KOMENTARZ
Dr hab. Aleksander Głogowski
Uniwersytet Jagielloński
Pakistan znalazł się w dość ciekawej sytuacji strategicznej związanej z narastającym konfliktem saudyjsko-irańskim.
Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że dla Islamabadu jedyną akceptowalną ideologicznie opcją jest sojusz z sunnickim Rijadem przeciwko szyickiemu Teheranowi. Przemawia za tym długoletnie doświadczenie współpracy, w tym także udział KAS w finansowaniu pakistańskiego programu nuklearnego. Jej materialnym symbolem jest górujący nad Islamabadem meczet al-Faisal, noszący imię fundatora-króla Arabii Saudyjskiej.
Zwolennikami utrzymania tego kierunku wydają się być pakistańscy wojskowi, którzy co najmniej od płowy lat 60tych aktywnie uczestniczą w budowie potencjału wojskowego naftowych państw arabskich. Pakistańscy oficerowie i żołnierze kontraktowi brali udział w konfliktach z Izraelem, w tym np. w Wojnie Sześciodniowej, a rządzący w latach 80tych gen. Zia ul-Haq miał za sobą epizod w armii Królestwa Jordanii (oraz czynny udział w masakrze Palestyńczyków, zwanej Czarnym Wrześniem).
Relacje Pakistanu z Iranem też mają pewne tradycje- Teheran dostarczał Islamabadowi amunicję i części zamienne do amerykańskiego sprzętu podczas dwóch wojen z Indiami. Jednak stosunki uległy pewnemu oziębieniu po rewolucji islamskiej w 1979, która nałożyła się na okres rządów sunnickiego radykała, wspomnianego wcześniej gen. Zii. Te religijno-ideologiczne różnice nie przeszkadzały jednak Pakistanowi sprzedać Iranowi technologię nuklearną, w tym gotowe już wirówki do wzbogacania uranu. Jednak obecny dylemat jest dużo poważniejszy.
Wydawać by się mogło, że Arabia Saudyjska jest naturalnym sojusznikiem, którego należy bezwzględnie wesprzeć. Jednak w związku z zaangażowaniem w wielki projekt infrastrukturalny – Chińsko-Pakistański Korytarz Energetyczny, Islamabad musi w swojej polityce uwzględniać interesy Pekinu. ChRL oficjalnie stara się dystansować jednakowo do obu stron sporu, jednak jest zainteresowana w pozyskiwaniu taniej ropy oraz gazu z Iranu. W tej grze Pakistan także ma spory interes, a jest nim perspektywa budowy gazociągu IPC (Iran-Pakistan-Chiny).
Ponadto Islamabad sam także musi w najbliższym czasie zwiększyć import gazu by utrzymać wzrost gospodarczy, a tu rurociąg wydaje się być opcją pod każdym względem bardziej opłacalną od sprowadzania gazu LNG z państw arabskich. Zatem w interesie Pakistanu byłoby wygaszenie konfliktu między Arabią Saudyjską a Iranem, by nie musieć wykonywać trudnego wyboru. Przy okazji wystąpienie w roli mediatora, zwłaszcza gdyby okazało się to skuteczne, poprawiłoby wizerunek Islamabadu na arenie międzynarodowej, nadszarpnięty indyjskimi oskarżeniami o wspieranie międzynarodowego terroryzmu.
Osiągnięciu tego celu miała służyć wspólna wizyta premiera Pakistanu Nawaza Sharifa oraz gen. Raheela Sharifa, szefa sztabu armii (obaj panowie nie są ze sobą spokrewnieni, choć noszą takie same nazwiska) w Rijadzie i Teheranie. Choć na razie nie doprowadziła ona do znaczącej poprawy stosunków saudyjsko-irańskich, to już widać jej skutki w samym Pakistanie: gen. Sharif zapowiedział, że zamierza przejść w stan spoczynku w związku z kończącą się w tym roku kadencją, nie ubiegając się o jej przełożenie.
Ta deklaracja ogłoszona dokładnie w tym właśnie czasie może oznaczać zwycięstwo opcji „irańskiej” której zwolennikiem jest premier. Jest to zatem wyraźny sygnał, że w Islamabadzie przeważa opcja pragmatyczna: pogorszenie stosunków z Chinami byłoby zdecydowanie mniej opłacalne od oziębienia w relacjach z Arabią Saudyjską. Jednak starania by nie musieć publicznie podejmować tak kosztownych wyborów z pewnością będą podejmowane, gdyż Pakistan może na nich więcej zyskać niż stracić.