Kędzierska: Nikt nie wie kto zgasił światło 50 milionom Latynosów

19 czerwca 2019, 12:15 Energetyka

W niedzielę o 7:07 mieszkańcy kilku krajów Ameryki Łacińskiej zostało bez prądu. Światło zgasło w niemal całej Argentynie i Urugwaju, a także w niektórych miastach Brazylii, Paragwaju i Chile. O ile wiadomo, że źródłem awarii była Argentyna, o tyle nie wiadomo w jaki sposób do niej doszło. Nie wie tego sam prezydent kraju Mauricio Macri, a blackout wydarzył się w dniu wyborów lokalnych. Nie wróży mu to dobrze przed październikowymi wyborami prezydenckimi, w których będzie ubiegał się o reelekcję, zwłaszcza, że awaria stała się już sprawą polityczną – pisze Joanna Kędzierska, redaktor BiznesAlert.pl.

Blackout. Źródło: Flickr
Blackout. Źródło: Flickr

Argentyna to nie Wenezuela

Może się wydawać, że spektakularne blackouty stają się ostatnio specjalnością krajów Ameryki Łacińskiej. Zaledwie trzy miesiące temu w ciemnościach pogrążyła się Wenezuela. Niemalże cały kraj został wówczas odcięty od energii elektrycznej na ponad tydzień, a i dziś niemal codziennie dochodzi do awarii elektryczności. Wenezuelski dyktator przekonywał wtedy, że przyczyną mógł być sabotaż. Jednak o ile w przypadku kraju znad Orinoko oskarżenia te okazały się całkowicie bezpodstawne, a do awarii doprowadziły wieloletnie zaniedbania, o czym już pisaliśmy na łamach BiznesAlert.pl, o tyle awaria, do której doszło w Argentynie wydaje się dość tajemnicza i niewykluczone, że mogła być motywowana politycznie.

Kędzierska: Wenezuela przeżywa największy blackout w historii

Czarnobyl po argentyńsku

 Początkowo argentyński rządowy Sekretariat ds. Energii poinformował, że blackout wywołała awaria systemu przesyłu energii między hydroelektrownią Yacyreta, (należy ona do Argentyny i Paragwaju i jest położona na rzece Parana, na granicy obydwu krajów) a tamą w Salto Grande, dzieloną przez Argentynę i Urugwaj. Jednak technicy z Yacyrety zaprzeczyli, że instalacja była źródłem blackoutu, a sam Mauricio Macri mimo wcześniejszych oświadczeń Gustavo Lopeteguia, czyli sekretarza ds. energii napisał na twitterze, że właściwie nieznane są jego przyczyny i rząd wyjaśni w ciągu najbliższych dwóch tygodni, jakie są powody jak to ujął „wydarzenia, które nie miało precedensu.” Brak prądu spowodował, że argentyńskie i urugwajskie miasta praktycznie zamarły, zamknięte były sklepy, nie działała komunikacja, a w niektórych miejscach nie było nawet wody. Panujący chaos informacyjny stał się pożywką dla sfrustrowanych internautów, którzy dali upust swemu niezadowoleniu publikując w mediach społecznościowych dziesiątki memów inspirowanych niezwykle popularnym serialem HBO Czarnobyl, robiąc sobie żarty m.in. z prezydenta i porównując blackout do katastrofy w ukraińskiej elektrowni jądrowej. Chociaż energię udało się przywrócić po mniej więcej 10 godzinach od jej wystąpienia, około 90 procentom użytkowników, rząd Macriego do dziś nie jest pewien, co właściwie ją wywołało.

Awaria, do której nie miało prawa dojść?

 Argentyńska administracja zaraz po awarii zapowiedziała śledztwo w jej sprawie. Lapetegui przyznał w poniedziałek w mediach, że nie wyklucza się przeprowadzenia cyberataku, chociaż jeszcze w niedziele zapewniał, że z pewnością nie doszło do niej przy udziale osób trzecich. Jednak okoliczności, w których doszło do blackoutu wywołały wiele pytań i wątpliwości. Do poniedziałku rząd ustalił, że były co najmniej cztery, a nie jedna awaria. Dwie z nich uderzyły w system elektryczny, prowadząc do wyłączenia zasilania, a pozostałe dwie początkowo uniemożliwiły przywrócenie energii. Przyczyną blackoutu miała być awaria na linii transmisyjnej, która powinna się automatycznie zamknąć, by zapobiec wyłączeniu się całego systemu. Tak się jednak nie stało. Alternatywą dla uszkodzonej linii, była inna, ale ta znajdowała się w remoncie, prowadzonym przez jedną z argentyńskich firm przesyłowych Transener. Kiedy padło zaislanie inna duża firma energetyczna Cammesa starała się  je przywrócić, zwracając się do poszczególnych central elektrycznych, by te podłączyły sieci do systemu wysokiego napięcia. Jednak pojawiły się problemy i opóźnienia w przesyle energii, która miała popłynąć do reszty kraju z prowincji Nequen i Cordoba.

Do pierwszej awarii doszło na linii Colonia-Elia/Mercedes, jednak udało się ją z sukcesem odciąć od reszty systemu, dzięki czemu nie doprowadziła do jego uszkodzenia. Jednak ta anomalia się powtórzyła i to zaledwie kilka sekund później. Doszło do dokładnie takiej samej awarii na linii Colinia Elia-Campana i tutaj nie udało się jej odciąć od reszty systemu, co poskutkowało wyłączeniem się zasilania. Przesyłu nie zdołała przejąć inna linia zapasowa do tej uszkodzonej, za którą odpowiedzialny jest Transener. Firma wyłączyła ją bowiem z użytku z powodu remontu, zastępując ją bypassem. Z powodu oszczędności remont się przeciągał. Gdyby zamiast prowizorycznego bypassu ta by funkcjonowała, awarii prawdopodobnie udałoby się uniknąć.

Potem trudności w przywracaniu zasilania miała Cammesa. Starała się wznowić elektryczność poprzez linię biegnącą z Yacirety. Jednak pojawiły się nieoczkiwane trudności, o których firma na razie nie chce mówić, a które przyczyniły się do tego, że awarię usunięto później niż się początkowo spodziewano. Problemy pojawiły się także w centrali elektrycznej Embalse i innych położonych w prowincji Cordoba.

Argentyński rząd zażądał zarówno od Cammesy jak i Transeneru, które są dwiema największymi firmami przesyłowymi wyciągnięcia szczegółowych danych, by zbadać co dokładnie stało się w ostatnią niedzielę.

Blackout polityczny

 Seria dziwnych awarii, które koniec końców wyłączyły prąd 44 milionom Argentyńczyków i 3,5 milionom Urugwajczyków wywołała wiele spekulacji i teorii spiskowych, ponieważ trudno tłumaczyć je problemami technicznymi czy brakiem utrzymania, tak jak w przypadku Wenezueli. Wielu dziennikarzy zwróciło przede wszystkim uwagę, na fakt, że do blackoutu doszło w dniu wyborów lokalnych, przez co wiele lokali wyborczych pracowało po ciemku, a niektóre rozpoczęły pracę z opóźnieniami. Społeczeństwo uczyniło głównym winowajcą prezydenta Mauricio Macriego, który i tak jest bardzo niepopularny ze względu na wprowadzone przez siebie reformy gospodarcze, będące odpowiedzią na szalejącą ponad 50-procentową inflację i postępujące zubożenie społeczeństwa. Szacuje się, że dziś około 1/3 społeczeństwa żyje w ubóstwie. Oliwy do ognia dodał fakt, że zaledwie kilka dni przed blackoutem, Macri zapowiedział w radiu, że rząd podniesie opłaty za energię elektryczną, po to, żeby jak to stwierdził „Argentyna nie skończyła tak jak Wenezuela”. Słowa te w ostatnią niedzielę wypominano Macriemu w mediach społecznościowych, podlewając je niewybrednymi komentarzami. Ponadto media wyciągnęły prezydentowi, że w firmie przesyłowej Yacylec, transportującej energię z hydroelektrowni Yacyreta udziały mają jego bracia i bratankowie.

Jeśli już iść tropem teorii spiskowych i szukać komu mogło zależeć na dyskredytacji Macriego, to pierwszą podejrzaną będzie z pewnością lewicowa populistka i była prezydent Crisitina Fernandez de Kirchner. Chociaż to ona doprowadziła Argentynę do tragicznej sytuacji gospodarczej i jest sądzona za korupcję, w związku z przyjęciem łapówek za wydanie korzystnych decyzji przetargowych jednej z firm budowlanych w trakcie swojego urzędowania,

jest niezwykle popularna. Zapowiedziała, że będzie ubiegać się o urząd wiceprezydenta, a społeczeństwo szuka w niej wybawienia od radykalnej polityki ekonomicznej prawicowego rządu Macriego. Kirchner może więc zależeć, aby pozbyć się swojego przeciwnika, po to, aby uniknąć widma aresztu w związku z zarzutami korupcyjnymi, a także ze względu na październikowe wybory prezydenckie, w których Macri chce walczyć o reelekcję. Na razie jednak taki scenariusz to tylko spekulacje, więcej dowiemy się za dwa tygodnie, bowiem w tym czasie argentyński rząd obiecał dostarczyć odpowiedzi na pytanie co wywołało jeden z największych blackoutów w Ameryce Łacińskiej.