KPO nie było rozdzielane przez naiwniaków, którzy nie wiedzieli, co się dzieje, a przez ludzi dokładnie znających mechanizmy rozdzielania funduszy. Te cwane gapy teraz robią wielkie oczy i mówią: „Ojej, jak to się stało?”.
Uwzględniając, że Kim Dzong Un kazał swego czasu rozstrzelać koreańskiego ministra obrony za to, że przysnął podczas parady wojskowej, w gruncie rzeczy wszystko w temacie karania ministrów przez umiłowanych przywódców już było. Także u nas, więc werbalna, na razie, egzekucja, jakiej Donald Tusk dokonał na minister Katarzynie Pełczyńskiej-Nałęcz, jakiejś nadmiernej sensacji nie wywołała. Szczególnie że pani minister ma bronić jej partia – Polska 2050. Kiedyś się pisało, że ktoś broni czegoś „jak niepodległości”, ale dziś to porównanie w przypadku większości polityków nie ma już sensu i młodszym czytelnikom trzeba by tłumaczyć, o co chodzi.
Wracając jednak do pani ministry, jak zwykła siebie zwać pani minister, muszę przyznać, że jest całkiem dobra w konkurencji polegającej na robieniu wielkich oczu, rozkładaniu rąk w geście „jak to się mogło stać”, a potem rozwiązywaniu problemu z gniewną miną człowieka, który pobił Szweda w knajpie na promie, bo się po 450 latach dowiedział o potopie szwedzkim. W tej konkurencji wymiata oczywiście premier Tusk, ale konkurencja jest mocna. Zresztą trzeba przyznać, że i złośliwości premiera, przywodzące na myśl tego faceta z ostatniej Olimpiady, który bił kolejne kobiety, pani minister odparowywuje ze sporą dozą pewności siebie.
Poza tym mamy schemat. Tak więc pani minister po pierwsze, zgodnie z rządową matrycą, ogłosiła, że to wróg kręci „inbę”, ale sprawę „trzeba wyjaśnić”, więc od teraz wszystkie dotacje zostaną wstrzymane. Jest to logiczne posunięcie. Skoro ci, którzy mieli dostać, ze względu na swoje niewątpliwe kompetencje i obrotność, już dostali, to czemu ktoś inny ma jeszcze dostać? Teraz wszyscy już wiedzą, więc punkt dystrybucji kasy zamknięty. Pani kierowniczka wywiesiła karteczkę „zaraz wracam” i poszła na kawę przeczekać, aż się klientela uspokoi, powymienia albo coś się wymyśli. Za duże są pieniądze, by byle kto miał dostać.
Najcudowniejsze jest jednak to zaskoczenie. Jak to się mogło stać? Niezbyt w nie wierzę. Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz o dzieleniu kasy i funduszy wie wszystko. Kiedyś dzieliła Fundusze Norweskie, pracując w Fundacji Batorego, teraz jako minister nadzoruje dzielenie tych pieniędzy pomiędzy przyjaciół władzy przez tę samą fundację. Tak buduje się w Polsce społeczeństwo obywatelskie.
Do tego kilkoma zaczepkami pod adresem premiera Pełczyńska-Nałęcz zdołała sobie zyskać nawet na moment sympatię części prawicy. Ale kto się czubi, ten się lubi. Czyż to nie godna następczyni premiera Tuska? Któż inny tak pięknie jak oni potrafi robić wielkie oczy i krzyczeć „Co się stało!?” w momentach, kiedy system dokładnie działa, jak miał działać, tylko trochę za dużo wypłynęło na wierzch.