Rzędowska: Dopłaty do samochodów elektrycznych? Oby nie tylko dla swoich

14 maja 2018, 07:30 Energia elektryczna

9 maja 2018 roku, drugi dzień 62. posiedzenia Sejmu, pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy o biokomponentach i biopaliwach, którego elementem jest powołanie Funduszu Niskoemisyjnego Transportu zasilanego z tzw. opłaty emisyjnej – nikt się nie spodziewał, że tego dnia z sejmowej mównicy usłyszymy przełomową deklarację o elektromobilności w Polsce.

Fot. BiznesAlert.pl

– W ramach tego funduszu planujemy dofinansowanie zakupu kilkudziesięciu tysięcy samochodów elektrycznych wraz z budową infrastruktury ładowania samochodów elektrycznych w Polsce w liczbie ok. 20 tys. punktów ładowania w całym kraju. W 2019 roku dopłaty do zakupu samochodu elektrycznego mogą już wynieść ok. 25 tys. zł na pojazd. W kolejnych latach wysokość wparcia będzie zależna od potrzeb klientów i kształtowania się rynku – powiedział minister energii Krzysztof Tchórzewski.

I to jest dla mnie największe zdziwienie. Bo gdyby wypowiedział je spontanicznie w trakcie odpowiadania na pytania dziennikarzy. Gdyby powiedział to w rozmowie przy wyłączonych kamerach…

Ewolucja planów

W zasadzie deklaracja ministra nie powinna nikogo dziwić, ponieważ dopłata to element Planu Rozwoju Elektromobilności zakomunikowanego 14 września 2016 roku. Zanim trafił do konsultacji i przybrał znany kształt zakładał, że w II etapie realizacji, czyli w latach 2019-2020 Ministerstwo Energii będzie intensywnie działać, by zachęcić do kupowania samochodów elektrycznych. W zapowiedziach umieszczonych w dokumencie wymieniono: brak akcyzy, zmniejszony podatek VAT oraz dopłaty do pierwszych 100 tysięcy samochodów elektrycznych. W Planie przyjętym przez rząd takiego zapisu już nie ma.

Nie tylko „miękkie” wsparcie

Warto pamiętać, że resort energii zakładał na początku prac nad regulacjami mającymi stworzyć warunki do rozwoju elektromobilności w Polsce, że system dopłat na zakup nowych pojazdów to dobre rozwiązanie. Poza „miękkimi instrumentami wsparcia” w Planie Rozwoju Elektromobilności wspomniano, że „z punktu widzenia rozwoju rynku pojazdów pożądane jest także powołanie Funduszu Niskoemisyjnego Transportu, który wesprze dopłatami zakup nowych pojazdów napędzanych energią elektryczną. Doświadczenia innych państw pokazują, że dopłaty są najskuteczniejszym mechanizmem kreowania popytu w pierwszych okresach rozwoju rynku”. Tyle znalazłam w dokumencie, a co pokazuje życie?

Ostre hamowanie

Od zeszłego tygodnia odbyłam kilkanaście krótszych i dłuższych rozmów na temat dopłat do samochodów elektrycznych i niemal każdy rozmówca prezentował argumenty, zgodnie z którymi mówienie o dopłatach teraz jest dla rynku wcale nie najlepsze. Co innego, gdyby o tym mówiono od samego początku, ale teraz? Eksperci, z którymi rozmawiałam uważają, że zahamuje to rozwój sprzedaży, który udało się już wypracować. Zainteresowanie samochodami elektrycznymi nabywców było organiczne. Co się stanie teraz? Może ono wręcz całkiem wyhamować. Ale czy na pewno?

Zbieg okoliczności

Nie chcę łączyć upublicznienia informacji o dopłatach do zakupu samochodów elektrycznych z podobną deklaracją Lasów Państwowych czy TVP o inwestycjach w elektromobilność. Wiadomo, że pojedyncze egzemplarze trafią też do instytucji jak Agencja Rozwoju Przemysłu czy samorządy. W końcu w tekście ustawy widnieje zapis Art. 34. ustęp 1. o tym, że „naczelne i centralne organy administracji państwowej zapewniają, aby udział pojazdów elektrycznych we flocie użytkowanych pojazdów w obsługującym je urzędzie […] był równy lub wyższy niż 50 procent liczby użytkowanych pojazdów”. Miejmy nadzieję, że dopłata będzie dostępna nie tylko dla „swoich” a elektryfikacja transportu w Polsce nabierze rozpędu na tyle, że trudno będzie ten cichy trend zatrzymać.