icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Chiny i USA idą na wojnę handlową. Kto bardziej ucierpi?

W odpowiedzi na działania USA, Chiny szykują taryfy odwetowe na jedną na amerykańską energetykę. Sprzedaż amerykańskiej ropy, gazu i węgla do Chin szybko rósł, a sektor energetyczny odnotowywał nadwyżkę handlową. Teraz nad eksportem surowców z USA do Chin wisi widmo 25-procentowych taryf w ramach nowej fali ceł zapowiedzianych przez chińskie ministerstwo gospodarki.

Wojna handlowa

Ma to wpłynąć na przychody producentów ropy w Stanach Zjednoczonych – globalny rynek jest na tyle płynny, że ropa znajdzie innych kupców poza Chinami, ale Amerykanie będą musieli dostosować do nich nowe warunki cenowe. Amerykańskie firmy, które już ucierpiały w wojnie cenowej, wyczekują kolejnych ruchów i ostrzegają rząd, że nie można jednocześnie podnosić taryf i zwiększać produkcję.

Chiny to największy na świecie importer ropy, a amerykański eksport tego surowca gwałtownie wzrósł w 2016 roku, kiedy kongres zniósł restrykcje handlowe. Ważnym elementem amerykańskiego eksportu jest również LNG, którego produkcja wystrzeliła w ciągu tzw. rewolucji łupkowej w USA.

To tylko zagrywka?

Chiny zapowiadają, że po wprowadzeniu ceł i zawieszeniu handlu z Amerykanami, lukę w dostawach mają zamiar wypełnić importem węglowodorów z innych źródeł, przede wszystkim z zachodniej Afryki, z kolei Amerykanom będzie trudno znaleźć tak duży rynek jak Chiny – każdego dnia od 300 do 400 tysięcy baryłek amerykańskiej ropy będzie musiało znaleźć nowych nabywców.

Obserwatorzy rynku wskazują też, że konflikt cenowy między Chinami a USA nie będzie trwał długo, ponieważ potrzebują one siebie nawzajem, a obecne zawirowania mogą okazać się elementem taktyki negocjacyjnej, która ma zaowocować lepszymi stosunkami handlowymi. – Nie ma co ukrywać, że USA pozostają atrakcyjnym dostawcą ropy ze względu na swoją stabilność. Jeśli zachowamy zdrowy rozsądek, to import ropy w Chinach może sięgnąć 500 tysięcy baryłek dziennie – powiedział Colin Fenton z organizacji Blacklight Research.

Financial Times/Michał Perzyński

W odpowiedzi na działania USA, Chiny szykują taryfy odwetowe na jedną na amerykańską energetykę. Sprzedaż amerykańskiej ropy, gazu i węgla do Chin szybko rósł, a sektor energetyczny odnotowywał nadwyżkę handlową. Teraz nad eksportem surowców z USA do Chin wisi widmo 25-procentowych taryf w ramach nowej fali ceł zapowiedzianych przez chińskie ministerstwo gospodarki.

Wojna handlowa

Ma to wpłynąć na przychody producentów ropy w Stanach Zjednoczonych – globalny rynek jest na tyle płynny, że ropa znajdzie innych kupców poza Chinami, ale Amerykanie będą musieli dostosować do nich nowe warunki cenowe. Amerykańskie firmy, które już ucierpiały w wojnie cenowej, wyczekują kolejnych ruchów i ostrzegają rząd, że nie można jednocześnie podnosić taryf i zwiększać produkcję.

Chiny to największy na świecie importer ropy, a amerykański eksport tego surowca gwałtownie wzrósł w 2016 roku, kiedy kongres zniósł restrykcje handlowe. Ważnym elementem amerykańskiego eksportu jest również LNG, którego produkcja wystrzeliła w ciągu tzw. rewolucji łupkowej w USA.

To tylko zagrywka?

Chiny zapowiadają, że po wprowadzeniu ceł i zawieszeniu handlu z Amerykanami, lukę w dostawach mają zamiar wypełnić importem węglowodorów z innych źródeł, przede wszystkim z zachodniej Afryki, z kolei Amerykanom będzie trudno znaleźć tak duży rynek jak Chiny – każdego dnia od 300 do 400 tysięcy baryłek amerykańskiej ropy będzie musiało znaleźć nowych nabywców.

Obserwatorzy rynku wskazują też, że konflikt cenowy między Chinami a USA nie będzie trwał długo, ponieważ potrzebują one siebie nawzajem, a obecne zawirowania mogą okazać się elementem taktyki negocjacyjnej, która ma zaowocować lepszymi stosunkami handlowymi. – Nie ma co ukrywać, że USA pozostają atrakcyjnym dostawcą ropy ze względu na swoją stabilność. Jeśli zachowamy zdrowy rozsądek, to import ropy w Chinach może sięgnąć 500 tysięcy baryłek dziennie – powiedział Colin Fenton z organizacji Blacklight Research.

Financial Times/Michał Perzyński

Najnowsze artykuły