Jakóbik: Suma wszystkich strachów Putina

15 listopada 2021, 07:35 Bezpieczeństwo

Aleksander Łukaszenka zagroził Polsce przerwą dostaw gazu przez Gazociąg Jamalski w odwecie za sankcje związane z kryzysem granicznym. Taki ruch zależałby jednak od Władimira Putina, który zdaje się straszyć Zachód kolejnymi kryzysami, by wymóc na niej korzystne rozstrzygnięcia na czele z uruchomieniem spornego Nord Stream 2, ale być może także zatrzymanie kursu krajów posowieckich na Zachód – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Prezydent Rosji Władimir Putin fot. kremlin.ru
Prezydent Rosji Władimir Putin fot. kremlin.ru

Groźby Łukaszenki są gołosłowne

Prezydent Białorusi współodpowiedzialnej za kryzys graniczny w Polsce, Litwie oraz Łotwie zareagował na możliwość wprowadzenia nowych sankcji wobec jego kraju z tego tytułu groźbą, że mógłby zatrzymać dostawy gazu przez Gazociąg Jamalski ciągnący się przez terytorium białoruskie. Groźby Łukaszenki są gołosłowne. Po pierwsze, poziom dostaw gazu przez Białoruś zależy od dostawcy, czyli rosyjskiego Gazpromu, oraz operatora tego odcinka Jamału, czyli… Gazprom Belarus Transgaz. Rosjanie przejęli gazociągi przesyłowe Białorusi w 2011 roku w zamian za kolejny rabat na dostawy gazu oraz umorzenie długów Mińska. Prezydent Władimir Putin zareagował na groźbę Łukaszenki tezą, że Mińsk może przerwać dostawy do Europy. – Teoretycznie, Łukaszenko jako prezydent kraju tranzytowego, może zapewne wydać polecenie przerwania naszych dostaw do Europy, chociaż byłoby to naruszeniem naszego kontraktu tranzytowego i mam nadzieję, że nie dojdzie do tego – powiedział Putin w telewizji Rossija. Należy traktować tę zapowiedź jako kolejną groźbę, próbę dalszego przerzucania odpowiedzialności za kryzys graniczny oraz ewentualny kryzys gazowy poza Rosję, a być może i kolejny element presji mający przekonać Europę do spornego gazociągu Nord Stream 2. Do tej pory Rosjanie przekonywali bezskutecznie, że tylko certyfikacja i uruchomienie dostaw tym szlakiem obniżą ceny gazu w obliczu kryzysu energetycznego. Jednakże Unia Europejska i USA podobnie jak za kryzys graniczny, oskarżają Rosję także o współodpowiedzialność za rekordowy wzrost cen gazu. Być może zagrożenie przerwą dostaw gazu przez Białoruś ma wzmocnić pozycję Rosji w rozmowach na ten temat.

W rzeczywistości już teraz istnieją szlaki do Europy alternatywne względem Gazociągu Jamalskiego. Jego przepustowość w Polsce to 31 mld m sześc. rocznie i została zakontraktowana w całości na rok gazowy 2021/2022. Przepustowość wejścia z Ukrainy liczy około 5 mld m sześc. rocznie i również została zakontraktowana w pełni na rok gazowy 2021/2022. Polska sprowadza z ich użyciem około 10 mld m sześc. gazu z Rosji rocznie, a pozostała moc służy innym odbiorcom w Europie. To jednak małe wolumenu w porównaniu z przepustowością punktu Wielkie Kapuszany na granicy Ukrainy i Słowacji o przepustowości 71,2 mld m sześc. służące dostawom z Rosji do Europy w istotnie większym stopniu. Przerwa dostaw gazu przez Gazociąg Jamalski nie zagraża bezpieczeństwu energetycznemu Polski ani Unii Europejskiej. Dopiero taka przerwa połączona z problemami dostaw przez Ukrainę mogłaby stanowić problem, szczególnie w obliczu widma rozpoczęcia poboru gazu z magazynów europejskich. Dopiero teraz towarzyszy mu uzupełnianie gazu przez Rosjan, na przykład w magazynie VNG o nazwie Katharina zasilającym Niemcy wschodnie wraz z Berlinem. W tym kontekście prawdziwym zagrożeniem byłaby przerwa lub ograniczenie dostaw gazu przez Ukrainę wywołane w zależności od skali: usterką jak pożar w instalacji Urengoj na Jamale z lata 2021, innymi problemami technicznymi jak zawodniony gaz w 2017 roku, atakami hybrydowymi na Ukrainę, próbą przewrotu politycznego w Kijowie z użyciem problemów z dostawami, atakiem konwencjonalnym Rosji na ten kraj. Należy przypomnieć, że zdaniem Departamentu Stanu USA kryzys graniczny jest używany przez Rosjan do odwrócenia uwagi od gromadzenia wojsk na granicy Ukrainy. Jeżeli Rosjanie faktycznie szykują nową agresję nad Dnieprem, groźby zakręcenia kurka Gazociągu Jamalskiego należałoby postrzegać już nie tylko w kontekście prób wymuszenia Nord Stream 2, ale także kolejnego elementu odwracającego uwagę od działań na Ukrainie. Należy podkreślić, że nie warto straszyć za Putinem. Wahania dostaw gazu przez Jamał do Polski i Niemiec odnotowane w listopadzie nie wynikały z jakichkolwiek problemów z realizacją zakontraktowanych dostaw. Nawet zatrzymanie dostaw gazu z Rosji przez Ukrainę oraz Białoruś byłoby możliwe do przetrwania wielkim kosztem. Jednakże takie ruchy podważyłyby wiarygodność Kremla, bo nie udałoby się przerzucić całej odpowiedzialności na kraje przesyłowe. Głodne kawałki o kryzysie gazowym w Polsce służą interesom Kremla gromadzącego siły na wschodniej granicy Ukrainy.

Suma wszystkich strachów

Może być jeszcze inaczej, na co wskazują uwagę analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich i Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Rosja może używać wymienionych wyżej kryzysów jako sumy wszystkich strachów Europy mającej wymusić poprawę jej pozycji przetargowej. Kryzys graniczny mógłby potencjalnie doprowadzić do interwencji rosyjskiej ustalonej z Zachodem pozwalającej na zwiększenie wpływu na Białorusi, na przykład poprzez rozmieszczenie rosyjskich sił zbrojnych na granicy z Polską. Zwiększenie wpływu w Mińsku mogłoby także umożliwić zagwarantowanie, że ten nie będzie już romansował z ideą dywersyfikacji dostaw gazu i ropy z Zachodu, jak przed krwawą rozprawą z opozycją po sfałszowanych wyborach w 2019 roku. Kryzys graniczny i energetyczny mogłyby także doprowadzić do uruchomienia Nord Stream 2 i zatrzymania kursu Ukrainy i innych krajów posowieckich na Zachód. Przykładem może być zmuszenie Mołdawii do podpisania nowego kontraktu gazowego z Gazpromem z dwoma dodatkowymi protokołami hamującymi reformę sektora gazu w zgodzie z przepisami Unii Europejskiej. Można sobie wyobrazić podobny hamulec na Ukrainie w razie, gdyby kryzys gazowy lub militarny doprowadził do przewrotu politycznego w Kijowie. Z tego względu należy zareagować sankcjami ograniczającymi możliwość destabilizacji sytuacji przez Moskwę: zamrożenie projektu Nord Stream 2, sankcje podnoszące koszty ekonomiczne eskalacji na Białorusi oraz Ukrainie, brak zgody na układy z Moskwą przed wiarygodną deeskalacją. Uleganie presji Rosji przed nią grozi efektem przeciwnym, czyli dalszą eskalacją. Nieprzypadkowo – jeśli wierzyć rewelacjom Suddeutsche Zeitung – USA apelowały do Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii o zagrożenie Rosji sankcjami wobec Nord Stream 2, Gazpromu i Rosnieftu w razie nowej agresji na Ukrainie.