Matthew Bryza, były ambasador USA w Azerbejdżanie, dyrektor Międzynarodowego Centrum Studiów Bezpieczeństwa w Tallinie, przekonuje, że prezydent Rosji Władimir Putin, grożąc odcięciem dostaw gazu do Europy, tak naprawdę blefuje.
– Wiosną gdy seperatyści przejmowali kontrolę nad wschodnią Ukrainą prezydent Władimir Putin próbował przestraszyć europejskich liderów sugestią jakoby Kreml mógł przekierować eksport gazu ziemnego z Europy do Chin. W maju po latach wahania zgodził się na obniżenie cen dostaw do Chin do $350/1000m3. To o 42 procent mniej niż płaci Litwa. Tak mało, że już teraz wpływa na obniżkę cen w regionie Dalekiego Wschodu i zagraża dostawom z Rosji do Japonii – pisze Bryza w Financial Times. – Rosja będzie musiała pożyczyć na nową rurę 50 mld dolarów. Putinz godził się na tak niekorzystne warunki bo jego głowny cel był polityczny. Chciał przestraszyć Europę.
– Ostatecznie jednak prezydent Rosji wie, że Europa jest jedynym godnym zaufania klientem dla rosyjskich firm energetycznych. Ślą tam czetery razy więcej gazu niż w szczytowym momencie umowy z Chinami (po 2024 będzie to 38 mld m3 rocznie – przyp. BiznesAlert.pl) – wskazuje specjalista. Jego zdaniem podobnie jak wtedy, obecnie Rosja chce przestraszyć Europejczyków widmem wojny gazowej ale nie wywoła jej, ponieważ sama na tym straci.
Wskazuje także trzy sposoby na uniezależnienie Europy od ewentualnego zakręcenia kurka przez Rosję zimą. Po pierwsze należy zapełnić magazyny gazowe. Po drugie sięgnąć po LNG spoza Europy. Po trzecie należy uruchomić fundusz na rzecz wspólnych zakupów gazowych. Trzecie rozwiązanie trzymałoby Kreml w szachu. Byłby to jasny sygnał, że jeśli Rosja zakręci kurek z gazem Europa poszuka go gdzie indziej.
– W skrócie Europa poradzi sobie bez rosyjskiego gazu. To Moskwa nie może sobie pozwolić na realizacje swych gróźb – kwituje Bryza. – Ktoś musi powiedzieć, że król jest nagi.
Źródło: Financial Times