Posłowie Kukiz’15 trochę się naczekali od jesieni na to, by ich projekt ustawy „o uchyleniu ustawy o podatku od niektórych kopalin oraz o zmianie innych ustaw” trafił na posiedzenie Sejmu. Ale na ubiegłotygodniowym posiedzeniu uzupełnienie porządku obrad o ten właśnie punkt przepadło w głosowaniu – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.
Podatek miedziowy
Podatek ten na razie zwany jest popularnie miedziowym, bo od 2012 r. płaci go jedynie nasz czołowy producent miedzi i srebra, czyli KGHM Polska Miedź, który przekazał w ten sposób do budżetu z tego tytułu w sumie dobrze ponad 10 mld zł (prognoza na ten rok mówi o 1,4 mld zł). Posłowie, którzy chcą zmian argumentują, że danina, którą obciążona jest obecnie tylko jedna spółka w Polsce negatywnie odbija się m.in. na zdolnościach inwestycyjnych i ogólnej kondycji, co przełożyło się w 2018 r. na decyzję o braku wypłaty dywidendy. Przekonują również, że zniesienie tego podatku nie będzie dla budżetu bolesne, a i tak będzie mogło być kompensowane chociażby dywidendą. Tyle tylko, że dzięki podatkowi miedziowemu uchwalonemu za czasów rządu PO-PSL jedynym zwycięzcą (a w przypadku wypłaty dywidendy podwójnym) był Skarb Państwa. A ewentualna wyższa dywidenda z zysku po zniesieniu takiego podatku trafiałaby też do innych akcjonariuszy. Posłowie przekonują też, że podatek jest naliczany według sztywnych ram – zawartości metali w koncentracie i nie uwzględnia około 4 proc. strat powstałych w procesie wytwórczym miedzi i 10 proc. srebra, lecz odnosi się do produktu finalnego, którym jest miedź elektrolityczna. I przypominają, że w wyniku zmiany ustawy w roku 2014 od przyszłego roku KGHM nie byłaby już jedynym płatnikiem słynnej daniny, bo objęte by nią były także gaz i ropa, a więc produkty Orlenu, Lotosu i PGNiG. Zważywszy na ich ogromne plany inwestycyjne kolejne wydatki, zwłaszcza w perspektywie potencjalnego spowolnienia gospodarczego, nie byłyby dobrą wiadomością dla mniejszościowych akcjonariuszy.
Sąd Najwyższy w swej opinii nie ma zastrzeżeń do projektu Kukiz’15, Biuro Analiz Sejmowych Kancelarii Sejmu potwierdza, że temat nie jest regulowany prawem Unii Europejskiej.
Czy KGHM może więc zacząć świętować? Nie wydaje mi się. Temat podatku miedziowego wraca bowiem przy okazji każdych zbliżających się wyborów. A skoro 2019 r. jest rokiem podwójnie wyborczym, to myślę, że temat wróci z podwójną siłą.
Pamiętam doskonale jak w 2015 r. ówczesna kandydatka PiS na premiera, a późniejsza premier Beata Szydło na konferencji w Lubinie zapewniała, że miedziowy podatek w całości zostanie zniesiony. Na Dolnym Śląsku takie zapowiedzi są ważne, bo KGHM jest największym pracodawcą w regionie (bezpośrednio i pośrednio łącznie zapewnia zatrudnienie nawet 100 tys. ludzi) i zaciskanie przez niego pasa jest tam zawsze odczuwalne i nie przechodzi bez echa.
Sam zarząd KGHM do tematu podchodzi bardzo rozsądnie i to bez względu na to, kto akurat jest na jego czele (a od wyborów 2015 r. wszystkich szefów miał już pięciu). Słusznie bowiem przypomina, że eksploatowane przez niego złoża rud są dobrem wspólnym. Opłata więc nie jest bezzasadna, ale jej sztywna formuła w okresie bessy już jest jednak kłopotliwa.
Ostatni raz temat podatku miedziowego wrócił przed wyborami samorządowymi. Na wspólnej konferencji premier Mateusz Morawiecki, minister finansów Teresa Czerwińska i prezes KGHM Marcin Chludziński ogłosili zmianę formuły daniny. Tyle tylko, że zmieniła się kieszeń, do której jej część wpada. Zdecydowano bowiem, że od 1 czerwca 2019 r. 5 proc. opłaty będzie trafiać do lokalnych samorządów. Dla nich wiadomość świetna, ale w przypadku Polskiej Miedzi nic się nie zmieniło.
Myślę, jednak, że sprawa podatku miedziowego niebawem do nas powróci. I choć PiS Dolny Śląsk wydaje się mieć pod mocną kontrolą, to jednak hasło „wszystkie ręce na pokład” może się okazać prorocze. A wówczas posiadanie w rękawie asa jakim jest zapowiedź zniesienia podatku od niektórych kopalin może się okazać kluczowe.
KGHM to także OZE
Warto jednak pamiętać, że KGHM to nie tylko sprawa podatku miedziowego. Polska Miedź bowiem jest największym w Polsce konsumentem energii elektrycznej i całe to zamieszanie z ustawą prądową także tego koncernu dotyczy. Roczne zapotrzebowanie spółki na energię elektryczną wynosi ok 2,8 TWh, z czego ok. 75-80% pochodzi ze źródeł zewnętrznych. Dodatkowo firma posiada własne jednostki wytwórcze, których generacja pokrywa ok. 20 – 25% zapotrzebowania KGHM na energię elektryczną. Poza tym Polska Miedź chce być coraz bardziej niezależna energetycznie i stawia na odnawialne źródła energii.
„ KGHM produkuje energię na potrzeby własne, a nie na potrzeby jej sprzedaży. W strategii KGHM Polska Miedź na lata 2019-2023, którą przedstawiliśmy w grudniu ubiegłego roku, założyliśmy że 50 proc. naszego zapotrzebowania na energię elektryczną zapewnią nam źródła własne i OZE. Będziemy nad tym pracować przez najbliższe lata. Cel chcemy osiągnąć do końca 2030 roku. Skupiamy się na bezpieczeństwie dostaw energii, efektywności oraz ekologii. Elastycznie reagujemy na zmiany zachodzące w naszej branży oraz jej otoczeniu” – poinformował nas kombinat.