Chludziński: Pływający gazoport czeka już tylko na podpisy (ROZMOWA)

4 grudnia 2023, 11:00 Energetyka

– Mamy zapewnione finansowanie na FSRU. Są to pieniądze od polskiego rządu i z unijnych projektów, między innymi REPowerEU. Pozostało już tylko złożyć podpisy pod konkretnymi umowami – mówi prezes Gaz-System Marcin Chludziński w rozmowie z BiznesAlert.pl.

FSRU. Fot. Hoegh LNG.
FSRU. Fot. Hoegh LNG.

BiznesAlert.pl: Przed przejęciem stanowiska prezesa Gaz-System zarządzał Pan koncernem KGHM. Na czym polega różnica między nimi?

Marcin Chludziński: Firma, która zajmuje się przesyłem gazu różni się w pewien sposób od KGHM-u. Obie są spółkami przemysłowymi, związanymi z energią, ale Gaz-System jest związany z systemowym bezpieczeństwem Polski. Tym samym z bezpieczeństwem każdego z nas. Misje tych podmiotów są zupełnie różne. Są też punkty wspólne, jak konieczność zebrania odpowiedzialnej kadry, odpowiedzialnych pracowników. I w obu przypadkach to się udało. Jest to ważne w sektorze związanym z technologią. Łatwo powiedzieć, że trzeba przesłać gaz czy wyprodukować miedź, ale proces jest bardziej złożony. Przykładowo przesył gazu to są tysiące kilometrów infrastruktury, cały proces technologiczny związany z systemem tłoczenia, hydrauliką. Istotne jest zrozumienie, że od pojedynczej decyzji pracownika zależne jest to czy ktoś z rana będzie mógł przyrządzić posiłek.

W obu przypadkach mamy do czynienia z dużymi grupami zawodowymi z etosem: gazownikami i górnikami…

Grupa zawodowa w Gaz-Systemie, mówiąc potocznie „gazownicy”, to ludzie z etosem pracy. W tym jest podobna do górników. Obie grupy wiedzą jak ważna jest ich praca oraz jak wiele zależy od ich indywidualnych decyzji, staranności czy odpowiedzialności. Co ciekawe, w Gaz-Systemie obchodzimy też Barbórkę. Gazownicy utożsamiają się z górnictwem gazowym, tym samym ze Świętą Barbarą.

Jak Pan sobie poradził w nowej spółce?

Jestem człowiekiem od trudnych zadań. Tak było w KGHM-ie, w którym postawiono przede mną zadanie reanimacji projektu Sierra Gorda w Chile. Wtedy spółka zastanawiała się co z nim zrobić, czy sprzedawać go z dużą stratą czy próbować go wskrzesić.W KGHM było więcej wyzwań: restrukturyzacja długu, przywrócenie produktywności, nowe koncesje. Z kolei w Agencji Rozwoju Przemysłu, którą zarządzałem wcześniej spotkały mnie wyzwania w zakresie restrukturyzacji przedsiębiorstw przemysłowych, takich jak np. Zakłady Cegielskiego w Poznaniu czy Przewozy Regionalne. W Gaz-Systemie też nie brakuje mi wyzwań. Nie chodzi o bieżącą działalność, ta funkcjonuje bardzo dobrze, ale chociażby projekt FSRU albo wyzwania dotyczące bezpieczeństwa fizycznego infrastruktury. Obejmuje ona to co jest na ziemi, jak terminal, tłocznie czy gazociągi, ale i infrastrukturę podmorską. Gdy przyszedłem do Gaz-Systemu w obu tych obszarach nie było wiele poza przekonaniem o konieczności realizacji tego przedsięwzięcia. Mamy zapewnione finansowanie na FSRU. Są to pieniądze od polskiego rządu i z unijnych projektów, między innymi REPowerEU. Pozostało już tylko złożyć podpisy pod konkretnymi umowami. Projekt FSRU jest bardzo złożony, rozmawiamy z dwoma podmiotami o czarterze statku. Niedawno było ich dziesięć, stopniowo wybieramy najlepszego partnera. Jest to złożona kwestia cen, środowiska, pozyskania wszystkich zgód itd. Od idei projektu przeszliśmy do etapu, w którym jest przygotowany do realizacji.

Jednak na razie nie uwzględnia on FSRU2, czyli drugiego statku, który służyłby sąsiadom. Czy jest stracony?

Posiadamy obecnie zapewnienie rynkowe na jeden statek. Każdy biznes musi mieć oparcie właśnie w rynku. Mamy umowę z Orlenem na pokrycie mocy regazyfikacyjnych pierwszej jednostki. Jesteśmy w trakcie rozmów z krajami ościennymi o drugiej jednostce. Nie ma jednak jeszcze pokrycia w postaci zainteresowania formalnego na rynku, więc nie podjęliśmy decyzji biznesowej, że należy inwestować w drugi statek. Niemniej przygotujemy do tego instalację i system. Jeżeli w przyszłości będzie potrzeba przesyłu większej ilości gazu, np. na Ukrainę, Słowację czy do Czech to będzie taka możliwość. Może będzie to wymagać rozbudowy infrastruktury, jak np. projekt Stork II w kontekście Czech. Jeżeli zaś będzie potrzeba przesłania znacznie większych wolumenów to możemy dostawić drugi statek. Do tanga trzeba dwojga. Z naszej strony mamy projekt i pozwolenie na budowę, który można zrealizować maksymalnie do półtora roku. W tym czasie możemy zbudować połączenie. Potrzebujemy tylko biznesowej decyzji ze strony Czech. Polska jest gotowa inwestycję przeprowadzić, tylko to jest inwestycja, pieniądze, stąd potrzebujemy gwarancji odebrania projektu. Rozumiem wyzwania jakie pojawiły się po stronie czeskiej. Operator był podmiotem prywatnym, który miał czasem rozbieżne systemy niż rząd. To mogło być źródłem niepewności.

Jest już rezerwacja przepustowości pod pierwsze FSRU, Greenpeace jednak twierdzi, że go nie potrzebujemy. Co Pan o tym sądzi?

Rozumiem różne opinie, które pojawiają się w dyskusji o bezpieczeństwie energetycznym Polski. Uważam jednak, że w dyskusji powinny pojawiać też argumenty, a coraz częściej sięgamy niestety jedynie do emocji. Rozumiem, że gaz jest paliwem przejściowym. To dlatego przygotowujemy urządzenia do blendowania gazu z wodorem. Przygotowujemy się technologicznie i projektowo do przesyłu wodoru. Jednak w najbliższym czasie gaz będzie potrzebny. Prognozy mówią o ponad 10 miliardach metrów sześciennych zapotrzebowania w energetyce. Jeżeli w danej lokalizacji pojawiają się nowi inwestorzy to jednym z pierwszych pytań, które zadają, jest to czy gaz może być przyłączony do ich inwestycji. Jest to istotne przy produkcji. Coraz częściej wracamy do gazu przy produkcji energii elektrycznej. Zastępstwo gazu z pewnością się pojawi, ale nie będzie to ekspresowe przejście. To samo dotyczy krajów ościennych. Zielony wodór może oczywiście zastąpić gaz ziemny, ale po wzroście cen, wynikłym z inwazji Rosji na Ukrainę, gotowość Zachodu na konwersję energii na taką pochodzącą z wodoru słabnie. Przedstawiciele przemysłu pytają dziś o to kto opłaci modernizację infrastruktury. Ich na to nie stać. Poza tym pływający gazoport jest instalacją podwójnego zastosowania. Jeśli pojawi się potrzeba, można przez niego słać wodór. Taka jednostka jest czarterowana na 15 lat, można ją potem wykupić lub odesłać. W tym drugim przypadku infrastrukturę można wykorzystać do innych celów.

Co słychać w gazoporcie? Gaz-System kończy budowę trzeciego zbiornika na gaz…

To koniec prób hydrostatycznych. Wykazały one, że zbiornik jest szczelny. Kończymy też instalacje służące do cumowania statków. Według założeń w II kwartale przyszłego roku zakończy się projekt inwestycyjny, co zaowocuje oddaniem instalacji do użytkowania. Da ona Gaz-Systemowi ponad 8 miliardów m sześc. możliwości regazyfikacyjnych. Pozwoli nam zabezpieczyć nie 30 procent, jak dotychczas, a około 40 procent zapotrzebowania krajowego. Jest to ważne w kontekście porzucenia dostaw gazu z Rosji. Niemcy mają przepisy pozwalające im ograniczyć dostawy gazu do Polski jeżeli będzie im go brakowało do pokrycia zapotrzebowania krajowego. W takiej sytuacji kryzysowej gazoport i Baltic Pipe staną się głównym źródłem dostaw gazu do Polski, a w perspektywie czasu uzupełnieniem stanie się FSRU w Gdańsku.

Jak miniony rok wpłynął na bezpieczeństwo infrastruktury krytycznej pod Państwa opieką?

Ochrona gazoportu i Baltic Pipe jest dla nas priorytetem. Taka ochrona musi być owocem współpracy wielu służb. Nasze podmioty, jak ochrona, są w stanie wiele zrobić, ale mają swe ograniczenia. Stąd bierze się potrzeba współpracy z Policją, Strażą Graniczną, ABW czy Marynarką Wojenna. Udało się na nią odpowiedzieć. Zmieniło się sporo na plus, ale przydałoby się jeszcze rozbudować tę współpracę. Mamy strefę ochronną terminalu LNG. Budziła ona pewne kontrowersje, co rozumiem, niemniej podniosła poziom bezpieczeństwa obiektu. Obecnie wybieramy system antydronowy, który ma nas wspomóc. Kończymy też proces pozyskania elektronicznej ochrony, niestety nie mogę zdradzić więcej szczegółów. Na terenie obiektu stacjonuje też Straż Graniczna, która nas wspiera w zakresie bezpieczeństwa. Budujemy dla niej siedzibę, jest ona umiejscowiona właściwie w morzu na końcu falochronu.

Czego uczy sabotaż Nord Stream 1 i 2 oraz dziwny incydent z Balticconnector?

Tego, że Morze Bałtyckie było, jest i będzie, przedmiotem oddziaływania. Absolutnie to nie jest jezioro wewnętrzne NATO. Oczywiście, nie licząc Rosji, wszystkie kraje nadbałtyckie należą do Sojuszu. Dzięki współpracy możemy znacząco zwiększyć poziom ochrony. To jest konieczne. Spójrzmy na Balticconnector, ktoś przez przypadek albo i nie spuścił kotwice i uszkodził gazociąg. Czy są możliwości zapobieżenia takiemu zdarzeniu? Na pewno możemy zmniejszyć ryzyko, ale nie do zera. Sam akt uszkodzenia to jest około minuty, nie zawsze zdążymy zareagować. Powinniśmy jednak zapobiegać zagrożeniom z wykorzystaniem działań wywiadowczych, kontrwywiadowczych i zaawansowanej elektroniki. Potrzebujemy współpracy wszystkich instytucji w basenie Morza Bałtyckiego, oraz instytucji w danym kraju. Uczymy się jej. Ciągle jednak jest jeszcze sporo do zrobienia.

Czego Pan życzy sektorowi gazowemu na święta i rok 2024?

Życzę aby każdy pracownik naszego sektora wykonywał pracę bezpiecznie i osiągał zakładane cele. Dostarczał gaz do domów, instytucji i przemysłu. Życie to oczywiście nie tylko praca, więc życzę wszelkiej pomyślności, szczęścia i poczucia sensu w życiu rodzinnym, rozwoju osobistym i innych sferach poza zawodową. I oczywiście opieki Świętej Barbary.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

Jakóbik: Czeski film wokół pływającego gazoportu w Polsce