– Z techniczno-ekonomicznego punktu widzenia umowa o rozbudowie węgierskiej elektrowni atomowej w Paksu przez Rosatom podpisana z uściskami dłoni Viktora Orbána i Władimira Putina jest zapewne korzystna – pisze na portalu Rp.pl Jarosław Giziński.
– Problem w tym, że energetyka to już od dawna nie tylko czysta technika i nie tylko czysty biznes. To część szerokiej strategii politycznej wykraczającej poza granice państw. Z tego punktu widzenia kolejne kroki podejmowane w tej dziedzinie przez Budapeszt muszą dziwić. Po ubiegłotygodniowej decyzji Węgry najwyraźniej pogodziły się z całkowitym uzależnieniem energetycznym od Rosji. Mają rosyjski gaz, rosyjską ropę, rosyjski atom i 10 mld euro rosyjskiego kredytu na sfinansowanie najdroższego przedsięwzięcia w ich historii. Do tego niedługo będą mieli swój odcinek gazociągu South Stream – ocenia komentator.
Zdaniem Gizińskiego, na pewno Węgry będą musiały zapłacić polityczne odsetki od tych przedsięwzięć. Wskazuje na obserwacje analityków Ośrodka Studiów Wschodnich, zgodnie z którymi kolejne kontrakty to element działań Moskwy mających w dłuższej perspektywie rozbić europejską jedność albo to, co z niej w dziedzinie polityki energetycznej jeszcze zostało.
– Decyzja Budapesztu na pewno też nie wzmocni regionalnej solidarności Europy Środkowo-Wschodniej – uważa Giziński.
Źródło: Rp.pl