyn, dla których Moskwa zdecydowała się na budowę nowego gazociągu dostarczającego błękitne paliwo z Rosji, przez Morze Czarne, Turcję na Bałkany. Oddany na początku stycznia bieżącego roku TurkStream już w pierwszym miesiącu działania przesłał miliard metrów sześciennych gazu. Z tego 54 procent popłynęło do tureckich odbiorców, a reszta do granicy turecko-bułgarskiej. Rocznie przez TurkStream może popłynąć 31, 5 mld metrów sześciennych gazu. Z tego część, pierwotnie miała być dalej przesyłana do krajów bałkańskich (Bułgaria i Serbia) oraz na Węgry, Słowację, aż do austriackiego hubu Baumgarten.
Mistrzowie kompromisu
– Zawsze w krytycznych momentach udawało się nam znajdować punkty styczne – powiedział Władimir Putin podczas konferencji podsumowującej spotkanie w sprawie Idlib. Trudno o lepszą i bardziej spójną definicję stosunków rosyjsko-tureckich. W sytuacji kryzysu przywódcy Rosji i Turcji prężą muskuły, ale robią to w sposób niezwykle dyplomatyczny. Obaj prezydenci to niezwykle mocne osobowości. Każdy z nich chce we własnym kraju uchodzić za tego najmocniejszego, przed którym inni czują respekt. Zarówno Putin, jak i Erdogan zdają sobie sprawę, że każda słabość, którą ujawnią, zostanie wykorzystana przeciwko nim w wewnątrzkrajowej walce politycznej. Na to nie mogą sobie pozwolić w sytuacji, w której realizują swoje największe marzenia polityczne: Putin o stworzeniu globalnego supermocarstwa, a Erdogan o regionalnym imperium. W Syrii, ale również w objętej wojną domową Libii, te marzenia się ścierają, doprowadzając do tragedii wielu milionów ludzi.
Rosja chce ograniczyć wpływ USA w Syrii więc popiera prezydenta Asada, starającego się przejąć kontrolę nad całym terytorium kraju. Turcja wspiera zbrojnie opozycję, dzięki czemu może swobodnie rozgrywać sprawę Kurdów i wpływać na roponośne obszary w pobliżu swych granic. Niejednokrotnie doprowadziło to do zbrojnego konfliktu na linii Damaszek-Ankara, które Moskwa skwapliwie wykorzystuje. Wielu ekspertów uważa, że liczne z rosyjskich ataków w Syrii są celowo skierowana na obiekty cywilne. Wywołuje to masowe przemieszczanie się uchodźców przez Turcję do Europy. Po otwarciu tureckiej granicy dla wszystkich chętnych dziesiątki tysięcy zdesperowanych ludzi, dla których nie ma już miejsca w obozach w Turcji, rozpoczęły szturm na południowe granice Unii Europejskiej. Doprowadziło to destabilizacji sytuacji w Grecji, której grozi następny potężny kryzys uchodźczy. Dla Brukseli jest to kolejny, po epidemii koronawirusa, Brexicie i spowolnieniu w największej unijnej gospodarce, palący problem do rozwiązania. Dla Putina i Erdogana jest to kolejne narzędzie polityki, równie brutalne jak sama wojna.
Nowa broń Putina
Uciekinierzy z Syrii to nie tylko problem samej Brukseli. W ciągu relatywnie krótkiego czasu Turcja przyjęła pond trzy miliony uchodźców, dla których trzeba było zorganizować wszystko co jest niezbędne do życia. Mimo wsparcia finansowego ze strony Unii Europejskiej, na pewien czas zatrzymało to Ankarę w jej dążeniach do zwiększenia swojej obecności w regionie. Na tym właśnie bardzo zależało Rosji, która po kilku latach nieobecności wróciła tam z nowym pomysłem na swoją rolę. Moskwa konsekwentnie wykorzystując zarówno swój potencjał militarny jak i energetyczny buduje pozycję supermocarstwa i rozszerzając wpływy tam, gdzie porażkę ponosi USA i jego sojusznicy.
Turecka gospodarka jest obecnie mocno uzależniona od dostaw błękitnego paliwa z Rosji. Erdogan jest w sytuacji nieco podobnej do sytuacji prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki, choć ma od niego o wiele mocniejszą pozycję. TurkStream, po tym jak Unia Europejska zablokowała budowę Nord Stream 2, nabrał nowego znaczenia jako kanał sprzedaży gazu do Europy. Budowa elektrowni jądrowej Akkuyu przez Rosatom oprócz tego, że przyniesie rosyjskiemu koncernowi zysk ekonomiczny, ma również znaczenie prestiżowe. Ze względu na to, że Turcja leży w regionie o wysokim ryzyku wystąpienia trzęsień ziemi pomysł budowy elektrowni jądrowej był niejednokrotnie krytykowany jako bardzo ryzykowny. Zapewnienie bezpieczeństwa działania siłowni w Akkuyu będzie świadczyć o sile rosyjskiej technologii i może przykryć aferę związaną z upuszczeniem reaktora w budowanej na Białorusi siłowni w Ostrowcu. Turcja, która opiera się na imporcie dla prawie wszystkich potrzeb energetycznych, ma też przed sobą wyzwania. Chce zmniejszyć swoją zależność od gazu, który pochodzi głównie z Rosji.
Prężenie muskułów
Zarówno Turcja jak i Rosja mają sprzeczne interesy we wschodnim regionie basenu Morza Śródziemnego, ale ze względów na tranzyt gazu i budowę elektrowni jądrowej są skazane na współpracę. Można zaryzykować stwierdzenie, że obecnie to Rosja jest nieco bardziej zależna od Turcji: dzięki TrukStream może zyskać szybki łatwy dostęp do rynków zbytu gazu na Bałkanach. Ankara nie zasypuje gruszek w popiele i podejmuje rozmaite działania, które mają uniezależnić ją od rosyjskiego gazu. Budując swoją nową silniejszą pozycję w regionie weszła w strategiczny sojusz z Libią. Jego podstawą stał się plan wspólnych poszukiwań gazu na Morzu Śródziemnym. Turcja szuka węglowodorów również bliżej swoich wybrzeży. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy tureckie statki badały morskie dno w okolicach Cypru narażając się tym na niezadowolenie ze strony Grecji i Unii Europejskiej.
Działania podjęte przez administrację Erdogana mogą stanowić zagrożenie dla realizacji rosyjskich planów politycznych. Czy w takim razie Turcja może się spodziewać reakcji odwetowych ze strony Moskwy? Patrząc na kryzys uchodźczy jaki ponownie dotyka Unię Europejską można być pewnym, że ta kwestia zostanie załatwiona w białych rękawiczkach i to w dodatku cudzymi rękami. Na pierwszy rzut oka Rosja nie ma nic wspólnego z decyzją Erdogana o otwarciu dla emigrantów granicy turecko-greckiej. Nie za bardzo da się też połączyć tego wydarzenia z decyzją Brukseli o wprowadzeniu Trzeciego Pakietu energetycznego, dzięki któremu unijne kraje miały uniezależnić się od dostaw rosyjskiego gazu. Komisja Europejska ma teraz potężny ból głowy co zrobić z ludźmi, którzy za wszelką cenę chcą dostać się do lepszego świata, a nie są przygotowani na koszty jakie będą musieli w związku z tym ponieść.
Podobna sytuacja może spotkać Turcję, która jest zdecydowanie bardziej oddalona geograficznie od Rosji niż Białoruś, co daje jej większą swobodę ekonomiczną i lepszą pozycję. Poważnym błędem ze strony Erdogana byłoby niedocenienie Putina i jego geopolitycznych ambicji. Komentując negocjacje rozejmu w Idlib, rosyjski prezydent sprawiał wrażenie niezadowolonego z przebiegu i finału rozmów. W przyszłości działania Kremla przyniosą Ankarze falę ogromnych problemów. Problemów, o które nie do końca będzie można oskarżyć Moskwę, ale które zdecydowanie będą działały na jej korzyść.