Jakóbik: Rynek poradzi sobie bez porozumienia naftowego, ale petrostates niekoniecznie (ANALIZA)

6 kwietnia 2020, 08:46 Energetyka

Porozumienie naftowe czeka z powrotem na spotkanie krajów OPEC+ z możliwym udziałem USA. Jednak nawet cięcia w wysokości 10 mln baryłek dziennie mogą nie wystarczyć. Mimo to wydobycie ropy będzie spadać przez pandemię koronawirusa niezależnie od losu układu. Producenci niezależni sobie poradzą jak w przeszłości, petrostates muszą wybierać między stabilnością a reformami – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Spotkanie Trump - Putin w Helsinkach. Fot. Kremlin. ru
Spotkanie Trump - Putin w Helsinkach. Fot. Kremlin. ru

Porozumienie naftowe na razie nie wraca

Pisałem w zeszłym tygodniu, że koronawirus zabił porozumienie naftowe, bo ograniczył jego wpływ na rynek ropy. Działa ono na podaż, czyli poziom wydobycia ropy na świecie. Tymczasem najważniejszym czynnikiem obniżającym cenę ropy w nadchodzących miesiącach może być spadek popytu wywołany ograniczeniami działalności człowieka związanymi z pandemią koronawirusa. Cena ropy znajduje się więc pod presją rosnącej podaży ze względu na brak porozumienia naftowego oraz spadającego popytu przez koronawirusa. To z tego powodu przełożenie spotkania OPEC+ z 6 na 9 kwietnia przyniosło spadek wartości baryłki przez weekend o około dolara.

Opóźnienie spotkania, na którym miało dojść do wprowadzenia nowych cięć wydobycia w grupie producentów ropy z kartelu OPEC i dwunastu spoza niego, w tym Rosji. Rozważany był udział producentów z grupy G20, na czele z USA. Jednak spory między Arabią Saudyjską, największym producentem OPEC, i Rosją, największym spoza kartelu w grupie OPEC+, doprowadziły do przełożenia spotkania na czwartek, 9 kwietnia.

Rosyjski prezydent Władimir Putin oskarżył Rijad o spowodowanie kryzysu cen ropy. Saudyjczycy przypomnieli, że to rosyjski minister energetyki pierwszy ogłosił porażkę porozumienia naftowego i możliwość wydobycia ropy bez ograniczeń. Porozumienie ograniczało wydobycie o 1,7 mln baryłek dziennie, a Arabia Saudyjska dołożyła do tego dobrowolne cięcia o 400 tysięcy. Prezydent USA Donald Trump zasugerował, że nowe cięcia mogłyby sięgać 10 mln baryłek dziennie. Potwierdził to Władimir Putin Międzynarodowa Agencja Energii ostrzega, że nawet po takich cięciach pandemia koronawirusa może doprowadzić do nadpodaży o 15 mln baryłek dziennie. Wciąż nie wiadomo, czy największy producent spoza OPEC+, czyli USA, weźmie udział w spotkaniu 9 kwietnia.

Ropa Brent kosztowała w poniedziałek, 6 kwietnia, o godz. 6.00 czasu polskiego 33,26 doilarów za baryłkę i zanotowała spadek wartości o ponad dolara. WTI kosztowała 27,21 dolarów, a spadek jej wartości wyniósł także ponad dolara.

USA to nie petrostate

Sytuacja na rynku sugeruje, że cięcia wydobycia odbędą się bez względu na dalszy los porozumienia naftowego. Wydobycie ropy w Arabii Saudyjskiej kosztuje 10 dolarów. Saudi Aramco chwaili się, że jest w stanie zejść jeszcze niżej. To może być jedna z przyczyn, dlaczego Saudyjczycy zdecydowali się na wojnę cenową po tym, jak nie doszli do porozumienia z Rosjanami. Ci wydobywają ropę za 19,2 dolary za baryłkę. Średnie koszty wydobycia ropy w USA wynoszą 23,4 dolary za baryłkę. Warto przypomnieć, że Saudyjczycy byli inicjatorami wojny cenowej w 2014 roku, kiedy ministrem ds. ropy był Ali al-Naimi odwołany później przez obecnego przywódcę kraju, księcia Mohameda bin Salmana.


Jednakże cena, w której sprzedaż za granicą staje się opłacalna po dodaniu kosztów transportu i ceł jest wyższa i wynosi w przypadku Arabii Saudyjskiej 54,2 dolary, Rosji – 19,2 dolary i USA – 30-50 dolarów w zależności od złoża. Petrostates uzależniające budżet od sprzedaży ropy mają dodatkowo wpływ baryłki na plany budżetowe. I tak, budżet saudyjski jest do zrealizowania przy cenie 86,5 dolarów za baryłkę, a rosyjski – 42,2 dolarów. Oznacza to, że budżety uzależnione od sprzedaży ropy zmniejszają elastyczność wydobycia w Arabii i Rosji. Amerykanie nie mają tego problemu, bo sprzedaż ropy nie jest istotna dla ich budżetu. Kryzys cen ropy może spowodować serię bankructw na rynku amerykańskim, ale to nie problem dla podatników (nie licząc tych, którzy zarabiają na wydobyciu) i stabilności politycznej. Jedynie dyskusyjny wpływ producentów łupkowych na prezydenta Donalda Trumpa może sprowokować USA do ochrony ich interesów.

W tym świetle należy postrzegać pierwsze bankructwo na rynku ropy łupkowej, które może wpisać się w szerszy trend konsolidacji możliwy poza petrostates, których rynki ropy są zdane na politykę państwa. Chodzi o Whiting Petroleum, która złożyła wniosek o bankructwo na początku kwietnia. Prawdopodobnie zostanie zakupiona przez większego gracza z większym zapasem kapitału i oszczędnościami, analogicznie do poprzedniego kryzysu cen ropy na przełomie 2014 i 2015 roku. Przetrwają najsilniejsi gracze pożerający słabszych, a konieczność racjonalizacji pracy wesprze innowacyjność, podobnie jak poprzedni kryzys. Szereg działań na rzecz efektywności wydobycia spowodował, że granica opłacalności takiej działalności w norweskim Equinorze spadła w niektórych częściach złóż z 100 dolarów w 2014 roku do 27 obecnie. Również producenci łupkowi ścigają się w informacjach o nowych, niższych granicach i pojawiają się pierwsze sygnały o poziomie poniżej 10 dolarów.

Jednakże zanim dojdzie do nowej stabilizacji po obecnym kryzysie, prawdopodobnie nastąpi ograniczenie wydobycia ropy i to niezależnie od losu porozumienia naftowego. Międzynarodowa Agencja Energii zaapelowała do krajów G20 o interwencję na rzecz stabilizacji rynku ropy. Nawet jeśli Amerykanie i inni producenci łupkowi z tej grupy nie przyłączą się do układu OPEC+, prawdopodobnie zmniejszą wydobycie z najbardziej nierentownych złóż. Petrostates, czyli Arabia Saudyjska i Rosja mogą wybrać własne cięcia lub palenie rezerw po to, aby utrzymać przywileje socjalne finansowane z petrodolarów. Mogą wybrać zużywanie rezerw przez wzgląd na stabilność polityczną (Rosja) albo kontynuować reformy uniezależniające od ropy (Arabia Saudyjska) i kontynuować wojnę cenową o udziały rynkowe. Ich polityka może zależeć także od czynników zewnętrznych w postaci polityki USA, które według Financial Times mogą rozważać wprowadzenie sankcji za brak działań na rzecz stabilizacji rynku w postaci zatrzymania pomocy wojskowej dla Arabii lub nowych obostrzeń wobec firm rosyjskich. USA mają także rozważać nałożenie ceł na ropę z tych krajów w celu poprawy rentowności surowca krajowego. Na razie nie ma potwierdzenia tych spekulacji.

Stabilizacja przez porozumienie naftowe albo prawa rynku

Porozumienie naftowe może nie wystarczyć do stabilizacji rynku ropy, ale to nie znaczy, że ona nie nastąpi. Jeżeli potęgi naftowe nie zdecydują się na nowe cięcia w sposób skoordynowany, dojdzie do nich przez presję niskiej ceny ropy, która zmusi producentów do ograniczenia wydobycia. Długoterminowo rozwój technologiczny warunkuje stałą obniżkę granicy opłacalności, która faworyzuje kraje niezależne od petrodolarów, których przemysł wydobywczy jest elastyczny. Takim państwem są USA, chce nim się stać Arabia Saudyjska stawiająca na reformy. Jednak nie będą one możliwe bez kapitału, głównie ze sprzedaży akcji Saudi Aramco, który kurczy się przez taniejącą ropę. Rosjanie obawiają się nadal reform, które zagroziłyby stabilności politycznej. Putin pragnący przedłużyć bytowanie na Kremlu ma trudny orzech do zgryzienia, bo z jednej strony będzie pilnował wydatków socjalnych, a z drugiej musi uwzględnić interes Rosnieftu Igora Sieczina odpowiadającego prawie za połowę wydobycia ropy w Rosji i prącego do wojny cenowej.