icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Planowane wiatrakowe inwestycje z gigantycznym deficytem

Ministerstwo klimatu i środowiska prognozuje, że do końca dekady w Polsce zostanie zainstalowanych 16 GW nowych turbin wiatrowych na lądzie i morzu. Wiatraki mają produkować wtedy blisko 36 procent energii elektrycznej zużywanej w Polsce. Wydatki inwestycyjne na rozwój tego segmentu w ciągu najbliższych sześciu lat oszacowano na 120 mld zł. To o 70-90 mld zł za mało.

Krajowy Plan w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK) to swoista mapa drogowa, i jeśli tylko będziemy się według niej poruszać, to zdaniem ministerstwa klimatu i środowiska Polska z ogona zielonego peletonu transformacyjnego w UE, trafi do jego czołówki. Zgodnie z ambitniejszym scenariuszem eKPEiK udział OZE w produkcji energii wzrośnie do poziomu 56,1 procent w 2030 roku, przy czym głównym motorem tego wzrostu mają być technologie wiatrowe (i słoneczne). Za sprawą przyrostu mocy wytwórczych oczywiście. Dzięki tym inwestycjom już na koniec tej dekady, jak wyliczyło skrupulatnie MKiŚ elektrownie wiatrowe na lądzie mają dostarczać rocznie 47,4 TWh energii a zlokalizowane na morzu 27,7 TWh. Łącznie będzie to 69,1 TWh, czyli blisko dwa razy więcej niż wynosi obecnie roczne zużycie energii w gospodarstwach domowych w Polsce.

16 GW nowych turbin na lądzie i morzu

Aby spełnić tak ambitne cele, konieczne będą ogromne inwestycje. Które do tego miałyby ruszyć z kopyta z dnia na dzień, co jest raczej mało realne. Na koniec listopada 2024 roku, według danych Agencji Rynku Energii, moc osiągalna elektrowni wiatrowych na lądzie wynosiła 9977,64 MW, co oznacza, że wzrosła w ciągu roku o 708,7 MW. Według prognozy resortu klimatu, na koniec 2025 roku moc turbin ma wzrosnąć do 11 996 MW, czyli o ponad 2 GW.

W ciągu kolejnych pięciu lat moc portfela wytwórczego oshore wind miałaby zwiększyć się do 19 028 MW, czyli ponad 7 GW. Daje to 1,4 GW średniorocznie, czyli stachanowskie tempo inwestycji w tym segmencie by spadło, ale i tak byłoby dwa razy szybsze niż w 2024 roku Nie zapominajmy też o turbinach o 5 927 MW mocy, które mają powstać do końca 2030 roku w ramach siedmiu morskich farmach zlokalizowanych wzdłuż brzegu w polskiej wyłącznej strefie ekonomicznej Morza Bałtyckiego.

Zaniżona wartość inwestycji?

Prognozowane przez MKiŚ łączne nakłady inwestycyjne na budowę farm wiatrowych mają wynieść w latach 2026-2030 blisko 112 mld zł. Do tego jeszcze należy doliczyć

wydatki, jakie inwestorzy mieliby ponieść w tym roku, które można wyszacować na podstawie danych z tego raportu na 12 mld zł. Łącznie daje to 124 mld zł. Kolosalna kwota. Problem w tym, że wydaje się być zaniżona, i to istotnie. Nawet jeśli uwzględnić inflację (są to wyliczenia w cenach z 2020 roku). Tyle kasy to potrzeba na budowę, ale farmy na Morzu Bałtyckim.

20 mln zł za 1 MW mocy na Bałtyku

29 stycznia 2025 roku konsorcjum PGE Polskiej Grupy Energetycznej, kontrolowanej przez skarb państwa oraz duńskiego odpowiednika Ørsted poinformowało o podjęciu ostatecznej decyzji inwestycyjnej dotyczącej budowy farmy Baltica 2, o mocy blisko 1,5 GW, największej spośród budowanych na Bałtyku. Dzień później w uroczystości inaugurującej właściwą fazę projektu brał udział premier Donald Tusk. O sukcesie ćwierkała Paulina Hennig-Kloska, minister klimatu i środowiska. Wszystko odbyło się przed dzień pierwszej zagranicznej podróży Fryderyka X ogłoszonego królem Danii w połowie stycznia, której celem była Polska, a nie jak zazwyczaj sąsiedzkie kraje nordyckie. Wielkie wydarzenie, i wielkie pieniądze. Inwestorzy określili budżet projektu na 30 mld zł. To daje 20 mln zł nakładów inwestycyjnych za 1 MW mocy.

A to oznacza, że na wybudowanie wszystkich farm o łącznej mocy 6 GW potrzeba 120 mld zł, bo inni inwestorzy też kontraktowali ich części składowe na podobnych warunkach, głównie u zagranicznych dostawców.

Wiatraków na lądzie nie zbudują za darmo

Tak więc budowa pierwszego etapu morskiego komponentu wyczerpywałaby budżet na technologie wiatrowe przewidziany w scenariuszu przygotowanym przez resort klimatu. A przecież zaplanowano jeszcze większy przyrost mocy elektrowni na lądzie. Przypomnijmy, że w latach 2025-2030 w naszym kraju miałyby zostać wybudowane farmy wiatrowe łącznej mocy około 9 GW.

Na szczęście ich budowa jest znacznie tańsza niż potężnych 300 metrowych wiatraków na morzu. Ostatnio przyjmuje się, że CAPEX na 1 MW wynosi średnio 10 mln zł. Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej szacuje w raporcie Energetyka wiatrowa w Polsce 2024, że oczekiwane łączne nakłady inwestycyjne na 1 MW mocy zainstalowanej dla przeciętnej farmy wiatrowej wynoszą 8,1 mln zł (na bazie danych Baker Tilly TPA, przy kursie 4,5 zł/euro). Największy składnik tej kwoty, bo 58 procent stanowią turbiny wiatrowe. Ale przecież nie można z nich zrezygnować, bo to one zamieniają energię wiatru na elektryczną. Tak więc nie ma co liczyć na ścięcie budżetu, i szacowane przez resort klimatu nakłady inwestycyjne są o zaniżone o 90 mld zł. W najlepszym razie o około 70 mld zł.

Tomasz Brzeziński

Państwowe koncerny liczą na nowelizację ustawy wiatrakowej

Ministerstwo klimatu i środowiska prognozuje, że do końca dekady w Polsce zostanie zainstalowanych 16 GW nowych turbin wiatrowych na lądzie i morzu. Wiatraki mają produkować wtedy blisko 36 procent energii elektrycznej zużywanej w Polsce. Wydatki inwestycyjne na rozwój tego segmentu w ciągu najbliższych sześciu lat oszacowano na 120 mld zł. To o 70-90 mld zł za mało.

Krajowy Plan w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK) to swoista mapa drogowa, i jeśli tylko będziemy się według niej poruszać, to zdaniem ministerstwa klimatu i środowiska Polska z ogona zielonego peletonu transformacyjnego w UE, trafi do jego czołówki. Zgodnie z ambitniejszym scenariuszem eKPEiK udział OZE w produkcji energii wzrośnie do poziomu 56,1 procent w 2030 roku, przy czym głównym motorem tego wzrostu mają być technologie wiatrowe (i słoneczne). Za sprawą przyrostu mocy wytwórczych oczywiście. Dzięki tym inwestycjom już na koniec tej dekady, jak wyliczyło skrupulatnie MKiŚ elektrownie wiatrowe na lądzie mają dostarczać rocznie 47,4 TWh energii a zlokalizowane na morzu 27,7 TWh. Łącznie będzie to 69,1 TWh, czyli blisko dwa razy więcej niż wynosi obecnie roczne zużycie energii w gospodarstwach domowych w Polsce.

16 GW nowych turbin na lądzie i morzu

Aby spełnić tak ambitne cele, konieczne będą ogromne inwestycje. Które do tego miałyby ruszyć z kopyta z dnia na dzień, co jest raczej mało realne. Na koniec listopada 2024 roku, według danych Agencji Rynku Energii, moc osiągalna elektrowni wiatrowych na lądzie wynosiła 9977,64 MW, co oznacza, że wzrosła w ciągu roku o 708,7 MW. Według prognozy resortu klimatu, na koniec 2025 roku moc turbin ma wzrosnąć do 11 996 MW, czyli o ponad 2 GW.

W ciągu kolejnych pięciu lat moc portfela wytwórczego oshore wind miałaby zwiększyć się do 19 028 MW, czyli ponad 7 GW. Daje to 1,4 GW średniorocznie, czyli stachanowskie tempo inwestycji w tym segmencie by spadło, ale i tak byłoby dwa razy szybsze niż w 2024 roku Nie zapominajmy też o turbinach o 5 927 MW mocy, które mają powstać do końca 2030 roku w ramach siedmiu morskich farmach zlokalizowanych wzdłuż brzegu w polskiej wyłącznej strefie ekonomicznej Morza Bałtyckiego.

Zaniżona wartość inwestycji?

Prognozowane przez MKiŚ łączne nakłady inwestycyjne na budowę farm wiatrowych mają wynieść w latach 2026-2030 blisko 112 mld zł. Do tego jeszcze należy doliczyć

wydatki, jakie inwestorzy mieliby ponieść w tym roku, które można wyszacować na podstawie danych z tego raportu na 12 mld zł. Łącznie daje to 124 mld zł. Kolosalna kwota. Problem w tym, że wydaje się być zaniżona, i to istotnie. Nawet jeśli uwzględnić inflację (są to wyliczenia w cenach z 2020 roku). Tyle kasy to potrzeba na budowę, ale farmy na Morzu Bałtyckim.

20 mln zł za 1 MW mocy na Bałtyku

29 stycznia 2025 roku konsorcjum PGE Polskiej Grupy Energetycznej, kontrolowanej przez skarb państwa oraz duńskiego odpowiednika Ørsted poinformowało o podjęciu ostatecznej decyzji inwestycyjnej dotyczącej budowy farmy Baltica 2, o mocy blisko 1,5 GW, największej spośród budowanych na Bałtyku. Dzień później w uroczystości inaugurującej właściwą fazę projektu brał udział premier Donald Tusk. O sukcesie ćwierkała Paulina Hennig-Kloska, minister klimatu i środowiska. Wszystko odbyło się przed dzień pierwszej zagranicznej podróży Fryderyka X ogłoszonego królem Danii w połowie stycznia, której celem była Polska, a nie jak zazwyczaj sąsiedzkie kraje nordyckie. Wielkie wydarzenie, i wielkie pieniądze. Inwestorzy określili budżet projektu na 30 mld zł. To daje 20 mln zł nakładów inwestycyjnych za 1 MW mocy.

A to oznacza, że na wybudowanie wszystkich farm o łącznej mocy 6 GW potrzeba 120 mld zł, bo inni inwestorzy też kontraktowali ich części składowe na podobnych warunkach, głównie u zagranicznych dostawców.

Wiatraków na lądzie nie zbudują za darmo

Tak więc budowa pierwszego etapu morskiego komponentu wyczerpywałaby budżet na technologie wiatrowe przewidziany w scenariuszu przygotowanym przez resort klimatu. A przecież zaplanowano jeszcze większy przyrost mocy elektrowni na lądzie. Przypomnijmy, że w latach 2025-2030 w naszym kraju miałyby zostać wybudowane farmy wiatrowe łącznej mocy około 9 GW.

Na szczęście ich budowa jest znacznie tańsza niż potężnych 300 metrowych wiatraków na morzu. Ostatnio przyjmuje się, że CAPEX na 1 MW wynosi średnio 10 mln zł. Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej szacuje w raporcie Energetyka wiatrowa w Polsce 2024, że oczekiwane łączne nakłady inwestycyjne na 1 MW mocy zainstalowanej dla przeciętnej farmy wiatrowej wynoszą 8,1 mln zł (na bazie danych Baker Tilly TPA, przy kursie 4,5 zł/euro). Największy składnik tej kwoty, bo 58 procent stanowią turbiny wiatrowe. Ale przecież nie można z nich zrezygnować, bo to one zamieniają energię wiatru na elektryczną. Tak więc nie ma co liczyć na ścięcie budżetu, i szacowane przez resort klimatu nakłady inwestycyjne są o zaniżone o 90 mld zł. W najlepszym razie o około 70 mld zł.

Tomasz Brzeziński

Państwowe koncerny liczą na nowelizację ustawy wiatrakowej

Najnowsze artykuły