Przybyszewski: Strachy na lachy, czyli irańska fregata i bazowiec na Morzu Czerwonym

5 stycznia 2024, 07:35 Bezpieczeństwo

– Wiele mediów w ostatnim tygodniu rozgłosiło wieści, że Iran nagle wprowadził na Morze Czerwone swoją fregatę w celu podjęcia działań odstraszających. Jak jest jednak naprawdę? Otóż nasze media powtórzyły znów to, co irańskie. Nie pierwszy raz narracja irańska jest korzystna też dla mediów zachodnich. Fregata była tam przynajmniej od początku grudnia ubiegłego roku. Faktem jednak jest, że dopiero teraz ujawniono nam informacje pozwalające postrzegać irański okręt jako realne zagrożenie dla cywilnych statków handlowych – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund*, w BiznesAlert.pl.

Tankowiec. Fot. Wikimedia Commons
Tankowiec. Fot. Wikimedia Commons

Raportowanie o Iranie

Niedawno znajomy – również ekspert od Iranu – stwierdził, że o tym kraju mówi się i pisze wtedy, kiedy trzeba. Jest w tym dużo prawdy, niestety. Przykładowo, gdybym napisał o obecności irańskiej fregaty Alborz na Morzu Czerwonym na początku grudnia ubiegłego roku, to zapewne nie miałoby to większego znaczenia. Jej pozycjonowanie tam jest bowiem rutynowe i nie odbiega od normy. Zadanie ma proste – ochraniać bazowiec Behshad, który służy również jako okręt szpiegowski. Raczej żaden inny ekspert nie miałby wątpliwości: rolą bazowca zdecydowanie jest wspomaganie operacji wywiadowczych, które mają pomagać Hutim atakować i zajmować okręty, które w mniejszym lub większym stopniu są powiązane z Izraelem. Oba typy okrętów stacjonują tam w trybie rotacyjnym mimo wszystko od dobrych kilku lat, więc próżno szukać tu elementu zaskoczenia.

Powód dla którego dopiero teraz irańskie media ogłosiły “wejście” irańskiej fregaty na teatr działań w Morzu Czerwonym wynika z tego, że niedawno IRIS Alborz zagroziła atakiem jednostce cywilnej, statkowi handlowemu. Ten zaś szukał przez to pomocy u jednostki amerykańskiej, która pospieszyła w stronę wzywających wsparcie. Można powiedzieć więc, że istotnie IRIS włączyła się w działania na Morzu Czerwonym, ale operowała na nim już od jakiegoś czasu. Grożenie zniszczeniem jednostkom cywilnym działaniem rutynowym już raczej nie jest i poprzedzone zostało decyzją irańskiej armii (Artesz), która musi chronić bazowca Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (KSRI / Gwardia). Jednak włączenie się w działania na Morzu Czerwonym nie jest tożsame znaczeniowo z wejściem czy rozmieszczeniem lub wysłaniem albo wpłynięciem na Morze Czerwone. Irański wywiad szybko podchwycił informację, że groźby zostały opublikowane, więc warto fakt wykorzystać i ująć go korzystnie dla władz w Teheranie. 

https://x.com/thewarzonewire/status/1737942347424665609?s=20

Dlatego mamy takie wiadomości, jakie mamy. Ich ton jest jednak korzystny dla obu stron – zachodnie media też chcą tu zachować element “zaskoczenia” czy “nagłości” związanej z pojawieniem się fregaty. Nasze portale i stacje mogą dalej wskazywać, że Iran ma wrogie zamiary, a władze w Teheranie wraz z irańskimi publicystami podkreślać, iż istotnie angażują się w rozwój sytuacji na Morzu Czerwonym i cieśninie Bab al-Mandeb. Ba, mają nawet zdolność do nagłej reakcji. Obiektywnie spoglądając na całą sytuację widzimy jednak, że takie groźby – choć niby realne – są z szerszej perspektywy przede wszystkim upierdliwym nękaniem i męczeniem jednostek amerykańskich i innych. Realnie irańska fregata i bazowiec stwarzają niewielkie zagrożenie dla tak wielu amerykańskich i innych okrętów wojennych. Stracenie Alborz i Behshad nie byłoby warte ostrzału okrętu handlowego i upokorzenia władz w Waszyngtonie.

Asymetria sił jest utrzymana

USA i państwa europejskie oraz Izrael ma jednak na Morzu Czerwonym, w cieśninie Bab al-Mandeb oraz w Zatoce Adeńskiej absolutną przewagę nad Huti oraz siłami irańskimi na morzu i w powietrzu. I taka przewaga w zupełności wystarczy. Jeśli Huti nie zdecydują się na zmasowany atak, to jedyne, na co będzie ich stać, to uporczywe nękanie okrętów handlowych. Z czasem bowiem ochrona na ich pokładach zostanie wzmocniona, a uzbrojenie Hutich może się znacząco przerzedzić, ponieważ Izrael wraz z sojusznikami będzie dążył do zlikwidowania magazynów, w których Huti przechowują swoje pociski oraz bezzałogowce. Uzupełnienie zapasów będzie zbyt trudne z uwagi na obecność amerykańskich okrętów, i innych. Mamy zatem podobną sytuację do tej w Syrii. Tam lotniska są regularnie bombardowane przez izraelskie siły powietrzne, przez co Oś Oporu nie ma szans na regularne przerzuty uzbrojenia na np. kierunek libański.

https://x.com/mhmiranusa/status/1738077096658739684?s=20

Mamy do czynienia z asymetrycznymi siłami oraz zasobami. Brak równowagi jest jednak także po stronie kosztów i to one są jedną z tych zachodnich słabości, które są przeciwko władzom w Waszyngtonie i Tel Awiwie wykorzystywane. Każdy bowiem pocisk balistyczny czy bezzałogowiec wystrzelony przez Hutich będzie wielokrotnie tańszy od tych, które muszą je przechwycić. Skoro Iran i Huti nie mogą realnie wygrać, to będą toczyć taką walkę, która wygeneruje jak największe koszty wizerunkowe, finansowe i planistyczne. I dopóki Izrael lub Hezbollah nie zdecydują się na konflikt na większą skalę, dopóty zadania Hutich nie zmienią się. W mojej ocenie jedyne, co nastawione przeciwko Izraelowi państwa i społeczności regionu mogłyby zaakceptować, jako sprawiedliwą “karę” za operację w Gazie, to zmasowany atak Hezbollahu. Jeśli bowiem nic się nie zmieni, to faktycznie Hamas zostanie militarnie (ale nie politycznie czy kulturowo) pokonany, a ludność Strefy Gazy najpewniej wysiedlona. Czy opuszczą te tereny pod przymusem czy z wyboru (sic!), nie będzie miało znaczenia. Póki co, zmasowany atak Hezbollahu w odpowiedzi na działania Izraela wydaje się wciąż czymś względnie prawdopodobnym. Jeśli jednak do niego nie dojdzie, to “umiarkowane” i “rozsądne” zaangażowanie, które nic nie zmieniło, będzie postrzegane na świecie i w regionie jako porażka. 

I tu zazwyczaj każdy zachodniocentryczny czytelnik czy decydent stwierdziłby: “Super! O to chodziło!”. Otóż nie. To zła ocena. Tamtejsze społeczeństwa znacznie lepiej internalizują i akceptują porażkę, niż my, w naszej kulturze. Postrzegają ją jako tragiczny, ale szlachetny, nobilitujący finał nierównej walki toczonej z o wiele silniejszym i liczniejszym przeciwnikiem. Podobnie jak nasze powstańcze zrywy. Szyici mają tu dodatkowo własne dogmaty wyznaniowe, które potęgują internalizowanie i radzenie sobie z porażką. Taki rozwój i umocnienie tożsamości ofiary na poziomie indywidualnym i kolektywnym sprawi jednak, że podział regionu MENA na garstkę państw (a raczej ich elit) prozachodnich i antyzachodnią resztę będzie jeszcze głębszy, aniżeli za czasów Związku Sowieckiego, a starcia częstsze niż w czasie Zimnej Wojny. Te konflikty będą także widoczne w napływowej części społeczeństw europejskich. Tu jednak kontrast swój-obcy będzie potęgował brutalizm, co już widać, o wiele bardziej, niż między ruchami komunizującymi i lewackimi grupami terrorystycznymi w Europie Zachodniej w XX wieku.

Perspektywy

Iran pozostanie w regionie zaangażowany na tyle, na ile może, ale nie ma co dawać się zastraszyć. Atak irańskiej fregaty na okręt cywilny i jego zatopienie jest mało prawdopodobne, a starcie się z jednostką izraelską lub amerykańską jeszcze mniej. Zastraszenie w celu sprowadzenia okrętu bliżej brzegu Jemenu – bardziej.  Mimo wszystko należałoby znaleźć sposoby na zredukowanie kosztu ochrony szlaków morskich. Być może wypadałoby rozważyć, czy firmy oferujące ochronę specjalną (w tym najemnicy, PMC) nie powinny jednak dysponować jakimś ograniczonym, ale dość skutecznym zasobem środków obrony przeciw pociskom i bezzałogowcom używanym przez Hutich przeciwko okrętom handlowym? Czy ponadnarodowe korporacje, a szczególnie armatorzy, nie mogłyby – wspólnie – w większym stopniu zapewnić sobie ochronę przed nie tak znowuż  już nowym typem zagrożenia?

*Łukasz K.P. Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej i NGO oferującego szkolenia dla dziennikarzy dot. pozyskiwania i interpretacji informacji ze źródeł otwartych, które pokrywają tematykę Iranu.: https://abhaseed.org/oferta-szkolen/

Przybyszewski: Na Iran nie działa już ani prośba, ani groźba