Wbrew zapowiedziom prezesa Naftogazu, Andrieja Kobolewa, w tym roku Ukraina może nie wznowić bezpośrednich zakupów gazu od Gazpromu. Powodem jest narastający konflikt między szefem ukraińskiego koncernu a ministrem energetyki i przemysłu węglowego, jak również zbliżające się wybory prezydenckie i parlamentarne – pisze Piotr Stępiński, redaktor portalu BiznesAlert.pl.
Ukraina nie ma pieniędzy
– Plan finansowy Naftogazu nie przewiduje możliwości zakupu gazu od rosyjskiego Gazpromu – powiedział podczas piątkowego posiedzenia Rady Najwyższej Ukrainy minister energetyki oraz przemysłu węglowego Ukrainy Igor Nasałyk.
W ten sposób odniósł się do wypowiedzi prezesa Naftogazu Andrieja Kobolewa, który zapowiedział, że spółka jest gotowa wznowić bezpośrednie zakupy surowca od rosyjskiego monopolisty już w pierwszym kwartale 2018 roku. – Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, a Gazprom w odpowiedni sposób implementuje decyzję trybunału arbitrażowego w Sztokholmie, ponieważ trzeba przygotować odpowiednią dokumentację, to rozpoczniemy zakupy gazu – powiedział menedżer.
Pod koniec grudnia ubiegłego roku Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie wydał decyzję w sprawie roszczeń wzajemnych pomiędzy Naftogazem a Gazpromem. Jednym z postanowień było też zmniejszenie ilości gazu, który ukraińska spółka jest zobowiązana nabyć od rosyjskiego koncernu, z poziomu 52 mld m sześc. do 5 mld mld m sześc. rocznie w latach 2018 – 2019.
Konflikt ministerstwa z Naftogazem
Optymizm Kobolewa może zgasić szef resortu energetyki. W trakcie wspomnianego wystąpienia przed ukraińskim parlamentem, Nasałyk przypomniał, że choć Naftogaz nie znajduje się pod kontrolą ministerstwa, to jednak rząd zatwierdza plan finansowy spółki, a ten obecny nie przewiduje wznowienia bezpośrednich zakupów gazu od Gazpromu. Ponadto wypowiedź Kobolewa ,,nie była uzgadniania z ministerstwem, które odpowiada za politykę państwa w tym zakresie”. 26 listopada 2015 roku Ukraina zerwała kontrakt na zakup gazu ziemnego od Gazpromu. Od tego dnia Naftogaz sprowadza surowiec wyłącznie z Unii Europejskiej.
Rozdźwięk między stanowiskiem Kobolewa a Nasałyka stanowi kolejną odsłonę narastającego od 2016 roku konfliktu między nimi. W sierpniu ubiegłego roku minister energetyki oskarżył kierownictwo Naftogazu o niewłaściwe wybranie momentu wtłaczania gazu do ukraińskich magazynów surowca. Według niego powinno się ono rozpocząć na przełomie maja i czerwca, gdy ceny gazu były niższe, a nie w lipcu i sierpniu, gdy wzrosły one o 30 dolarów. Jak wynika z szacunków, w ten sposób Kijów stracił możliwość zakupu 5,5 mld m sześc. paliwa. W odpowiedzi na zarzuty usłyszał od spółki, że zakup surowca w maju był finansowo niekorzystny, a po drugie decyzja Naftogazu była również związana się z przedłużającym się postępowaniem przeciwko Gazpromowi.
Napięć ciąg dalszy
Rok później minister Nasałyk po raz kolejny skrytykował Naftogaz, tym razem za chęć zmniejszenia inwestycji w ukraiński system przesyłu gazu (GTS) ze względu na ryzyko znaczącego ograniczenia tranzytu rosyjskiego surowca po 2019 roku, kiedy wygasa kontrakt z Gazpromem na przesył błękitnego paliwa przez terytorium Ukrainy. Określił politykę spółki w tym obszarze jako „niewłaściwą”. Według niego to może oznaczać, że po 2019 roku, będący częścią Naftogazu Uktransgaz nie będzie gotowy do przesyłu paliwa. Mimo, że zdaniem polityka okoliczności sprzyjają do inwestycji. Chodzi m.in. o możliwość objęcia sankcjami przez Stany Zjednoczone projektu gazociągu Nord Stream 2, co daje szanse ukraińskim gazociągom. Jak mówił wówczas Nasałyk, jeżeli nie będą one przygotowane, to będzie miało to katastrofalne skutki. W odpowiedzi Kobolew zarzucił mu, że przez jego wypowiedzi Ukraina traci wiele milionów dolarów. Przypomniał ministrowi jego wystąpienia z 2016 roku o tym, że w ukraińskich magazynach jest za mało gazu, co stało się jednym z głównych powodów wzrostu cen paliwa w Unii Europejskiej, w wyniku czego Ukraina musiała zapłacić za surowiec kilkadziesiąt milionów dolarów więcej. – A tym razem pojawiają się wypowiedzi ministra o braku zdolności przesyłu gazu przez ukraiński system przesyłowy. Są tacy przyjaciele, przy których wrogowie nie są potrzebni – mówił wówczas prezes Naftogazu.
Bój o podniesienie cen gazu
Kolejny zgrzyt obserwowaliśmy w trakcie prac nad wspomnianym wcześniej planem finansowym spółki na 2018 rok. Po pierwsze, przez pewien czas Naftogaz ignorował polecenia rządu, dotyczące przekazania planu do zatwierdzenia. Wówczas Kobolew mówiło problemie z rozporządzeniem rządu o specjalnych zobowiązaniach Naftogazu w kwestii sprzedaży gazu dla gospodarstw domowych i braku określenia przez resort energetyki cen surowca dla tych odbiorców. Ponadto Kobolew apelował o uwolnienie cen gazu na Ukrainie, które jest jednym z warunków udzielania Kijowowi kredytów przez międzynarodowe instytucje finansowe. Rząd jednak nie chce ograniczać subsydiów dla najmniej zamożnych mieszkańców, gdyż w jeszcze większym stopniu podgrzałoby to, i tak już gorącą, atmosferę polityczną u naszych wschodnich sąsiadów. W tym kontekście Naftogaz domagał się podniesienia taryf na gaz, na co nie zgodził się rząd.
Warto wspomnieć, że według ukraińskich mediów Kijów pracuje nad nową metodyką wyliczania cen dla gospodarstw domowych, co spowoduje, że od 1 kwietnia 2018 roku wzrosną one o ponad 8 procent. Informacjom zaprzeczył jednak premier Wołodymyr Hrojsman. Przyznał jedynie, że prace trwają, ale ich celem nie jest podniesienie cen gazu. Pomijam w tym momencie fakt, że wzrost cen gazu jest przewidziany w zatwierdzonym w marcu 2017 roku rozporządzeniu Rady Ministrów, które przygotowało Ministerstwo Rozwoju Gospodarczego. Miał być on obliczany na podstawie parytetu importu (średnia cena importowanego surowca w danym okresie – przyp. Red.). Rząd miał opublikować ten wskaźnik jeszcze 1 lipca 2017 roku, ale na mocy decyzji odłożył to na bliżej nieokreślony czas, tzn. do momentu uzgodnienia odpowiedniego mechanizmu z Międzynarodowym Funduszem Walutowym oraz Europejską Wspólnotą Energetyczną.
Zbyt powolne reformy
Tempo reform oraz sytuacja polityczna wokół ukraińskiej energetyki ma istotne znaczenie z perspektywy zaangażowania polskich spółek w tamtejszy sektor gazowy. Szczególnie dla PGNiG, które nie ukrywa chęci zwiększenia dostaw surowca do naszych wschodnich sąsiadów. Na początku stycznia chwaliło się rekordowym wolumenem gazu, który od sierpnia 2016 do grudnia 2017 roku popłynął nad Dniepr – 1 mld m sześc. Sprzedaż za sam 2017 rok wzrosła blisko dwukrotnie – do 700 mln m sześc. Niemniej jednak wznowienie przez Ukrainę bezpośrednich zakupów paliwa od Gazpromu może oznaczać mniejszy rynek zbytu dla PGNiG do czasu zakończenia obecnej umowy Ukraińców z Gazpromem. O problemach reform i ich znaczeniu dla PGNiG w ubiegłym tygodniu pisał Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Kalendarz wyborczy
W efekcie narastającego konfliktu między ministrem energii a prezesem Naftogazu trudno się spodziewać uruchomienia bezpośrednich dostaw gazu z Rosji na Ukrainę. Sytuacji mogą nie ułatwić zaplanowane na 2019 rok wybory prezydenckie oraz parlamentarne, w których Petro Poroszenko oraz założona przez niego partia (Blok Petra Poroszenki – przyp. red.) będą walczyć o reelekcję. Niewykluczone, że jednym z tematów poruszanych podczas kampanii wyborczej mogłoby być wznowienie dostaw gazu od Gazpromu. W sytuacji gdy urzędujący prezydent i jego partia nie mają najlepszych notowań, podjęcie takiej decyzji mogłoby przynieść dalszy spadek poparcia. Bezpośrednie wznowienie zakupów paliwa od spółki z państwa, z którym Kijów walczy w Donbasie i które nielegalnie zaanektowało Krym, może być źle odebrane przez opinię publiczną. Mimo rozstrzygnięcia trybunału w Sztokholmie, kwestia wznowienia zakupów może stać się zakładnikiem konfliktu między resortem energetyki a Naftogazem, ale także zbliżającego się nad Dnieprem maratonu wyborczego. Prawdopodobnie ostateczna decyzja w tej sprawie będzie maksymalnie odwlekana.