Jakóbik: Międzymorze musi być dobrym biznesem

31 sierpnia 2015, 09:45 Energetyka

KOMENTARZ

Korytarz Północ-Południe w Europie

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Wojna na Ukrainie pokazała ograniczenia ale i nowe możliwości rozwoju współpracy Polski z krajami Europy Środkowej i Wschodniej. Koncepcja Międzymorza może być realizowana w nowatorskiej formie, pod warunkiem, że będzie się opłacała potencjalnym uczestnikom tej starej-nowej formy współpracy przypomnianej przez Prezydenta RP.

Kiedy oficerowie piłsudczykowskiej Dwójki jak Włodzimierz Bączkowski tworzyli zręby koncepcji Międzymorza, wbrew opiniom krytyków tego pomysłu, traktowali ją czysto użytkowo. Idea współpracy narodów ciemiężonych przez imperium rosyjskie miała prowadzić do tworzenia presji na dezintegrację Rosji „po liniach narodowościowych” w obliczu korzystnych tendencji, które pojawiły się w czasie I Wojny Światowej. Carat upadł, a bolszewicy zgodzili się na traktat ryski uwalniający szereg państw spod jego panowania. Ideologia komunistyczna była w pewien sposób reakcyjna, bo blokowała rozwój dalszych seperatyzmów narodowościowych, była inkluzywna i nie faworyzowała żadnej nacji. W ten sposób trzymała narody, które pozostały w Rosji sowieckiej, w jedności. W ten sposób koncepcja Międzymorza wyczerpała się, co pokazały narastające konflikty narodowościowe między Rzeczpospolitą a sąsiadami, na czele z zajęciem Wilna i Zaolzia. Trwały także konflikty wewnątrz Polski – Polaków z Ukraińcami i Żydami. Ten pierwszy zakończył się ludobójstwem w Wołyniu. To właśnie na różnicach między tymi nacjami grali Rosjanie przygotowując się do rozbioru Rzeczpospolitej w ramach paktu Ribbentrop-Mołotow. Obiecali przecież uwolnienie „zachodniej Ukrainy” spod buta polskiego pana. Międzymorze poległo razem z federacyjną koncepcją państwa polskiego promowaną przez Piłsudczyków, gdy okazało się, że Polacy i inne nacje regionu nie są w stanie przezwyciężyć europejskiego trendu wzrostu nacjonalizmu – z naczelnym przykładem Niemiec, gdzie wybory demokratyczne wygrał Adolf Hitler.

Obecna rzeczywistość jest zgoła inna. Kraje regionu Europy Środkowo-Wschodniej łączą aspiracje rozwoju gospodarczego w duchu integracji europejskiej. Duża część w nich jest już w Unii Europejskiej, pozostałe aspirują do dalszej integracji z nią: Ukraina, Mołdawia i pozostałe państwa Partnerstwa Wschodniego. Blokadą rozwoju integracji jest kryzys gospodarczy. Państwa unijne nie chcą się dzielić pieniędzmi, tym bardziej pomagać sąsiadom spoza Wspólnoty. Kierownikiem wsparcia pozostaje jednak Bruksela, która z trudem godzi sprzeczne interesy krajów unijnych czego symbolem jest polityka sankcji wobec firm z Federacji Rosyjskiej. Konsensus panuje tylko do stopnia, który nie uderza w korzyści ze współpracy krajów Europy Środkowo-Wschodniej z Rosją. To dlatego nie ma nadal sankcji wobec Gazpromu, choć na przykład Waszyngton wprowadził już takie wobec jego projektu na Sachalinie, który miał rozwijać z Shellem. W przeciwieństwie do poprzednich okazji, w tej sprawie Komisja Europejska nie utrzymała polityki symetrii w stosunku do USA. To europejskie non possumus, które zostało przeoczone przez obserwatorów. To właśnie uwikłanie europejskiego biznesu w relacje z Rosją, szczególnie widoczne na przykładzie niemieckim, czego symbolem jest Nord Stream uderzający w całą Europę Środkową i Wschodnią, jest blokadą dla pogłębionej integracji krajów umownego Międzymorza.

Jednakże dzisiaj ta koncepcja może znaleźć nowy pas transmisyjny i dziedziny współpracy. Nie należy Międzymorza absolutyzować, bo wtedy na pewno nie ma szans. Kraje regionu mogą współpracować w ramach Unii Europejskiej w ramach wdrażania wysokich standardów w sektorze energetycznym jak udział Komisji w negocjacjach gazowych z Rosją, czego domagają się razem. Największym sukcesem Grupy Wyszehradzkiej, a więc niezbywalnego elementu ewentualnego Międzymorza, jest właśnie budowa Korytarza gazowego Północ-Południe pod auspicjami Unii Europejskiej, który jest wymierzony bezpośrednio w ustalony przez Rosję równoleżnikowy porządek gazociągów w Europie. Tworzy południkową sieć połączeń gazowych pozwalających na dalsze łączenie naszych rynków gazu ze stratą dla monopolu jakim był kiedyś Gazprom. To minimum współpracy, które zostało już osiągnięte, więc nie można mówić o tym, że Międzymorze jest niemożliwe. Kraje mogą ponadto wspólnie racjonalizować ambitną politykę klimatyczną forsowaną przez najbardziej rozwinięte kraje Unii. Te drugie oczywiście będą grały na rozbicie solidarności w tym zakresie ale to już kwestia drugorzędna, do opracowania. Jednakże naturalną konsekwencją udanej współpracy przy projektach jak Korytarz Północ-Południe jest tworzenie nowych: na rzecz alternatywnych źródeł dostaw węglowodorów, lepszej logistyki pomiędzy krajami. Warunkiem jest pozyskanie wsparcia – a więc i pieniędzy – Brukseli. W ten sposób Międzymorze mogłoby używać Wspólnoty do realizacji wspólnych celów i w rzeczywistości wzmacniać integrację europejską wbrew negatywnym trendom w Europie Zachodniej.

W wymiarze pozaunijnym kraje potencjalnego Międzymorza mogą dalej wspierać integrację energetyczną (i nie tylko) z krajami Wspólnoty Energetycznej: Ukrainą, Mołdawią, Albanią, Serbią i Czarnogórą. Kto opowiada bajki o tym, że współpraca Unii Energetycznej z tymi krajami jest niemożliwa, zapomniał o tym, że akurat teraz Wspólnota Energetyczna będąca zagranicznym wymiarem integracji kontynentu w tym sektorze, kończy już 10 lat. To pas transmisyjny unijnych standardów na wspomniane państwa, a wiec tworzenia nowych rynków zbytu dla firm europejskich. Wojna na Ukrainie pokazuje, że tę współpracę należy intensyfikować. Wikłanie europejskiego biznesu w relacje z Rosją nie zapobiegło konfliktowi, a zatem być może warto wzmocnić współpracę gospodarczą biznesmenów krajów zagrożonych przez Rosję. To poprzez Komisję Europejską i Wspólnotę Energetyczną Międzymorze ma możliwość rozwijać współpracę z korzyścią dla uczestników tego umownego sojuszu.

Warunkiem efektywnej współpracy w tym zakresie jest opłacalność biznesowa. Kraje Europy Środkowej i Wschodniej musza na Międzymorzu zarabiać. W tym zakresie elity europejskie nie różnią się bardzo względem ukraińskich. Są lojalne wobec pieniędzy, nie idei. Poznane przeze mnie salony odeskie pójdą za Brukselą, jeśli będą mogły na tym zarobić, ale uczynią zwrot ku Moskwie, jeśli ta przedstawi lepszą ofertę. Podobnie funkcjonuje biznes europejski, co widać na przykładzie sankcji. Nie popiera ich, lobbuje za szybkim zniesieniem i tylko nacisk polityczny Brukseli możliwy dzięki agresji rosyjskiej nad Dnieprem utrzymuje obostrzenia w mocy. Jeżeli Międzymorze zapewni firmom europejskim zarobek, zyska ich poparcie. Dlatego nie należy zbytnio przywiązywać się do nazwy modelu. Jest ona o tyle ważna, że elity intelektualne w regionie kojarzą ją i, nawet na Ukrainie, odnoszą się z coraz większą sympatią. Międzymorze jako pas transmisyjny ekspansji biznesu zachodniego na Wschód to konkret.

Posłużę się najlepiej mi znanym przykładem – ukraińskim. Sektor energetyczny i infrastrukturalny nad Dnieprem wymaga inwestycji oraz wdrożenia zachodnich standardów. Przyniosą one długoterminowe korzyści ukraińskim firmom. Pozwolą także na złamanie monopolu oligarchów. W sektorze gazowym jest to już widoczne. Ukraina kupuje mniej gazu od Rosji. Zyskują firmy europejskie, mając nowy rynek zbytu. To potencjalny zysk także dla polskich firm, pragnących sprzedawać więcej surowca. Dobrym przykładem jest na przykład brak tanich linii lotniczych w Odessie, które nie należą do Igora Kołomojskiego. Z tego względu koszt lotu do znakomitego kurortu, jakim jest to miasto, jest wysoki w porównaniu do analogicznych w Europie. Tracą europejscy turyści i odescy kupcy. Europejskie standardy i firmy mogą ten stan rzeczy zmienić, dając efekt win-win. Rozprzestrzenianie się europejskiego wpływu w Europie, ze względu na różnicę jakościową, będzie tym samym wypierać oligarchów, którzy nierzadko są posądzani o uleganie wpływom rosyjskim. Ten mechanizm może zadziałać w innych krajach Partnerstwa Wschodniego. Kraje pragnące integracji europejskiej będą zmniejszać zależność od Rosji a biznes po obu stronach europejskiego limesu będzie liczył zyski. To język, który zrozumieją elity wschodnie, tak krytycznie oceniane przez Zachód, i zachodnie, tak podobne w sposobie działania do tych wschodnich. W dobie kryzysu gospodarczego do Europejczyków nie przemawiają idee, ale pieniądze. Międzymorze może nimi przemawiać.

Prezydent RP Andrzej Duda powinien więc oprócz przemówień o przyjaźni polsko-ukraińskiej formułować także zespoły robocze z udziałem przedstawicieli polskiego biznesu, które spotykałyby się z odpowiednikami na Ukrainie. To oni powinni rozmawiać o perspektywach wtłaczania gazu nad Dniepr, czy też sprzedaży LNG ze Świnoujścia. Należy zabiegać o aktywną współpracę z ministerstwami gospodarki i spraw zagranicznych w tym zakresie. Patronat polityczny jest także gwarancją, że interesy polskich biznesmenów z ukraińskimi (i innymi) nie uderzą w żywotne interesy RP, jak byłoby to w przypadku masowego importu węgla lub energii elektrycznej znad Dniepru. Polska może animować omawianą współpracę. W ten sposób idea Międzymorza mogłaby po raz kolejny połączyć interesy polskie, bałtyckie, ukraińskie i inne.