Dąbrowski: Jak wygląda Fukushima pięć lat po katastrofie nuklearnej

11 marca 2016, 14:45 Atom

KOMENTARZ

Strefa zamknięta w okolicach elektrowni. Fot. autora

Mariusz Dąbrowski

Uniwersytet w Białymstoku, prowadzi mikroblog inspirAzja*

11 marca 2011 r. miała miejsce jedna z największych katastrof naturalnych w historii Japonii. Tragedia rozpoczęła się od potężnego trzęsienia ziemi, które trwało ponad 5 minut. Dla porównania, trzęsienia ziemi zazwyczaj trwają od kilku do kilkudziesięciu sekund. Tym razem wstrząsy były tak potężne, że wywołały niszczycielską falę tsunami. Żywioł pochłonął 18,5 tys. istnień ludzkich, z czego prawie 2,6 tys. wciąż nie odnaleziono. Główną przyczyną większości zgonów – 90% stwierdzonych przypadków – było utonięcie. Jednak nie był to koniec dramatu, ponieważ wkrótce doszło do poważnej awarii w elektrowni jądrowej Fukushima I, w wyniku której skażeniu radioaktywnemu uległ znaczny obszar prefektury Fukushima.

Po wydarzeniach w elektrowni jądrowej, rząd japoński podjął decyzję o przesiedleniu 160 tys. ludzi poza strefę największego skażenia. Odbiło się to przede wszystkim na psychice ludzi i to we wszystkich kategoriach wiekowych. W prefekturze Fukushima już ponad 2 tys. osób zmarło z przyczyn powiązanych z potrójną katastrofą, ale nikt oficjalnie nie zmarł z powodu napromieniowania. Biorąc pod uwagę rachunek zysków i strat, prof. Philip Thomas, specjalista ds. zarządzania kryzysowego z Uniwersytetu w Bristolu, stwierdził ostatnio, że przesiedlanie ludności w Fukushimie było niepotrzebne. Jednakże nie obwinia za to rządu i władz samorządowych, ponieważ sytuacja była tak dramatyczna, iż należało podjąć jakąś decyzję.

Obraz prefektury Fukushima

Dzisiaj sytuację w prefekturze Fukushima można oceniać różnie, w zależności od perspektywy czasowej jaką się przyjmie. Z perspektywy 5 lat odbudowa regionu jest wolniejsza od wcześniejszych założeń i oczekiwań. Natomiast w ostatnim czasie można zauważyć spore zmiany. Nadmorska część prefektury Fukushima jest obecnie jednym wielkim placem budowy. Ciężarówki i ciężki sprzęt budowlany można spotkać równie często jak samochody osobowe. Do regionu zjechali mężczyźni z całej Japonii, aby zatrudnić się przy dobrze płatnych pracach dekontaminacyjnych. W sumie dekontaminacją zajmuje się 20 tys. osób. Miejscowi patrzą na nich z dużą nieufnością, ale z drugiej strony, osoby te generują dodatkowy popyt na lokalnym rynku.

Prace dekontaminacyjne idą pełną parą, ale problemem są czarne worki z napromieniowaną zawartością, które napełniane są każdego dnia. W prefekturze Fukushima znajduje się ponad 1000 miejsc, gdzie składowane są radioaktywne śmieci. Podobnie jest w zniszczonej elektrowni atomowej, gdzie z kolei głównym problemem jest przechowywanie skażonej wody, która gromadzi się codziennie, w związku z chłodzeniem uszkodzonych reaktorów i obecnością wód gruntowych na obszarze zajmowanym przez elektrownię. Ponadto ciekawie wygląda sytuacja tuż poza strefą zamkniętą. Na dawnych polach ryżowych powstają osiedla mieszkaniowe. Istnieje duży kontrast między znajdującymi się obok siebie barakami dla przesiedleńców, a nowymi domami, które czasem bardziej przypominają rezydencje z Beverly Hills niż tradycyjną japońską zabudowę.

Przyszłość sektora jądrowego

Katastrofa w Fukushimie miała ogromy wpływ na cały sektor energetyczny w Japonii, a nawet nie tylko w samej Japonii, czego przykładem jest polityka Niemiec wobec atomu. Przed katastrofą prawie 30% energii wyprodukowanej w Kraju Wschodzącego Słońca pochodziło z atomu, a docelowo miało to być 50% w roku 2030. Konsekwencją wydarzeń z 11 marca 2011 r. było wyłączenie wszystkich 54 reaktorów jądrowych, z czego 6 zdecydowano się całkowicie zlikwidować. Obecnie działają tylko 2 reaktory znajdujące się w prefekturze Kagoshima na wyspie Kiusiu. Powrót do atomu nie jest jednak łatwy, czego przykładem jest ostatni wyrok sądu japońskiego nakazujący wyłączenie 2 reaktorów w elektrowni Takahama w prefekturze Fukui. Warto przypomnieć, że w lutym br. doszło tam do wycieku 34 litrów skażonej radioaktywnie wody z instalacji chłodzącej reaktor jądrowy.

Potężny sektor jądrowy od kilku lat znajduje się w defensywie, a to ma przełożenie na zwiększony import surowców energetycznych, takich jak węgiel, czy gaz ziemny. Oba te surowce odpowiadają obecnie w 75% za produkcję energii elektrycznej. Szczególnie gaz ziemny w postaci skroplonej odgrywa ogromną rolę i związku z tym japońskie Ministerstwo Gospodarki, Handlu i Przemysłu planuje ograniczyć jego udział w miksie energetycznym kraju. Jednak, żeby było to możliwe należy uruchamiać kolejne reaktory jądrowe. Nie będzie to łatwe, ponieważ w ostatnim sondażu przeprowadzonym przez agencją prasową Kyodo, 2/3 przedstawicieli japońskich władz samorządowych opowiedziało się za ograniczeniem roli energetyki jądrowej. Z drugiej strony, władze w Tokio będą dążyć do tego, aby w 2030 r. atom odpowiadał za 20-22% wytworzonej energii. Podobną rolę ma również odgrywać energetyka odnawialna.

*Mariusz Dąbrowski – ekonomista, doktorant na Wydziale Ekonomii i Zarządzania Uniwersytetu w Białymstoku, komentator wydarzeń politycznych i gospodarczych w Azji Wschodniej. Autor szkoleń i publikacji dotyczących rynków azjatyckich oraz japońskiej kultury biznesu. Od 2006 r. regularnie odwiedza nadmorski obszar prefektury Fukushima. Prowadzi mikroblog inspirAzja.