– Takie problemy, jakie wystąpiły w Bełchatowie są argumentem właśnie przeciw elektrowniom jądrowym, szczególnie takim, które składają się z kilku bloków w jednej lokalizacji – przekonuje Rafał Bryjak w polemice do tekstu Wojciecha Jakóbika.
BiznesAlert.pl opublikował artykuł pt. „Sześć lekcji z usterki koło Elektrowni Bełchatów”, stawiający pytanie „Czego uczy kolejna usterka w Bałchatowie”. Wnioski z tej lekcji mogą być jednak trochę inne, niż te przedstawione w artykule. Przyjrzyjmy się im po kolei.
Po pierwsze, najłatwiej zareagować na niedobór energii spadkiem zużycia i temu służy praca operatora systemu elektroenergetycznego, który posiada szereg narzędzi służących ograniczeniu poboru energii. To narzędzie nie zostało jednak wykorzystane i obyliśmy się bez negatywnych konsekwencji w postaci stopni zasilania znanych z 2015 r., na przykład dla przemysłu wymagającego stabilnych dostaw.
Szczęście w nieszczęściu, że awaria miała miejsce właściwie poza największym dobowym szczytem w stosunkowo ciepły (i równocześnie nie za gorący) dzień, bo w przeciwnym przypadku ryzyko wyłączeń energii do odbiorców byłoby o wiele większe;
Po drugie, receptą na wyzwania związane z przerwami dostaw z wielkich elektrowni konwencjonalnych nie jest rezygnacja z energetyki tego typu w ogóle. To między innymi bloki węglowe 200 MW i inne jednostki konwencjonalne małej mocy, działające w swoistej wirującej rezerwie, uratowały system wobec nagłego spadku dostaw energii. Elektrownie gazowe mogą reagować jeszcze szybciej.
Z analizy danych publikowanych przez PSE wynika, że to właśnie bloki węglowe klasy 200 MW spośród polskich jednostek głównie odbudowywały ubytki mocy. Duże bloki gazowe JWCD (Jednostek Wytwórczych w Centralnej Dyspozycji) odpowiadają tylko za 10% tego, co zrobiły „200-tki”, natomiast import był porównywalny z mocą „200-tek”. Jak napisano – bloki gazowe mogą reagować szybciej, ale tego nie robią, bo ich po prostu nie ma. Za to utrzymywane są w ruchu (wspomniana rezerwa wirująca) bloki węglowe pracujące prawie na minimach technologicznych, przy których sprawność jest niska, a tym samym jednostkowe emisje wysokie. Stąd m.in. wynikają wysokie koszty generacji z bloków węglowych, wymuszane niejako przez operatora dążącego (sposobami takimi, jakimi dysponuje) do bezpiecznej pracy całego systemu.
Po trzecie, problemy Elektrowni Bełchatów nie są argumentem przeciwko energetyce jądrowej. Według obliczeń prof. Andrzeja Strupczewskiego, niektóre elektrownie w Niemczech o mocy 10 GW potrafią ją regulować o nawet ponad 5 GW w zależności od zapotrzebowania w ciągu… 15 minut. Teoretycznie mniej obłożone 9 GW atomu planowane w Polsce do 2043 r. mogłoby uzupełnić braki Bełchatowa, ale wiadomo, że druga elektrownia może stanąć właśnie tam i zastąpić jednostkę węglową na stałe.
Takie problemy, jakie wystąpiły w Bełchatowie są argumentem właśnie przeciw elektrowniom jądrowym, szczególnie takim, które składają się z kilku bloków w jednej lokalizacji. Problem awarii w Bełchatowie – jak wynika z doniesień prasowych – był poza samą elektrownią na węźle wyprowadzającym moc z jednego źródła o dużej mocy (całej elektrowni). W Polsce już nie ma miejsca na tak duże obiekty przy dwu równolegle postępujących tendencjach: szybkiego dążenia do oszczędzania energii (wynikającego z rosnących jej cen) oraz (związanego z nim) zapewniania bezpieczeństwa energetycznego poprzez rozproszenie (wielo-źródłowej) generacji. Owo rozproszenie związane jest z rozwojem nowych technologii OZE, które ze swojej natury mają zasięg lokalny.
Po czwarte, usterka Elektrowni Bełchatów, opalanej paliwem kopalnym, to nie argument za Odnawialnymi Źródłami Energii, których praca jest wciąż nieprzewidywalna. System potrzebuje dyspozycyjnej rezerwy. Nadwyżki dostaw ze źródeł odnawialnych mogą pomóc w okresie niedoborów, ale zmuszają także energetykę konwencjonalną do ograniczeń, kiedy pojawiają się nadwyżki. Jest to zatem broń obosieczna, choć jak najbardziej pożądana z punktu widzenia redukcji emisji CO2.
Jeszcze raz wracając do przyczyn awarii – problemem nie była generacja, lecz dystrybucja energii – dużej ilości energii z jednego źródła. W kontekście bezpieczeństwa dostaw energii nie ma znaczenia, czy źródło jest emisyjne, czy jest to OZE. Problem tkwi w sposobie generacji i dystrybucji energii. Odnawialne (bezemisyjne) źródła są to same generatory energii, ale akumulacja również jest bezemisyjna. Połączenie tych dwóch elementów daje pożądany efekt zapewnienia energii w dotychczasowy sposób, czyli na żądanie. Proces zamiany magazynów energii w postaci paliwa na nową technologię magazynów już produktu końcowego (czyli energii elektrycznej) właśnie się odbywa. Dodatkowo węgiel zastępując wodorem (lub metanem syntetycznym) planuje się część magazynów energii „po staremu” posiadać w paliwie. Dąży się w ten sposób do utrzymania obecnej filozofii systemu energetycznego przy pomocy nowych, bezemisyjnych technologii, ze swego charakteru rozproszonych naturalnie, o mniejszym zasięgu dostaw energii, ale również o mniejszym zasięgu skutków ich awarii, przez co także prostszy sposób ich usuwania.
Po piąte, usterka Bełchatowa to argument za utrzymywaniem połączeń elektroenergetycznych z sąsiadami oraz ich rozwojem, bo jest źródłem dostaw w razie problemów mocy krajowych i nie inaczej było 17 maja. Do rozstrzygnięcia pozostaje, jak bronić rentowności krajowych elektrowni, które póki co produkują głównie drożej od oferty dostaw z Niemiec czy Skandynawii.
Wyżej już wspomnieliśmy o kosztach generacji związanych z rezerwą wirującą. W każdym systemie jest stosowane takie rozwiązanie, ale magazyny energii (a nie paliwa do jej generacji z niską sprawnością) wydają się bardziej sprawnym rozwiązaniem, na pewno bezemisyjnym, a w końcowym rozrachunku zapewne i tańszym. Wobec powyższego zagadnieniem rentowności polskich elektrowni należy rozpatrywać w kontekście pracy całego systemu energetycznego. Dodatkowo wspomniani Niemcy lub Szwedzi traktują takie połączenia nie tylko jako awaryjne zasilanie, ale również jako źródło dodatkowych przychodów wypychając tanią energię generowaną z OZE. Oczywiście tania energia z OZE po części ma związek z polityką opłat emisyjnych, ale niezaprzeczalnym faktem jest, że wiatrak lub panel PV nie potrzebują paliwa. Odpowiednia skala takich instalacji daje możliwość regulacji systemu również po stronie generacji z OZE, co Duńczycy już stosują.
Po szóste, Polska będzie płacić za stabilną rezerwę: w przypadku energetyki konwencjonalnej z pomocą różnych mechanizmów wsparcia, jak rynek mocy, Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego. Energetyka jądrowa jest stabilna i także będzie wymagała wsparcia, ale pozwoli przy tym zmniejszyć emisję CO2. Dopóki energetyka odnawialna nie może być stabilizowana magazynami energii lub wodorem, nie będzie stabilną rezerwą. Byłyby nią wielkie nadwyżki OZE w Polsce, które na razie jej nie grożą przez powolny rozwój tych źródeł. Jednakże taka nadwyżka będzie tworzyć dodatkowe koszty utrzymania mocy konwencjonalnych, posiadając pierwszeństwo dostępu do sieci i zmuszając ją do ograniczenia czasu pracy elektrowni na paliwa kopalne.
Być może energetyka jądrowa jest prawie bezemisyjna, ale tego rodzaju bezemisyjności nie uzyskamy ani szybko (znane wciąż wydłużane czasy budowy bloków jądrowych) ani tanio (znane problemy z wciąż
rosnącymi budżetami takich inwestycji). Stwierdzenie o powolnym rozwoju OZE jest mocno nietrafione. Wystarczy porównać przyrost mocy OZE w okresie ostatniego roku do czasu trwania inwestycji w konwencjonalne bloki cieplne zarówno węglowe jak i gazowe, licząc czas od daty zatwierdzenia koncepcji realizacji danej inwestycji.
System elektroenergetyczny zdał egzamin. Bezpieczeństwo energetyczne zostało zachowane kosztem wkalkulowanym w ryzyko jego pracy. Nadejdą jednak kolejne testy, szczególnie wobec faktu, że nowe elektrownie w Polsce powstają powoli, a podaż jest zapewniona „”na styk”.
Bezpieczeństwo energetyczne obecnie jest zapewniane dość sporym kosztem pracy bloków z niskimi sprawnościami, obarczonymi dodatkowymi kosztami emisyjnymi. Mówiąc jednak o nowych elektrowniach w Polsce trzeba mieć na uwadze bardzo szybko rozwijającą się generację mikro-prosumencką oraz rosnące ceny energii systemowej, coraz bardziej uzasadniające coraz większe inwestycje w oszczędności energii. Wzrost elektromobilności, ogrzewanie budynków pompami ciepła oraz elektryfikacja procesów przemysłowych uzasadniają wzrost produkcji energii elektrycznej. Dodatkowo magazynowanie energii zarówno w budynkach jak i samochodach dodaje nowy (ilościowo, ale i jakościowo) element do systemu energetycznego, który stanie się wyzwaniem nie tylko dla dużych elektrowni, ale i dla pracy sieci energetycznych.