icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Filiński: Spadek na rynku paliw bez miękkiego lądowania? (FELIETON)

Miało drożeć, tymczasem spada „na łeb, na szyję”. Co prawda jeszcze sporo brakuje, by ceny detaliczne na stacyjnych słupkach osiągnęły poziomy przed wojenne, ale w polskim hurcie popularna „95-ątka” już jest niżej niż tuż przed rosyjską inwazją na Ukrainę, natomiast ceny hurtowe Diesla są bliskie tej granicy – pisze Tomasz Filiński, autor bloga Świat Paliw, w BiznesAlert.pl.

Co jest powodem ostatnich wyprzedaży oraz tego, że po wejściu w życie sankcji na ropę i gotowe paliwa pochodzące z Rosji ich ceny nie poszybowały do góry? Przede wszystkim spowolnienie gospodarcze w wielu krajach, w tym i w Europie. Początek roku zawsze był słabszy, ale tym razem mamy do czynienia – jak to określają coraz częściej właściciele firm transportowych – z zastojem.

Hamujące gospodarki zmniejszają popyt na paliwa. Świat bardzo szybko, bo raptem w „parę” miesięcy przeszedł z niedoboru podaży i niskich zapasów, do nadpodaży produktów naftowych, a ich zapasy globalnie systematycznie rosną. Przedłużająca się ograniczona konsumpcja i łatwy dostęp do towarów – pomimo wojny i sankcji na Rosję – powodują, że ceny ropy i gotowych paliw od dłuższego czasu notują dołki, a na to wszystko składają się też inne zdarzenia z rynków finansowych takie jak ostatni upadek banku SVB, ciągnący za sobą dalsze konsekwencje na szerszych „wodach”.

Jak ceny paliw spadają, to w teorii powinniśmy się cieszyć. Tymczasem niskie stawki za frachty drogowe, mało zleceń w obie strony, droższe finansowanie, cięcia terminów płatności i limitów  kredytowych, droga energia oraz znacznie wyższe koszty prowadzenia działalności dobijają polski transport, ale nie tylko, ponieważ tego typu problemy dotykają teraz większość gałęzi gospodarki.

Dziś jest tak, że jadąc w typowym dniu roboczym w środku tygodnia którąś z tras krajowych, czy wojewódzkich i mijając zlokalizowane przy nich bazy transportowe, częściej widujemy po kilka/kilkanaście samochodów ciężarowych, busów, autobusów „unieruchomionych” na placach z powodu braku ciągłości zamówień lub nieopłacalności płaconych za nie wynagrodzeń.

Wczoraj Główny Urząd Statystyczny podał, że w lutym wskaźnik inflacji wyniósł 18,4 procent, czyli znów rośnie i jest to najwyższy wynik od 26-ciu lat. Ale jeszcze kilka dni temu z ust prezesa Narodowego Banku Polskiego pana Adama Glapińskiego można było usłyszeć, że czeka nas „miękkie lądowanie”. Ciężko uwierzyć w podawane odczyty zmian cen, jak i w samo stwierdzenie pana profesora.

Wracając jeszcze do pytania o czynniki ostatnich wyprzedaży na rynkach naftowych chciałbym wyjaśnić, że są one konsekwencją obaw o recesję, niepokojów związanych z dalszym zacieśnianiem pasa przez banki centralne, a w tym tygodniu powyższa aura została wzmocniona kłopotami amerykańskiego sektora bankowego. Wczoraj agencja analityczna Moody’s oceniła ten segment gospodarki USA jako „negatywny”, co wystraszyło inwestorów i wywołało wręcz panikę na rynkach.

Czy zbliżająca się wielkimi krokami wiosna uratuje sytuację? Wielu pokłada w tym nadzieje i rzeczywiście podstawy są, ale nie ma też co się łudzić poduszką, na którą mamy bez szwanku „upaść”.

Miało drożeć, tymczasem spada „na łeb, na szyję”. Co prawda jeszcze sporo brakuje, by ceny detaliczne na stacyjnych słupkach osiągnęły poziomy przed wojenne, ale w polskim hurcie popularna „95-ątka” już jest niżej niż tuż przed rosyjską inwazją na Ukrainę, natomiast ceny hurtowe Diesla są bliskie tej granicy – pisze Tomasz Filiński, autor bloga Świat Paliw, w BiznesAlert.pl.

Co jest powodem ostatnich wyprzedaży oraz tego, że po wejściu w życie sankcji na ropę i gotowe paliwa pochodzące z Rosji ich ceny nie poszybowały do góry? Przede wszystkim spowolnienie gospodarcze w wielu krajach, w tym i w Europie. Początek roku zawsze był słabszy, ale tym razem mamy do czynienia – jak to określają coraz częściej właściciele firm transportowych – z zastojem.

Hamujące gospodarki zmniejszają popyt na paliwa. Świat bardzo szybko, bo raptem w „parę” miesięcy przeszedł z niedoboru podaży i niskich zapasów, do nadpodaży produktów naftowych, a ich zapasy globalnie systematycznie rosną. Przedłużająca się ograniczona konsumpcja i łatwy dostęp do towarów – pomimo wojny i sankcji na Rosję – powodują, że ceny ropy i gotowych paliw od dłuższego czasu notują dołki, a na to wszystko składają się też inne zdarzenia z rynków finansowych takie jak ostatni upadek banku SVB, ciągnący za sobą dalsze konsekwencje na szerszych „wodach”.

Jak ceny paliw spadają, to w teorii powinniśmy się cieszyć. Tymczasem niskie stawki za frachty drogowe, mało zleceń w obie strony, droższe finansowanie, cięcia terminów płatności i limitów  kredytowych, droga energia oraz znacznie wyższe koszty prowadzenia działalności dobijają polski transport, ale nie tylko, ponieważ tego typu problemy dotykają teraz większość gałęzi gospodarki.

Dziś jest tak, że jadąc w typowym dniu roboczym w środku tygodnia którąś z tras krajowych, czy wojewódzkich i mijając zlokalizowane przy nich bazy transportowe, częściej widujemy po kilka/kilkanaście samochodów ciężarowych, busów, autobusów „unieruchomionych” na placach z powodu braku ciągłości zamówień lub nieopłacalności płaconych za nie wynagrodzeń.

Wczoraj Główny Urząd Statystyczny podał, że w lutym wskaźnik inflacji wyniósł 18,4 procent, czyli znów rośnie i jest to najwyższy wynik od 26-ciu lat. Ale jeszcze kilka dni temu z ust prezesa Narodowego Banku Polskiego pana Adama Glapińskiego można było usłyszeć, że czeka nas „miękkie lądowanie”. Ciężko uwierzyć w podawane odczyty zmian cen, jak i w samo stwierdzenie pana profesora.

Wracając jeszcze do pytania o czynniki ostatnich wyprzedaży na rynkach naftowych chciałbym wyjaśnić, że są one konsekwencją obaw o recesję, niepokojów związanych z dalszym zacieśnianiem pasa przez banki centralne, a w tym tygodniu powyższa aura została wzmocniona kłopotami amerykańskiego sektora bankowego. Wczoraj agencja analityczna Moody’s oceniła ten segment gospodarki USA jako „negatywny”, co wystraszyło inwestorów i wywołało wręcz panikę na rynkach.

Czy zbliżająca się wielkimi krokami wiosna uratuje sytuację? Wielu pokłada w tym nadzieje i rzeczywiście podstawy są, ale nie ma też co się łudzić poduszką, na którą mamy bez szwanku „upaść”.

Najnowsze artykuły