Sawicki: Dostawy ropy z Polski na Białoruś to tylko gra

12 września 2019, 07:31 Energetyka

Białorusini rozważają przesył ropy z Polski i krajów bałtyckich. W rozmowach z Rosjanami grają kartą umożliwienia przesyłu ropociągiem Przyjaźń przez Polskę na Wschód. Jednakże realna dywersyfikacja dostaw ropy na Białoruś oznaczałaby zerwanie bliskich zależności z Rosją. Polacy to wiedzą i podchodzą ostrożnie do tego pomysłu – pisze Bartłomiej Sawicki, redaktor portalu BiznesAlert.pl.

Putin i Łukaszenka

Negocjacje odszkodowania za brudną ropę

Białoruś sprowadza ropę naftową tylko z jednego, rosyjskiego kierunku poprzez ropociąg Przyjaźń. To efekt położenia geograficznego i kolejowych połączeń ropociągowych. Od kilku lat kraj ten importuje pojedyncze ładunki surowca poprzez naftoport w Odessie nad Morzem Czarnym. Jest to ropa z Iranu, Azerbejdżanu i Wenezueli, która jest transportowana koleją do rafinerii białoruskich w Mozyrzu i w Nowopołocku.

Białorusini wracali do pomysłu importu ropy naftowej z innych kierunków, niż wschodni, za każdym razem, kiedy na linii Mińsk–Moskwa dochodziło do impasu rozmów gospodarczych. Po przerwach w dostawach ropy naftowej przez ropociąg Przyjaźń, Białorusini zyskali kolejny argument w ręku, aby ponownie wrócić do stołu rozmów z Rosjanami i zyskać możliwe ustępstwa, tym razem jeśli chodzi o taryfy przesyłowe, które Białorusini chcieli podnieść. Teraz w momencie przerw w dostawach ropy od końca kwietnia do początku czerwca i szkód, które zanieczyszczona ropa wyrządziła w białoruskiej rafinerii w Mozyrzu, Białorusini zyskali mocny argument, aby Rosjanie zgodzili się z propozycją.

Strona białoruska miała oszacować straty, które wyrządziła zanieczyszczona ropa w rafinerii w Mozyrzu, na 450 mln dolarów. Białoruś zaczęła podbijać stawkę w rozmowach z Rosjanami i włączyła wysokość taryf przesyłowych do rozmów na temat odszkodowań. Ostatecznie otrzymają 250 mln dolarów, ale nie w formie żywej gotówki, ale w przyszłości po podwyższeniu stawki taryfowej o 3, 7 procent. Jest to jednak wirtualny pieniądz, bo nie wiadomo czy w przyszłości taki wolumen przesyłu będzie kontynuowany. Białorusini zagrali bardzo odważnie. Pod koniec czerwca Aleh Barysienka, dyrektor firmy Homeltransnafta, białoruskiego operatora rurociągu Przyjaźń, przekazał, że Białoruś oczekuje od Rosji „dostarczenia na Białoruś czystej ropy w takiej ilości, która była zaplanowana na 2019 rok lub podwyższenia taryf za tranzyt surowca o 21,7 procent.

Wicepremier Rosji Dmitrij Kozak stwierdził jednak, że podwyżka o 21,7 procent jest zbyt wysoka. Ostatecznie osiągnięte na początku sierpnia porozumienie o zmianie taryfy dotyczyło podwyżki o 3,7 procent. Białorusini nie mówią o tym głośno. Zanim jednak zorientowali się, że ropa sprowadzana w połowie kwietnia zawiera podwyższoną zwartość chlorków organicznych, dotarła ona do Mozyrza i tam została przetworzona. Mogła wyrządzić szkody na instalacji. Zdaniem białoruskiej strony straty mogły wynieść kilkaset milionów dolarów. PERN, operator polskiego odcinka ropociągu Przyjaźń, od 19 kwietnia 2019 roku, kiedy uzyskał informację o zwiększonym stężeniu chlorków organicznych, był w stałym kontakcie z klientami i jako dostawca usług logistycznych realizował ich wytyczne. 24 kwietnia na podstawie uzgodnień z rafineriami nastąpiło wstrzymanie dostaw ropy do polskiego systemu przesyłowego z uwagi na jakość surowca. Tłoczenie czystej ropy zostało wznowione po 46 dniach, 10 czerwca.

Rosja wypłaciła Białorusi część odszkodowań za dostawę zanieczyszczonej ropy

Łukaszenka straszy Rosję importem ropy przez Polskę

Po uzyskaniu zwiększonych taryf przesyłowych, wydawało się, że sprawa importu ropy z innego kierunku, niż wschodni, została zakończona przynajmniej do kolejnych problemów w relacji między krajami. Sprawa wróciła jednak szybciej, niż można było się spodziewać. W ubiegły weekend podczas wizyty prezydenta Aleksandra Łukaszenki w Brześciu, powiedział on, że sprawdza import ropy tzw. trasą północną, a więc z krajów bałtyckich (przez tamtejsze porty i kolei -red.), jak i z Polski (przez rewers na ropociągu Przyjaźń). – Powiedziałem to wprost władzom Rosji. I przez Polskę, i przez kraje bałtyckie moglibyśmy sprowadzać ropę. Jeśli jednak zaczniemy dostarczać ropę z Polski, to zajmiemy dwie nitki rurociągu Przyjaźń, którym płynie rosyjska ropa na eksport – mówił Łukaszenka podczas wizyty w Brześciu.

Import ropy z Polski na Białoruś jest technicznie możliwy, wymaga jednak rozbudowy obecnego połączenia o rewers. Dzięki rewersowi na ropociągu, Warszawa mogłaby być dla Białorusi potencjalnie najlepszym źródłem dostaw drogą morską. Na razie takowego nie ma, ale nie można wykluczyć, że w przyszłości powstanie.

Pod koniec 2016 roku, wiceprezes PERN Rafał Miland powiedział, że pojawiło się zainteresowanie ze strony potencjalnych inwestorów. Chodzi o możliwość rozbudowy ropociągu między Polską a Białorusią, tak aby surowiec mógł płynąć także w drugim kierunku, z zachodu na wschód. Firma chciała zbadać, czy wschodni odcinek ropociągu między Polską a Białorusią można rozbudować o rewersowy kierunek. Rozważano wówczas możliwość przeanalizowania czy na Białorusi byłby klient chętny na dostawy ropy przez Polskę. Jeśli znalazłby się takowy to mogłoby stanowić przyczynek stanowiący biznesowe uzasadnienie dla projektu. Taką analizę przeprowadzono w 2017 roku. Zostały zbadane możliwości techniczne, koszt oraz potencjalne zainteresowanie klienta ze wschodu. Techniczna część projektu nie byłaby skomplikowana do zrealizowania. Odpowiedź na pytanie czy znajdzie się po drugiej stronie granicy zainteresowanie korzystaniem z rewersu to podstawowa wątpliwość wokół projektu. Podczas ostatniego Forum Energetycznego w Krynicy w kuluarach dało się jednak usłyszeć, że strona polska spokojnie podchodzi do deklaracji Białorusi, ponieważ działania Białorusinów nie pozwalają z całym przekonaniem stwierdzić, że podjęli taką decyzję i będą sprowadzać ropę przez Polskę. Do tego potrzebne są zapytania potencjalnych klientów, których praktycznie nie ma. W co gra Łukaszenka?

Sawicki: Rewersowe dostawy ropy z Polski na Białoruś to wciąż odległa perspektywa

Rewers na Przyjaźni to tylko gra

Odpowiedź na to pytanie daje druga część wypowiedzi białoruskiego prezydenta. Odniósł się także do wypowiedzi Rosjan, że to Białoruś żyje na koszt Rosji. – Jeśli Rosja dąży do urynkowienia cen ropy naftowej dostarczanej Mińskowi, to może także sięgnąć po inną ropę znajdującą się na rynku – zasugerował prezydent Białorusi. – Czy wtedy jednak Rosja będzie potrzebować, aby 20–25 milionów ton zagranicznej ropy: amerykańskiej, saudyjskiej czy innej, pojawiła się na ich rynku? Arabia Saudyjska, ktoś inny pojawił się na ich rynku. Poprzez Ukrainę opracowaliśmy trasę przesyłu do rafinerii w Mozyrzu – powiedział Łukaszenka. W kolejnym zdaniu dodał, że relacje między krajami są bratnie, ale to Białoruś oczekuje wsparcia od Rosji jako od starszego brata. Odrzucił tym samym pogłoski o zwrocie na Zachód. – Gdy rozmawiamy o pogłębieniu współpracy w gospodarce, Rosja zaczyna targować się o ropę, gaz czy inne rzeczy. My jednak nie będziemy się targować – dodał.

Import ropy z Rosji do białoruskich rafinerii ma wynosić 18 milionów ton w 2019 roku. Ceny ropy dla Białorusinów zaczęły rosnąć z powodu wdrożenia w Rosji manewru podatkowego w sektorze naftowym. Łukaszenka wskazywał przy tym, że relacje z Rosją są „bratnie”, ale od starszego brata Białoruś oczekuje wsparcia. Zarzuty o rzekomym „zwrocie na Zachód” kategorycznie odrzucił. Przypomniał, że Białoruś i Rosja rozmawiają obecnie o pogłębieniu integracji, ale gdy doszło do rozmowy o gospodarce, to „Rosja zaczęła się targować o ropę, gaz, inne rzeczy”. „Nie będziemy o nic prosić” – powiedział Łukaszenka. Tę wypowiedź Prezydenta Białorusi można traktować jako kolejną odsłonę targów białorusko–rosyjskich, w których import ropy przez Polskę nie jest celem, a narzędziem w rozgrywkach między tymi krajami.

Dyner: Gra Białorusi z Rosją to nadal tylko gra (ROZMOWA)