KOMENTARZ
Patryk Gorgol
Współpracownik BiznesAlert.pl
Autor bloga PatrykGorgol.pl
Donald Trump wygrał dzięki słabości Hillary Clinton, która nie była w stanie utrzymać wyborczego stanu posiadania Baracka Obamy. Cóż, różnicę w sposobie prowadzenia kampanii przez prezydenta Obamy i senator Clinton widać było gołym okiem. W związku z wynikami pojawiły się w naszej przestrzeni publicznej dwa przekazy.
Pierwszy z nich wieszczy prawdopodobny koniec świata związany z tym, iż wygrał, hm, Republikanin. Dziecko dostało kody do walizki atomowej i można już rozpocząć odliczanie.
Drugi twierdzi, że to dobrze, iż wygrał Donald Trump, bo to bunt przeciwko estabilishmentowi, a zarazem zwycięstwo konserwatyzmu nad LGTB. Lepszy Donald Trump niż Hillary Clitnon.
…. prawda, jak zwykle, wydaje się jednak nieco bardziej złożona.
- Multimiliarder, gustujący w modelkach, opowiadający o kobietach jako przedmiotach, ożeniony po raz trzeci, posiadający dzieci z trzema kobietami. Rzeczywiście, wybitny przedstawiciel myśli konserwatywnej.
- Z Donalda Trumpa jest taki bohater antyestabilishmentu jak z Janusza Palikota. Co prawda znajdują się na przeciwnych biegunach politycznych, ale obaj – choć Trump dużo skuteczniej – wykorzystywali zbuntowanych dla celów wyborczych jednocześnie przez lata będąc pupilami elit. Co to za bohater walki z systemem, który pławi się w bogactwie, nie musi pracować do końca życia, jest bohaterem reality show, występuje w programach typu roast czy we wrestlingu, a na swój ślub zaprasza … małżeństwo Clintonów? W dodatku prezydent Trump przegrał z senator Clinton wśród ludzi najbiedniejszych, wygrał wśród najbogatszych, a na kampanie zebrał setki milionów dolarów.
- Zdecydowanie wybór Donalda Trumpa nie jest w polskim interesie narodowym, co jednak oznacza, że teraz trzeba zakasać rękawy i wziąć się do pracy. To prawda, że poglądy prorosyjskie, wypowiedzi o obniżeniu finansowania NATO oraz tendencje izolacjonistyczne występowały w kampanii wyborczej. To też prawda, że Rosjanie ewidentnie sprzyjali Donaldowi Trumpowi, a przecieki w wykonaniu WikiLeaks trudno uznać za przypadek. Dożyliśmy czasów, w których kandydatka Demokratów – i były Sekretarz Stanu – mogłaby prowadzić bardziej antyrosyjską politykę, aniżeli elekt-Republikanin, chociażby dlatego że już jedna próba resetu z jej udziałem nie udała się, a więc prawdopodobnie nie miałaby względem Moskwy złudzeń. Tylko że to już są spekulacje, a faktem jest zwycięstwo Trumpa. Można się nie cieszyć, ale trzeba się z nim pogodzić.
- Nie nastąpił koniec świata. Prezydent Trump doskonale wyczuł nastroje, ale jest bardzo prawdopodobne, że będzie łagodził swoje zamiary. Już po wyborze wycofał się z zapowiedzi całkowitego odwrócenia Obamacare, a trzeba też pamiętać, że jego prawdopodobnymi najbliższymi współpracownikami będą Republikanie. Niepokoi, iż wśród współpracowników mogą znaleźć się też ludzie komentujący w Russia Today, ale też przypominam, że Barack Obama dopiero w czasie drugiej kadencji był w stanie nieco zmodyfikować politykę zagraniczną prezydenta Busha wobec Bliskiego Wschodu. Trump będzie prezydentem, a nie Sekretarzem Stanu. I oczywiście martwię się, że Waszyngton może dogadać się ponad naszymi głowami w sprawach nas dotyczących – tarczy antyrakietowej, wojny na Ukrainie czy baz NATO, ale powiedzmy sobie szczerze – czy gdyby prezydentem była Clinton, to moglibyśmy całkowicie wykluczyć takie ryzyko? Byłoby po prostu mniejsze. Przecież to Zbigniew Brzeziński, Demokrata, twierdził, że dla Stanów Zjednoczonych zawsze ważniejsze będą stosunki z Rosją, aniżeli z Polską.
- Moskwa wolała Donalda Trumpa, ale to nie oznacza, że prezydent Putin będzie wydawał mu polecenia przy pomocy smsów. Raczej będzie starał się wykorzystać jego niedoświadczenie w sprawach międzynarodowych zwłaszcza w okresie nauki zasad polityki międzynarodowej. Realizacja wszystkich obietnic Donalda Trumpa to byłby spory problem dla świata, ale już nawet w sprawie Iranu pojawiają się doniesienia o tym, że może tego porozumienie nie warto zrywać? Każda zmiana układanki to może być problem np. dla przemysłu wojskowego czy lotniczego. Kadencja prezydenta Trumpa nie zaczyna się w roku 0, a na koniec 2016 roku, gdzie istnieją różne powiązania – prawne, gospodarcze, wojskowe, a tych nie da się odwrócić w dwa tygodnie. Oczywiście, może też się okazać, że prezydent Trump, wbrew stanowisku Kongresu, establishmentu republikańskiego, lobbystom itd., może próbować zrujnować podstawy amerykańskiej polityki zagranicznej, ale na chwile obecną bardziej prawdopodobna jest korekta zamiast rewolucji. Jak zauważył przytomnie Marek Magierowski w wywiadzie dla Polskiego Radia:24 „Musimy pamiętać o tym, że co innego się mówi w trakcie kampanii, a co innego robi się potem, kiedy jest się już prezydentem i zasiada się za biurkiem w Gabinecie Owalnym”.
- Niepokój będzie nam towarzyszył co najmniej do pierwszych decyzji nowej administracji w kwestii zaangażowania w NATO, Syrii, tarczy antyrakietowej czy sankcji nałożonych na Rosję w związku z jej zaangażowaniem na Ukrainie. Z niekorzystnym, z naszej punktu widzenia, wynikiem nie ma sensu polemizować i nad nim lamentować, trzeba się z nim pogodzić oraz szukać rozwiązań. Pod względem lobbingowym mamy duże rezerwy, żeby nie napisać, iż nie znamy się na tym kompletnie, ale w wielu obszarach na utrzymaniu amerykańskiego kursu będzie zależało również innym państwom, a także aktorom wewnętrznym w samej Ameryce (ktoś przecież sponsorował kampanię). Dlatego musimy działać jak najszybciej, bo szczęściu trzeba pomóc.
- Poza liczeniem na utrzymanie pragmatycznego kursu trzeba również myśleć o alternatywie na wypadek, gdyby się jednak okazało, że Trump będzie dążył do bezpośredniego porozumienia z Putinem oraz wzmacniał tendencje izolacjonistyczne kosztem relacji transatlantyckich. W tym przypadku w ręku pozostaje nam tylko – i to mocno nieidealna – karta europejska. Pytanie, czy nie za mocno ją osłabiliśmy w ostatnich miesiącach?