Aleksander Grad, wcześniej prominentny polityk PO, b. minister skarbu państwa, zrezygnuje z końcem stycznia z funkcji prezesa PGE EJ1 i dołączy do rady nadzorczej tej spółki oraz Tauronu – poinformowały media.
– Powołanie Aleksandra Grada na szefa zarządu spółki, mającej odpowiadać za budowę polskiej elektrowni jądrowej, był od samego początku obarczony ogromnym błędem – uważa w rozmowie z naszym portalem pos. Dawid Jackiewicz (PiS), wiceszef sejmowej komisji skarbu państwa.
Zdaniem posła tak ogromna inwestycja stanowi skomplikowaną materię, wymagającą doświadczenia na rynku elektroenergetycznym oraz umiejętności menedżerskich i zarządczych. Tymczasem Aleksander Grad do tej funkcji kompletnie nie pasował.
– Jest on politykiem, a przy tym z zawodu geodetą – przypomina Jackiewicz. – To, że był ministrem skarbu państwa nie daje mu jeszcze wiedzy fachowej, dotyczącej tego, jak prowadzić tak skomplikowany proces inwestycyjny, którego wartość idzie w dziesiątki miliardów złotych.
– Myślę, że jego dymisja wiąże się z dwoma przyczynami: jest to forma ucieczki od odpowiedzialności za projekt tej elektrowni, który został „położony” – twierdzi poseł.- Wiemy o tym, że ostatnio nastąpiło kolejne przesunięcie tej inwestycji – zdaje się do 2024 r. Ponadto wciąż nie zapadły podstawowe rozstrzygnięcia dotyczące lokalizacji, badań wpływu na środowisko itd. Posłowie o tym „przesunięciu w czasie” elektrowni dowiedzieli się na posiedzeniu komisji skarbu państwa pod koniec ub. roku. Padła wówczas także informacja, że badania środowiskowe i lokalizacyjne są jeszcze nie ukończone i nie wiadomo kiedy zostaną sfinalizowane.
Jackiewicz jest przekonany, że projekt budowy elektrowni atomowej w Polsce powoli zamiera zarówno u Donalda Tuska, jak i w jego otoczeniu.
– Ale mimo to obecna ekipa rządząca nie wycofa się szybko z tego projektu – przypuszcza Jackiewicz. – Przecież na badania, doradztwo, konsultacje w sprawie tej inwestycji przewidziana jest kwota ok. 260 mln zł. I te pieniądze zostaną wydane. Podobnie w przypadku Elektrowni Ostrołęka wydano 200 mln zł na przygotowanie terenu, badania, konsultacje, opinie prawnicze, środowiskowe, wykarczowanie lasów itd. Po czym zrezygnowano z tego projektu ze względu na brak możliwości sfinansowania właściwej inwestycji.
Tak samo będzie zapewne w przypadku elektrowni jądrowej – ocenia poseł. Jego zdaniem dopóki będzie można wydawać środki na jej przygotowanie – będą one wydawane. – Zapewne w którymś momencie zostanie opublikowany raport, który stwierdzi, że ta elektrownia w wybranym miejscu jest niepotrzebna, albo nie może powstać. A przy okazji różne kancelarie prawne, doradcze czy marketingowe całkiem nieźle przy tym się obławiają i obłowią – do tej pory wydano przecież już ok. połowy z 260 mln zł.
– Tak więc Grad się z tego projektu wycofuje, bo zapewne zdaje sobie sprawę, że ta elektrownia jest jak bomba z opóźnionym zapłonem. I za jakiś czas się okaże, że nawet były minister nie poradził sobie z tym projektem – kończy Jackiewicz.