„Ludzie nie chcą energetyki wiatrowej” – bardzo często można spotkać się z taką opinią. Branża wiatrowa powinna mieć tego świadomość od dawna. Już w roku 2013 w Ambiens skupiliśmy się na kwestii akceptacji społecznej w energetyce wiatrowej. Na bazie badań ankietowych powstał Raport: Konflikty Społeczne w energetyce wiatrowej ilustrujący jak bardzo sytuacja jest trudna. Blisko 90% respondentów wskazała, że podczas rozwoju projektu napotkała potrzebę rozwiązywania konfliktów. Jedynie 10% realizowanych farm wiatrowych nie budziło oporu lokalnych społeczności i były to raczej projekty małe (połowa z nich to kategoria 1-3 wiatraki) – pisze Michał Kaczerowski, Prezes Zarządu Ambiens Sp. z o.o.
Doskonale emocje te czują politycy, używając argumentu, że nie można budować wiatraków na siłę. W taki sposób ogrywane są m.in. stowarzyszenia branżowe mające w celach statutowych zwiększanie politycznej i społecznej świadomości w zakresie energetyki wiatrowej, które w zakresie, tak potrzebnej, edukacji i informacji nie robią nic lub działają bardzo nieskutecznie. Moim zdaniem fundamentalną praprzyczyną Ustawy odległościowej i szerokiej niechęci do wiatru jest problem robienia polityki przy okazji protestów społecznych. Niejednokrotnie mechanizm ten bazował na populistycznych hasłach, nierzetelnych danych oraz prostych emocjach. To standardowe, powielane schematy. Protestujący sąsiedzi, pełni uzasadnionych obaw wynikających z niewiedzy mogą być łatwym do zmanipulowania wyborcą. To wielka pokusa, której niestety ulegała część polityków ubiegających się o mandat poselski. Spotykałem się z tym kilkukrotnie w swojej karierze.
Jak do tego dodamy nieuzasadnione antagonizowanie energetyki odnawialnej z tą konwencjonalną opartą na paliwach kopalnych mamy istną mieszankę wybuchową i receptę na problemy zarówno reprezentantów mniejszościowych technologii ale w dłuższej perspektywie również operatorów krajowego systemu elektroenergetycznego. No bo co ma górnik do wiatraka ? Nic. Nic, ponieważ popyt na energię elektryczną jest w trendzie wzrostowym od 1992r. (Ostatnie 3 lata to ujemny bilans – krajowa produkcja nie nadąża za konsumpcją), wydobycie węgla kamiennego maleje od 1997r a nowe odkrywki napotykają opór społeczny i trudności administracyjne na płaszczyźnie środowiskowej. Energetyka wiatrowa nie jest konkurencją a ratunkiem dla górnictwa, który jeszcze wiele lat będzie podstawą krajowego miksu. Ewentualnym rywalem dla węgla i energetyki konwencjonalnej opartej na paliwach kopalnych może być atom. Choć biorąc pod uwagę proces decyzyjny i czas budowy elektrowni jądrowej wydaje mi się, że górnicy pragnący pozostać w zawodzie mogą być jeszcze długo spokojni o zatrudnienie. Także agresja rządowa wobec OZE z energetyką wiatrową na czele nie ma uzasadnienia ekonomicznego, politycznego i technicznego (PSE i URE wydają się to potwierdzać).
Fundamentalną kwestią, która może wesprzeć zrównoważony rozwój elektroenergetyki (zarówno wytwarzania jak i przesyłu i dystrybucji) jest świadomość społeczna. To obszar, który może paradoksalnie pomóc rządzącym w dobie niedoborów mocy, widma letnich blackoutów czy kar i wysokich kosztów niezrealizowania unijnych celów udziału źródeł odnawialnych w krajowym miksie w latach przyszłych.
Ustawa odległościowa określająca abstrakcyjne, niemożliwe do zrealizowania warunki lokalizacyjne nowych wiatraków, inspirowana w mojej ocenie m.in. niechęcią społeczną, dolała oliwy do protestacyjnego ognia. Oponenci budowy czegokolwiek w swojej okolicy (efekt NIMBY) poczuli wiatr w żaglach, skoro antywiatrakowcom się udało to czemu nie powalczyć z innymi technologiami. Dzisiaj nie można spokojnie wybudować nie tylko nowych wiatraków ale i np. biogazowni ze względu na obawy przed uciążliwościami wynikającymi z transportu surowca czy rozpowszechnianymi historiami o odorach. Nie łatwiej mają inwestorzy biomasowi, przykładem mogą być trudności TergoPower z uzyskaniem decyzji środowiskowej dla projektu bioelektrowni na lubelszczyźnie. Jeszcze większe negatywne emocje budzą kopalnie odkrywkowe węgla brunatnego, ostatnio Ościsłowo (odmowa uzgodnienia RDOŚ Poznań oraz liczne protesty społeczne). Opór lokalnych społeczności i środowisk ekologicznych wzbudza nie tylko sektor wytwarzania ale i również inwestycje przesyłowe. Chyba najbardziej spektakularne, zakończone fiaskiem, były ostatnie konsultacje linii 400kV Kozienice-Ołtarzew wyprowadzającej moc z nowobudowanego 11 Bloku 1070MW z Kozienic. Spodziewam się, że w obliczu powyższych wydarzeń i tendencji światowych podobne trudności może napotkać ewentualna, dyskutowana elektrownia jądrowa.
Wydaje się, że zagadnienie akceptacji społecznej w energetyce, nie tylko wiatrowej, nigdy nie było tematem tak żywym i gorącym. Mamy duży problem, a jego rozwiązania doszukiwać się należy w genezie zjawiska. Jednym z winowajców jest chaos informacyjny, brak edukacji oraz dostępu do rzetelnych danych na temat faktycznych oddziaływań danych inwestycji. Lokalne społeczności zasługują na informacje w niespecjalistycznym języku oraz szacunek i decyzyjność w oparciu o merytoryczny dialog. Inwestorzy z kolei, jak to trafnie ostatnio zauważył Kolega przy branżowym rachunku sumienia, muszą nauczyć się nowego empatycznego podejścia do współpracy ze sąsiadami inwestycji i administracją. Wszystkie te grupy są partnerami w realizowanym projekcie i znajdowanie wspólnego mianownika leży w ich interesie.
Nie zmieni się zupełnie nic w branży wiatrowej, OZE i energetyce dopóki świadomym, szanowanym partnerem nie zostanie społeczeństwo, wyborca. To właśnie elektorat jest najsilniejszym katalizatorem i inicjatorem zmian, również tych energetycznych. Widać to doskonale dzisiaj na świecie np. na dojrzalszych wiatrowych rynkach. Ludzie z natury są ciekawi, zainteresuje ich co wpływa na rachunek za energię elektryczną, jak poszczególne technologie oddziaływują na gospodarkę czy środowisko. Globalne ocieplenie, problematyka smogu czy wpływ zanieczyszczeń na nasze zdrowie zaczynają powoli na szczęście mieć znaczenie.
Fundamentalne pozostaje pytanie kto powinien odpowiedzialnie zatroszczyć się o edukację, komunikację i wizerunek wiatru. Wielka praca u podstaw spoczywa na wszystkich uczestnikach rynku, ale przede wszystkim na stowarzyszeniach branżowych, które to powinny być głównym partnerem i inicjatorem toczącej się debaty i kampanii. Z niepokojem stwierdzam jednak, że na tą chwilę nie dostrzegam podmiotów mających motywację i pomysł na wsparcie OZE, szczególnie wiatru na lądzie. Wieloletnie zaniedbania i brak wniosków z dotychczasowych trudności branży nie dają nadziei. Jesteśmy w ciemnym tunelu, bez światełka na horyzoncie. Oby ten tunel nie okazał się ślepy bo roztrzaskamy się boleśnie.