W okresie kampanii wyborczej w Niemczech nikt nie chce trzymać w rękach gorącego ziemniaka w postaci byłego kanclerza szukającego kolejnych etatów w Rosji. Czy temat kontrowersyjnego gazociągu Nord Stream 2 stanie się istotnym tematem przed wyborami zaplanowanymi na wrzesień? – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Gorący ziemniak
Jesienią tego roku odbędą się wybory parlamentarne, w których w walce o fotel kanclerza Niemiec zetrą się Angela Merkel (CDU/CSU) i Martin Schultz (SPD). Tymczasem w mediach pojawiła się informacja, że były kanclerz Gerhard Schroeder z partii socjalistycznej Schultza, szuka nowej pracy w Rosji. To ten sam polityk, który w podzięce za doprowadzenie do realizacji gazociągu Nord Stream dostał pracę w zarządzie jego operatora, a teraz pracuje także w radzie nadzorczej kontrowersyjnego Nord Stream 2. Tym razem niemiecki przyjaciel Rosji postanowił zawalczyć o etat w Rosniefcie, który jest objęty sankcjami USA i Unii Europejskiej związanymi z nielegalną aneksją Krymu i agresją na wschodzie Ukrainy.
Być może właśnie ze względu na fakt, że zbliżają się wybory, kandydaci na kanclerza nie mogli uznać działań Schroedera za prywatne poczynania byłego już polityka. Zmuszeni do komentarza przez media obaj byli stanowczy w ocenach. Merkel stwierdziła, że „nie podoba się” jej to co robi były kanclerz. Z kolei Schultz dystansował się do byłego kolegi partyjnego, bo sondaże Socjalistów są coraz gorsze w porównaniu z chadekami, a fanaberie zawodowe Schroedera mogą tu tylko zaszkodzić. W rozmowie telefonicznej z Chin potencjalny kanclerz z partii socjalistycznej przekonywał swego kolegę z większym stażem do porzucenia planów związanych z Rosnieftem. Nikt nie chce odium gorącego ziemniaka, jakim jest Schroeder promujący rosyjskie interesy za dodatek do emerytury w rublach. Byłego kanclerza spotkał zatem ostracyzm.
Rosyjskie projekty
Okazuje się jednak, że nie był to koniec dyskusji o zaangażowaniu Niemiec w rosyjskie projekty. Warto przypomnieć, że niedługo przed informacjami o nowym etacie Schroedera pojawiła się sprawa turbin Siemensa, które trafiły na Krym. Chociaż firma zapewniała, że jej intencją było dostarczenie sprzętu na Kubań, a nie na okupowany półwysep, nie zdołała obronić swoich racji w sądzie i ostatecznie turbiny posłużą Rosji do uniezależniania Krymu od dostaw energii z macierzy ukraińskiej.
Trwa także dyskusja o kontrowersyjnym projekcie Nord Stream 2, który jest coraz bardziej kłopotliwy politycznie dla Niemców. Projekt budowy drugiego gazociągu z Rosji do Niemiec, który ugruntowałby pozycję Gazpromu w regionie i zagroził polityce dywersyfikacji stanął w ogniu krytyki.
Przeciwko niemu opowiadają się kolejne kraje, nie tylko Europa Środkowo-Wschodnia, której państwa mają różne powody do sprzeciwu i niekoniecznie go utrzymają, ale także Szwecja i Dania, które mogą wydać lub nie zgodę na położenie nowej magistrali w ich wyłącznych strefach ekonomicznych. USA mogą także wprowadzić sankcje wobec projektu co jest zagrożeniem biznesowym dla europejskich partnerów: E.on, BASF, Shell, Engie i OMV.
Co z wiarygodnością Niemiec?
Wreszcie Nord Stream 2 odbiera Niemcom wiarygodność jako sile przewodniej Unii Europejskiej. Będzie im trudno zachęcić Europejczyków do solidarności w jakiejkolwiek kwestii, czego jaskrawym przykładem może być namawianie Polski do przyjęcia obciążeń polityki klimatycznej, jeżeli Berlin nadal będzie umywać ręce, a w rzeczywistości dawać niemą zgodę, na projekt służący interesom kilku firm europejskich oraz Rosji, ale godzący w solidarność energetyczną, Unię Energetyczną i dywersyfikację stojące u fundamentów wspólnej polityki energetycznej. Rosną koszty polityczne i ekonomiczny obrony tego przedsięwzięcia.
Z tych powodów dotychczas pomijany w szerszej debacie publicznej temat uwikłania Niemiec w nieprzejrzyste relacje biznesowe z Rosją może znaleźć się na agendzie kampanii wyborczej. Do tej pory Niemcy woleli rozmawiać o tempie zwrotu energetycznego (Energiewende), o cenach energii elektrycznej. Przekonywali, że dostawy gazu to dzięki tarczy regulacji unijnych sprawa czysto biznesowa, nie do poruszenia przez polityków.
Tabu przełamał prezydent, co ciekawe socjalista jak dawniej Schroeder, czyli Frank-Walter Steinmeier, który podczas wizyty w Estonii zadeklarował, że temat Nord Stream 2 należy rozpatrywać w perspektywie interesów europejskich i jeśli ma powstać, to tylko w zgodzie z prawem europejskim. – Proponuję rozważyć tę kwestię w szerszym, europejskim kontekście. Kiedy mówimy o infrastrukturze, to jest całkiem jasne, że konieczne jest przestrzeganie zasad prawa UE – powiedział prezydent Niemiec na konferencji prasowej w Tallinie cytowany przez BiznesAlert.pl. Mówił to na spotkaniu z prezydent Estonii Kersi Kaljulaid, której kraj obejmuje obecnie prezydencję w Unii Europejskiej i opowiada się za przekazaniem Komisji Europejskiej mandatu do negocjacji z Rosją w sprawie ustalenia reżimu prawnego dla gazociągu Nord Stream 2. Estonia obstaje za twardym mandatem, który wymusza na KE oczekiwanie od Rosji pełnego przestrzegania prawa unijnego, zamiast pożądanego przez Niemców i Rosjan rozstrzygnięcia „na miękko” poza prawem.
– Ważne jest dla nas to, aby wszystkie zasady Unii Energetycznej były przestrzegane. Rola państwa przewodniczącego pracom Rady UE polega na tym, aby ułatwić przebieg uzgodnień w taki sposób, by Komisja Europejska otrzymała mandat do prowadzenia rozmów. Jako kraj sprawujący prezydencję Estonia nie zamierza spowalniać tego procesu – przekonywał ambasador Estonii w Rosji Artis Hilpusas.
Tym oczekiwaniom wychodzi naprzeciw prezydent Steinmeier, który prawdopodobnie także chce się pozbyć gorącego ziemniaka w postaci Gerharda Schroedera poprzez stanowczą deklarację w sprawie rosyjskiego projektu. Chociaż w systemie kanclerskim prezydent RFN nie ma kompetencji pozwalających wpłynąć na decyzje Niemiec w sprawie kontrowersyjnego przedsięwzięcia, to jednak na pewno ma tubę medialną, z której skorzystał, co może przełożyć się w kampanii wyborczej na wzmocnienie obecności tematu uwikłania Niemców w niejasne relacje z Rosją.
Polski punkt widzenia
Z polskiego punktu widzenia pożądana byłaby intensyfikacja kontaktów z Berlinem w sprawie Nord Stream 2 i egzekwowanie stanowiska poszczególnych polityków na ten temat. W ten sposób Warszawa mogłaby wesprzeć pojawienie się tego tematu na agendzie przedwyborczej. Do realizacji tego celu potrzebne jest jednak utrzymanie aktywnych kanałów komunikacyjnych, o co może być trudniej w okresie sporu o reparacje wojenne.
Gdyby jednak udało się przezwyciężyć te ograniczenia, korzystając z dobrych osiągnięć okresu promocji konferencji Hannover Messe przez kanclerz Merkel i premier Beatę Szydło, być może Polacy zdołają dokonać incepcji i wpłyną na przedwyborczą debatę w Niemczech. Warto pamiętać, że część Zielonych i konserwatystów w Niemczech tylko czeka na pretekst do zatopienia Nord Stream 2. Być może znajdą się chętni i w urzędzie kanclerskim przed lub po listopadowych wyborach. To, jaką rolę może odegrać czynnik rosyjski w wyborach, pokazują doświadczenia Donalda Trumpa, który w czasie kampanii i już po przejęciu władzy stale musi się tłumaczyć z niejasnych kontaktów jego ludzi z Rosjanami. Tymczasem nawet niemiecki biznes bierze poważnie pod uwagę możliwość, że przez rosnące ryzyko związane z robieniem interesów w Rosji, dojdzie do strat finansowych. Świadczy o tym taktyczna pauza przy realizacji infrastruktury towarzyszącej Nord Stream 2 w Niemczech.