Wczoraj przedstawiciel tureckiego rządu potwierdził, że zamiarem Ankary jest, aby Turcja stała się wielkim międzynarodowym centrum tranzytu gazu. Dlatego zgodziła się, aby przez jej terytorium przebiegały dwa nowe gazociągi, którymi będzie przesyłany do Europy gaz z Azerbejdżanu i z Rosji.
W ubiegłym tygodniu Turcja i Azerbejdżan rozpoczęły prace nad realizacją Gazociągu Transanatolijskiego (TANAP), magistrali zaplanowanej na trasie długiej na 1850 km.
Jednocześnie tureccy i rosyjscy politycy negocjują uzgodnienie warunków realizacji drugiego projektu Turkish Stream mającego transportować do Europy gaz z Rosji. Ankara uważa, że jeśli Unia Europejska popiera TANAP, a Rosja musi zrealizować Turkish Stream – to Ankara zajęła wyjątkowo ważną pozycję strategiczną między wrogimi sobie Brukselą i Moskwą, choć chodzi jej „tylko” o gaz.
Wczoraj AFP stwierdziła, że marzeniem Turcji jest, aby zachodni skrawek jej terytorium graniczący z Grecją i Bułgarią przekształcić w hub gazowy, skąd liczne gazociągi będą dostarczać gaz do europejskich klientów.
Jednakże – zauważa Edward Chow, ekspert bezpieczeństwa energetycznego instytutu CSIS (Center for Strategic and International Studies) – dwa gazociągi to o wiele za mało. Hub musi mieć odpowiednią infrastrukturę, do czego Turcji bardzo daleko. I skąd na granicy turecko/bułgarskiej/greckiej wezmą się te niezbędne liczne gazociągi do Europy.
Chow wskazuje też na brak silnego międzynarodowego systemu bankowego, jako wsparcia dla wielkiego centrum tranzytu gazu, solidnych regulacji prawnych koniecznych w razie sporów handlowych. Wreszcie brak magazynów na przechowywanie wielkich wolumenów gazu.- „Turcja ma rzeczywiście świetną lokalizację, geograficznie ma blisko do krajów, gdzie są bogate złoża gazu i ropy. Ale wiele jej brakuje, aby stać się centrum gazowym dla Europy. I żeby te braki zlikwidować – potrzeba bardzo dużo czasu. Na razie wystarczy możliwości na jedną rurę” – stwierdza Chow.