Operator ropociągów w Turcji BOTAS poinformował o wybuchu zatrzymującym pracę ropociągu Kirkuk-Ceyhan doprowadzającego ropę z Kurdystanu. Cena baryłki rośnie, a apel USA do państw porozumienia naftowego OPEC+ o zwiększenie podaży pozostaje bez odpowiedzi.
Ropa zareagowała na wybuch w Turcji podwyżkami o ponad jeden procent i kosztuje już ponad 88 dolarów w przypadku baryłki Brent. Dostawy ropy z irackiego Kurdystanu do Turcji sięgają 10 mln baryłek miesięcznie, a w styczniu osiągnęły 5,2 mln baryłek do czasu wybuchu zatrzymującego pracę ropociągu, który ma wrócić do pracy jak najszybciej to możliwe. Dostawy przez Turcję docierają naftoportami na rynek europejski.
Wysokie ceny ropy przekładające się na podwyżki cen paliw na stacjach sprowokowały USA do apelu do państw porozumienia naftowego OPEC+ z Arabią Saudyjską i Rosją na czele o zwiększenie podaży. Te jednak trzymają się układu, który nie pozwala odkręcić kurków mocniej niż o 400 tysięcy baryłek dziennie.
Przedstawiciele kartelu naftowego OPEC (nie OPEC+) mówią nieoficjalnie Reutersowi, że spodziewają się dalszego przerostu popytu nad podażą ropy, ponieważ pandemia już go nie ogranicza. Z tego względu liczą się z możliwością podwyżki ceny Brent do około 100 dolarów, niewidzianego od 2014 roku. Brent podrożał o około 50 procent w 2021 roku ze względu na odbicie gospodarek po największych restrykcjach pandemicznych z 2020 roku.
Napięcia geopolityczne jak wybuch w Turcji, czy problemy z dostawami z Libii, podnoszą dodatkowo cenę baryłki. OPEC+ ma się spodziewać, że ropa nie będzie kosztowała 100 dolarów za baryłkę i dlatego nie ulegają presji Białego Domu. Jednakże na apel Amerykanów odpowiadają odbiorcy ropy: Indie i Japonia uwolniły część rezerw ropy, w ich ślad mają pójść niebawem Chiny, Korea Południowa oraz Wielka Brytania. W ten sposób chcą obniżyć ceny na stacjach paliw uderzające w odrodzenie gospodarcze.
Reuters/Wojciech Jakóbik
Jakóbik: Omikron może dać pod choinkę tańszą benzynę, a kryzys gospodarczy na Wielkanoc (ANALIZA)