KOMENTARZ
Bartłomiej Derski
Redaktor WysokieNapiecie.pl
Krótszy kij i mała marchewka – tak można podsumować zmiany w projektach ustaw węglowodorowych, które w ubiegłym tygodniu przyjął rząd. Jednak to nie przepisy mogą mieć największy wpływ na poszukiwanie i wydobycie gazu łupkowego w Polsce.
Kluczowa zmiana – czyli rezygnacja z Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych – a więc hybrydy nadzoru geologicznego ze spółką kapitałową – cieszy inwestorów, ale martwi wszystkich zwolenników trzymania państwową ręką energetyki i surowców.
Trudno nie odnieść wrażenia, że to nie protesty inwestorów, a wewnątrzrządowe spory co do kształtu i nadzoru nad NOKE wstrzymały decyzję o jego powołaniu. Rezygnując z niego rząd wylał jednak dziecko z kąpielą.
Zdecydowanie prostszym rozwiązaniem, postulowanym zresztą przez część ekspertów, było dopuszczenie do koncesji państwowego PGNiG. mogłoby się to odbywać np. za pomocą rozwiązań gwarantujących, że PGNiG może objąć np. przynajmniej do 5 proc. udziałów w wydawanych koncesjach. Wówczas państwo mogłoby, na zasadach rynkowych, uczestniczyć w najbardziej perspektywicznych koncesjach, a przy tym miałoby ułatwiony dostęp do informacji i budowało własne kompetencje w obszarze wydobycia gazu łupkowego. Kompetencje, które za kilka lat mogłoby – dzięki PGNiG – eksportować na nowe rynki. Na to nie pozwalała konstrukcja NOKE i nie pozwolą także nowe przepisy.
Inwestorzy skorzystają także na odroczeniu podatku węglowodorowego do 1 stycznia 2020 roku. Pięć lat bardzo korzystnych rozwiązań fiskalnych jakie zyskają inwestorzy to racjonalna marchewka, która zmniejszy ryzyko odwiertów. Później okaże się, czy w Polsce jest w ogóle czego szukać. Jeżeli będzie, to nowe obciążenia zapewne zostaną zaakceptowane. W końcu są kraje o mniejszej stabilności gospodarczej, gdzie suma podatków i opłat – tzw. government take – jest wyższa. Polska będzie miała w tym przypadku przeciętne warunki. Powinna zatem zachęcać inwestorów innymi sposobami. Jakimi?
No właśnie, tutaj przechodzimy do marchewki, która wrażenia na inwestorach nie wywrze. Będzie to m.in. możliwość eksploatacji koncesji w konsorcjum, czy elektroniczne raportowanie i rozliczanie, co w wielu krajach jest standardem. Rząd ułatwi inwestorom dostęp do ziemi zarządzanej przez Agencję Nieruchomości Rolnych, co może mieć jakieś znaczenie.
Po drugiej stronie znalazły się jednak wyższe opłaty, które częściowo zrekompensują rządowi odroczony podatek, większa ingerencja w zasady funkcjonowania konsorcjów wydobywczych, czy brak samoograniczeń państwowych instytucji kontrolnych, z których od niedawna korzystają pozostali przedsiębiorcy.
W rezultacie przepisy lepiej będą chroniły rządowy interes, a inwestorzy nie będą mieli pod górkę tak bardzo, jak to do niedawna się rysowało. Trzeba jednak pamiętać, że najważniejsze nie są przepisy, a sposób ich egzekwowania, a z tym – jak pokazuje raport Najwyższej Izby Kontroli – nie jest najlepiej. Jeżeli postępowania koncesyjne będą się u nas ciągnęły po 2,5 roku (tyle wynosi odnotowany przez NIK rekord, przy obowiązku załatwienia sprawy w 30 dni), wówczas przy przeciętnym poziomie obłożeń podatkowych i ryzyka inwestycyjnego i tak nie będziemy mieli wielkich szans w rywalizacji o inwestycje, które w końcu dałyby nam odpowiedź, czy w Polsce mamy gaz łupkowy możliwy do wydobycia po opłacalnych cenach.