Wielu Wenezuelczyków uważa, że ropa naftowa to surowiec, do którego nabywają prawa wraz z przyjściem na świat. Pomimo szalejącej, niespotykanej na skalę światową inflacji nigdy nie musieli kupować benzyny, bo napełnienie baku w państwie śpiącym na ropie jest w gruncie rzeczy bezpłatne. Jednak w ciągu ostatnich tygodni sytuacja diametralnie się zmieniła.
Mieszkańcy różnych stanów zgłaszali poważne problemy z jej niedoborem. Co prawda to już nie pierwszy raz, kiedy taka sytuacja ma miejsce, jednak o ile wcześniej wynikała ona z kłopotów z dystrybucją surowca i nieefektywnością logistyczną, o tyle teraz benzyny po prostu w Wenezueli nie ma.
Sytuacja w stolicy Caracas jest nienajgorsza, ponieważ Nicolas Maduro zdaje sobie sprawę, że brak paliwa jest potencjalnym zarzewiem do wywołania kolejnych masowych protestów przeciwko jego rządom, wobec czego stara się, by przynajmniej tu braki były odczuwalne w jak najmniejszym stopniu.
Inaczej jest już na prowincji. W położonym na zachodzie kraju mieście San Cristobal del Tachira 42-letnia Lorena Amaya spędziła trzy dni ze swoją siostrą w samochodzie, czekając w kolejce by napełnić bak. Zaparkowały swoje samochody obok siebie, tak by stworzyć prowizoryczne łóżko i przetrwać czas oczekiwania. Siostra Loreny Ymara po nalaniu benzyny do baku, stwierdziła, że było to najdroższe kiedykolwiek zakupione przez nią paliwo.
Mimo, że Wenezuela śpi na ropie, to niemal jej nie produkuje. Paliwo pochodzi więc z importu, a ten zgodnie z danymi firmy consultingowej Refinitiv Eikon, a także wenezuelskiego koncernu naftowego PDVSA spadł dramatycznie. W pierwszych tygodniach maja Wenezuela sprowadzała ok. 8 6000 baryłek benzyny i rozcieńczalników do swojej ciężkiej ropy dziennie. Niektóre źródła wskazują, że dostawa paliwa do kraju po raz ostatni dopłynęła 31 marca. Ponadto wenezuelska rafineria Cardon, która produkowała 310 000 baryłek dziennie właściwie wstrzymała pracę ze względu na awarię techniczną.
Pomimo potężnego kryzysu Wenezuelczycy uważają, że benzyna to coś co po prostu im się należy. Tak jest od 1989 roku, kiedy to za ówczesnego prezydenta Carlosa Andresa Pereza doszło w Caracas do poważnych zamieszek, gdy ogłosił on koniec dotacji na paliwo, sprzedawane wówczas poniżej poziomu rynkowego.
Dziś, trzydzieści lat później, a po pięciu latach od rozpoczęcia głębokiego kryzysu gospodarczego ceny ropy są niskie, a jej produkcja spadła do najniższego poziomu od lat 40. XX wieku. Według danych Amerykańskiej Agencji Informacji o Energii w kwietniu 2019 r. Wenezuela produkowała 830 000 baryłek dziennie, podczas gdy na początku 2019 roku 1,2 miliona. Państwowa PDVSA nie publikuje danych o produkcji, więc na dobrą sprawę trudno o miarodajne dane.
Oczywiście reżim Nicolasa Maduro obwinia za ten stan rzeczy Stany Zjednoczone, które nałożyły w styczniu 2019 roku sankcje na wenezuelski przemysł naftowy, odcinając go częściowo od dostępu do światowego rynku ropy, ale również i od możliwości zakupu benzyny i rozpuszczalników. Z kolei opozycja wyraźnie podkreśla, że winny sytuacji jest reżim, który przez lata niszczył rodzimy przemysł naftowy fatalnym zarządzaniem i sankcjonowaniem korupcji.
Tymczasem niedobory paliwa pogarszają już i tak trudną sytuację, jeśli chodzi o dostawy żywności w Wenezueli. Kraj ten nie ma sieci kolejowej, a większość jej największych miast znajduje się daleko od wybrzeża, co powoduje, że bez benzyny zapasy żywności nie mogą być transportowane z miasta do miasta.
CNN/Joanna Kędzierska