Najważniejsze informacje dla biznesu

Fotowoltaiczne giganty zarabiają coraz mniej

W Polsce stale przybywa dużych farm fotowoltaicznych. Dynamicznie rośnie więc wolumen zielonej energii dostarczanej do sieci, a więc i przychody z jej sprzedaży. Ale właściciele wcale nie mają powodów do satysfakcji. Duża konkurencja sprawia, że ceny energii spadają, rosną za to koszty związane z jej dostawą. W efekcie rentowność skurczyła się do 16 procent, i może dalej spadać. To zagraża kolejnym inwestycjom.

Farmy fotowoltaiczne są już stałą częścią polskiego krajobrazu. Elektrownie inne niż montowane na dachach domów mikroinstalacje prosumenckie mają 9,4 GW mocy, więc zajmują 150-200 km2 gruntów. Takich obiektów ciągle przybywa. W 2025 roku, według danych Agencji Rynku Energii, do systemu elektroenergetycznego tylko do końca stycznia podłączono 23 farmy solarne o łącznie 121 MW mocy, co stanowiło wówczas 43,8 procent wszystkich nowo uruchomionych źródeł odnawialnych energii.

To nie jest bezpieczny biznes

Od trzech lat ARE monitoruje sytuację spółek będących właścicielami dużych przemysłowych farm o jednostkowej mocy ponad 10 MW (ich powierzchnia przekracza co najmniej 15 ha), których łączna moc wynosiła w styczniu już 2,6 GW.

W 2024 roku moc zainstalowana tych zawodowych elektrowni fotowoltaicznych powiększyła się o 98,9 procent do 2,46 GW. Wyprodukowały one 2,44 TWh energii, o 141 procent więcej niż rok wcześniej. To tyle co wynosi łączne roczne zapotrzebowanie 1,2 miliona statycznych gospodarstw domowych.

I choć produktywność instalacji rośnie, to farma fotowoltaiczna to nie jest prosty biznes, że kasa leci, jak tylko słońce zaświeci. Pokazują to zagregowane wyniki finansowe spółek projektowych, które są gorsze niż rok wcześniej. Ich przychody ze sprzedaży energii elektrycznej wyprodukowanej na wielkoskalowych farmach wzrosły o 23,7 procent do rekordowego poziomu 558,6 miliona złotych. Tylko, że niestety nie mają oni powodu do świętowania, bo średnie ceny za megawatogodzinę dostarczonej energii spadły. I to znacznie, bo licząc rok do roku średnio o 48,9 procent do 229,4 zł, przy czym szczególnie zły był czwarty kwartał 2024 roku.

Owczy zielony pęd coraz więcej kosztuje

Spadek cen na pewno spędza sen z oczu właścicieli farm, ale to co dzieje się po stronie kosztowej to istny koszmar, i to na jawie. Koszty uzyskania przychodów wzrosły bowiem rok do roku o 39 procent do 369,2 miliona złotych, w tym koszty działalności własnej wyniosły 354,4 milionów złotych, po wzroście 64,7 procent. Operacyjne wydatki (OPEX) pokrywają zwykle utrzymanie instalacji, wynagrodzenie za dzierżawę terenu pod farmę, ubezpieczenie instalacji, koszty zarządzania aktywami, opłaty sieciowe, bilansowanie.

Zanotowany wzrost kosztów ma to raczej związku z utrzymaniem instalacji, czyli czyszczeniem paneli, przeglądami technicznymi, monitoringiem. Winowajcą z dużym prawdopodobieństwem są koszty profilowania, które znacząco wzrosły po 14 czerwca 2024 roku, kiedy wprowadzono drugi etap reformy rynku bilansującego. Wynika ona z konieczności dostosowania się do przepisów unijnego rozporządzenia w sprawie rynku wewnętrznego energii elektrycznej. Nowe rozwiązania mają zachęcić jego uczestników do większej elastyczności i dopasowania zużycia lub produkcji energii do bieżących potrzeb systemu elektroenergetycznego. Skutkiem miała być lepsza integracji odnawialnych źródeł energii w systemie i ograniczanie liczby nierynkowych redukcji generacji OZE.

W 2024 roku redukcje dla farm fotowoltaicznych wyniosły 749 GWh energii, w tym w drugim półroczu było to 113 GWh, czyli 15,1 procent. Spadek jest widoczny, więc reforma „zadziałała”. Jednak, ze względu na wzrost mocy zainstalowanej w OZE, zmienność cen czy rozliczenia w okresach 15-minutowych (w miejsce godzinnych) zwiększyły się koszty profilu, i mają wynosić około 26 procent.

Finansowanie dłużne też ma swoją cenę

Wyższe koszty zjadły potencjalne zyski wynikające z większych wolumenów produkcyjnych i tym samym przychodów. W efekcie zysk na sprzedaży po symbolicznym wzroście wyniósł 189,4 milionów złotych, a zysk operacyjny 197,2 milionów złotych. To co zwraca uwagę to także wzrost kosztów finansowych o 31,6 procent do 202,2 milionów złotych, przy niezmienionych stopach procentowych przez RPP. Prawdopodobnie wynika on z uwzględnienia nowych farm, które zostały wybudowane na kredyt lub w formule project finance, ale ich właściciele dopiero zaczęli spłacać zobowiązania.

Ostatecznie po ich uwzględnieniu zagregowany wynik na działalności energetycznej, czyli zysk brutto wyniósł 90 miliona złotych, czyli o 37,1 procent mniej niż w 2023 roku. W 2024 roku rentowność brutto spadła do 16,1 procent, przy czym w pierwszym i czwartym kwartale segment zawodowej energetyki fotowoltaicznej miał straty, znacznie większe niż rok wcześniej.

Co dalej z zielonymi inwestycjami?

Budowa nowych OZE może w kolejnych latach negatywnie wpływać na przychody ze sprzedaży w segmencie farm fotowoltaicznych (i wiatrowych) z uwagi na spadki cen energii w okresach dużej generacji, co przyczynia się do znacznego wzrostu kosztu profilu i redukcji przychodów. To z kolei może spowodować wyhamowanie kolejnych inwestycji, bo spółki finansują je z kredytów spłacanych z bieżących przychodów.

Według Jakuba Bronickiego, analityka Wood & Company, spółki w swoich strategiach zakładały istotny wzrost mocy w OZE, nie biorąc jednocześnie pod uwagę jak może to wpłynąć na opłacalność produkcji. Jego zdaniem, naturalnym rozwiązaniem w sytuacji ujemnych cen, i przymusowych wyłączeń, wydaje się magazynowanie energii w pikach produkcyjnych.

– Magazyny energii zarówno w formie dużych elektrowni szczytowo-pompowych, które byłyby w stanie bilansować produkcję energii z większych obszarów (na takie rozwiązanie mogą sobie pozwolić jedynie duże podmioty), jak i mniejsze jednostki, które budowane byłyby razem z farmami fotowoltaicznymi/wiatrowymi i bilansowały produkcję w tej jednej konkretnej inwestycji. Na ten moment to drugie rozwiązanie pozostaje niestety dość drogie – wyjaśnia.

Rosnąca skala wyłączeń może wpływać na mniejszą liczbę pozwoleń na nowe inwestycje w OZE, o ile nie byłyby one „sprzężone” w magazynem energii, co zapewniałoby wygładzenie krzywej produkcji energii.

Na koniec 2024 roku w Polsce, według ARE było 47,1 tysiąca magazynów energii, w zdecydowanej większości prosumenckich. Było tylko 5 jednostek o mocy ponad 10 MW i 23 magazyny o mocy 0,05 kW do 10 MW.

Tomasz Brzeziński

Minister funduszy: ustawa o funduszu obronności w KPO musi zostać przyjęta w okolicy jesieni

W Polsce stale przybywa dużych farm fotowoltaicznych. Dynamicznie rośnie więc wolumen zielonej energii dostarczanej do sieci, a więc i przychody z jej sprzedaży. Ale właściciele wcale nie mają powodów do satysfakcji. Duża konkurencja sprawia, że ceny energii spadają, rosną za to koszty związane z jej dostawą. W efekcie rentowność skurczyła się do 16 procent, i może dalej spadać. To zagraża kolejnym inwestycjom.

Farmy fotowoltaiczne są już stałą częścią polskiego krajobrazu. Elektrownie inne niż montowane na dachach domów mikroinstalacje prosumenckie mają 9,4 GW mocy, więc zajmują 150-200 km2 gruntów. Takich obiektów ciągle przybywa. W 2025 roku, według danych Agencji Rynku Energii, do systemu elektroenergetycznego tylko do końca stycznia podłączono 23 farmy solarne o łącznie 121 MW mocy, co stanowiło wówczas 43,8 procent wszystkich nowo uruchomionych źródeł odnawialnych energii.

To nie jest bezpieczny biznes

Od trzech lat ARE monitoruje sytuację spółek będących właścicielami dużych przemysłowych farm o jednostkowej mocy ponad 10 MW (ich powierzchnia przekracza co najmniej 15 ha), których łączna moc wynosiła w styczniu już 2,6 GW.

W 2024 roku moc zainstalowana tych zawodowych elektrowni fotowoltaicznych powiększyła się o 98,9 procent do 2,46 GW. Wyprodukowały one 2,44 TWh energii, o 141 procent więcej niż rok wcześniej. To tyle co wynosi łączne roczne zapotrzebowanie 1,2 miliona statycznych gospodarstw domowych.

I choć produktywność instalacji rośnie, to farma fotowoltaiczna to nie jest prosty biznes, że kasa leci, jak tylko słońce zaświeci. Pokazują to zagregowane wyniki finansowe spółek projektowych, które są gorsze niż rok wcześniej. Ich przychody ze sprzedaży energii elektrycznej wyprodukowanej na wielkoskalowych farmach wzrosły o 23,7 procent do rekordowego poziomu 558,6 miliona złotych. Tylko, że niestety nie mają oni powodu do świętowania, bo średnie ceny za megawatogodzinę dostarczonej energii spadły. I to znacznie, bo licząc rok do roku średnio o 48,9 procent do 229,4 zł, przy czym szczególnie zły był czwarty kwartał 2024 roku.

Owczy zielony pęd coraz więcej kosztuje

Spadek cen na pewno spędza sen z oczu właścicieli farm, ale to co dzieje się po stronie kosztowej to istny koszmar, i to na jawie. Koszty uzyskania przychodów wzrosły bowiem rok do roku o 39 procent do 369,2 miliona złotych, w tym koszty działalności własnej wyniosły 354,4 milionów złotych, po wzroście 64,7 procent. Operacyjne wydatki (OPEX) pokrywają zwykle utrzymanie instalacji, wynagrodzenie za dzierżawę terenu pod farmę, ubezpieczenie instalacji, koszty zarządzania aktywami, opłaty sieciowe, bilansowanie.

Zanotowany wzrost kosztów ma to raczej związku z utrzymaniem instalacji, czyli czyszczeniem paneli, przeglądami technicznymi, monitoringiem. Winowajcą z dużym prawdopodobieństwem są koszty profilowania, które znacząco wzrosły po 14 czerwca 2024 roku, kiedy wprowadzono drugi etap reformy rynku bilansującego. Wynika ona z konieczności dostosowania się do przepisów unijnego rozporządzenia w sprawie rynku wewnętrznego energii elektrycznej. Nowe rozwiązania mają zachęcić jego uczestników do większej elastyczności i dopasowania zużycia lub produkcji energii do bieżących potrzeb systemu elektroenergetycznego. Skutkiem miała być lepsza integracji odnawialnych źródeł energii w systemie i ograniczanie liczby nierynkowych redukcji generacji OZE.

W 2024 roku redukcje dla farm fotowoltaicznych wyniosły 749 GWh energii, w tym w drugim półroczu było to 113 GWh, czyli 15,1 procent. Spadek jest widoczny, więc reforma „zadziałała”. Jednak, ze względu na wzrost mocy zainstalowanej w OZE, zmienność cen czy rozliczenia w okresach 15-minutowych (w miejsce godzinnych) zwiększyły się koszty profilu, i mają wynosić około 26 procent.

Finansowanie dłużne też ma swoją cenę

Wyższe koszty zjadły potencjalne zyski wynikające z większych wolumenów produkcyjnych i tym samym przychodów. W efekcie zysk na sprzedaży po symbolicznym wzroście wyniósł 189,4 milionów złotych, a zysk operacyjny 197,2 milionów złotych. To co zwraca uwagę to także wzrost kosztów finansowych o 31,6 procent do 202,2 milionów złotych, przy niezmienionych stopach procentowych przez RPP. Prawdopodobnie wynika on z uwzględnienia nowych farm, które zostały wybudowane na kredyt lub w formule project finance, ale ich właściciele dopiero zaczęli spłacać zobowiązania.

Ostatecznie po ich uwzględnieniu zagregowany wynik na działalności energetycznej, czyli zysk brutto wyniósł 90 miliona złotych, czyli o 37,1 procent mniej niż w 2023 roku. W 2024 roku rentowność brutto spadła do 16,1 procent, przy czym w pierwszym i czwartym kwartale segment zawodowej energetyki fotowoltaicznej miał straty, znacznie większe niż rok wcześniej.

Co dalej z zielonymi inwestycjami?

Budowa nowych OZE może w kolejnych latach negatywnie wpływać na przychody ze sprzedaży w segmencie farm fotowoltaicznych (i wiatrowych) z uwagi na spadki cen energii w okresach dużej generacji, co przyczynia się do znacznego wzrostu kosztu profilu i redukcji przychodów. To z kolei może spowodować wyhamowanie kolejnych inwestycji, bo spółki finansują je z kredytów spłacanych z bieżących przychodów.

Według Jakuba Bronickiego, analityka Wood & Company, spółki w swoich strategiach zakładały istotny wzrost mocy w OZE, nie biorąc jednocześnie pod uwagę jak może to wpłynąć na opłacalność produkcji. Jego zdaniem, naturalnym rozwiązaniem w sytuacji ujemnych cen, i przymusowych wyłączeń, wydaje się magazynowanie energii w pikach produkcyjnych.

– Magazyny energii zarówno w formie dużych elektrowni szczytowo-pompowych, które byłyby w stanie bilansować produkcję energii z większych obszarów (na takie rozwiązanie mogą sobie pozwolić jedynie duże podmioty), jak i mniejsze jednostki, które budowane byłyby razem z farmami fotowoltaicznymi/wiatrowymi i bilansowały produkcję w tej jednej konkretnej inwestycji. Na ten moment to drugie rozwiązanie pozostaje niestety dość drogie – wyjaśnia.

Rosnąca skala wyłączeń może wpływać na mniejszą liczbę pozwoleń na nowe inwestycje w OZE, o ile nie byłyby one „sprzężone” w magazynem energii, co zapewniałoby wygładzenie krzywej produkcji energii.

Na koniec 2024 roku w Polsce, według ARE było 47,1 tysiąca magazynów energii, w zdecydowanej większości prosumenckich. Było tylko 5 jednostek o mocy ponad 10 MW i 23 magazyny o mocy 0,05 kW do 10 MW.

Tomasz Brzeziński

Minister funduszy: ustawa o funduszu obronności w KPO musi zostać przyjęta w okolicy jesieni

Najnowsze artykuły