Najważniejsze informacje dla biznesu

Kister: Koncepcja wspólnej platformy dla śmigłowców jest błędna

Forsowana przez MON koncepcja wspólnej platformy dla śmigłowców wojskowych może okazać się najdroższym, a nie najtańszym rozwiązaniem – twierdzi na łamach „Polski The Times” dr Łukasz Kister, ekspert do spraw bezpieczeństwa Instytutu Jagiellońskiego.

Sprawa dotyczy przetargu wartego ok. 70 mld zł, za które na wyposażeniu Sił Zbrojnych RP ma się znaleźć 70 śmigłowców. Ministerstwo stawia warunek, aby śmigłowce miały wspólną platformę, czyli wiele wspólnych podzespołów, co rzekomo ma doprowadzić do ograniczenia wydatków na obsługę maszyn.

W przekonaniu autora artykułu „Czy stać nas na wojskową rozrzutność?” MON popełnia błąd, ponieważ śmigłowce powinny być przystosowane do zadań, które będą wykonywać, co narzuca zróżnicowanie ich wyposażenia. Upierając się przy koncepcji jednej platformy, MON naraża Polskę na niepotrzebny zakup drogich maszyn, których zadania mogłyby z równie wielkim powodzeniem wykonywać tańsze, mniejsze i ubożej wyposażone śmigłowce – twierdzi ekspert.

W tym kontekście ekspert przypomina, że kilka lat temu, bezskutecznie próbowano wdrożyć ideę „narodowego programu śmigłowcowego”, w ramach którego planowano zakup ponad 150 śmigłowców dla wojska, służb MSW i pogotowia ratunkowego opartego na jednej platformie.
Wtedy jednak uświadomiono sobie, że taki wybór jest nierealny ze względu na odmienne zastosowania maszyn. Stąd zasadnym staje się pytanie, dlaczego MON nie czerpie z tych doświadczeń i chce wejść drugi raz do tej samej rzeki.

W opinii Kistera, oczekiwania MON tworzą pewną grę pozorów. Zauważa, że firma Sikorsky zaoferowała śmigłowce BlackHawk i SeaHawk. Firma utrzymuje, że oba helikoptery są tworzone na jednej platformie, jednak specjaliści wiedzą, że są to zupełnie różne helikoptery, różniące się od siebie ogromną liczbą części i wyposażeniem. Zdaniem eksperta, to Sikorsky zachowuje się racjonalnie oferując różne maszyny przeznaczone do różnych zadań, ale – jak pisze – „jednocześnie jawnie nagina wymagania przetargu”. Po czym pyta, jak wybrnąć z dylematu: łamać zasady formalne przetargu czy łamać zasady logiki MON?

Pod koniec ekspert zauważa, że chociaż realizacja procesu zakupu śmigłowców dla armii jest już opóźniona o kilka lat, to bardziej wskazanym jest wygospodarowanie czasu na urealnienie warunków przetargu, co pozwoli sensownie wydać 11 mld złotych.

Forsowana przez MON koncepcja wspólnej platformy dla śmigłowców wojskowych może okazać się najdroższym, a nie najtańszym rozwiązaniem – twierdzi na łamach „Polski The Times” dr Łukasz Kister, ekspert do spraw bezpieczeństwa Instytutu Jagiellońskiego.

Sprawa dotyczy przetargu wartego ok. 70 mld zł, za które na wyposażeniu Sił Zbrojnych RP ma się znaleźć 70 śmigłowców. Ministerstwo stawia warunek, aby śmigłowce miały wspólną platformę, czyli wiele wspólnych podzespołów, co rzekomo ma doprowadzić do ograniczenia wydatków na obsługę maszyn.

W przekonaniu autora artykułu „Czy stać nas na wojskową rozrzutność?” MON popełnia błąd, ponieważ śmigłowce powinny być przystosowane do zadań, które będą wykonywać, co narzuca zróżnicowanie ich wyposażenia. Upierając się przy koncepcji jednej platformy, MON naraża Polskę na niepotrzebny zakup drogich maszyn, których zadania mogłyby z równie wielkim powodzeniem wykonywać tańsze, mniejsze i ubożej wyposażone śmigłowce – twierdzi ekspert.

W tym kontekście ekspert przypomina, że kilka lat temu, bezskutecznie próbowano wdrożyć ideę „narodowego programu śmigłowcowego”, w ramach którego planowano zakup ponad 150 śmigłowców dla wojska, służb MSW i pogotowia ratunkowego opartego na jednej platformie.
Wtedy jednak uświadomiono sobie, że taki wybór jest nierealny ze względu na odmienne zastosowania maszyn. Stąd zasadnym staje się pytanie, dlaczego MON nie czerpie z tych doświadczeń i chce wejść drugi raz do tej samej rzeki.

W opinii Kistera, oczekiwania MON tworzą pewną grę pozorów. Zauważa, że firma Sikorsky zaoferowała śmigłowce BlackHawk i SeaHawk. Firma utrzymuje, że oba helikoptery są tworzone na jednej platformie, jednak specjaliści wiedzą, że są to zupełnie różne helikoptery, różniące się od siebie ogromną liczbą części i wyposażeniem. Zdaniem eksperta, to Sikorsky zachowuje się racjonalnie oferując różne maszyny przeznaczone do różnych zadań, ale – jak pisze – „jednocześnie jawnie nagina wymagania przetargu”. Po czym pyta, jak wybrnąć z dylematu: łamać zasady formalne przetargu czy łamać zasady logiki MON?

Pod koniec ekspert zauważa, że chociaż realizacja procesu zakupu śmigłowców dla armii jest już opóźniona o kilka lat, to bardziej wskazanym jest wygospodarowanie czasu na urealnienie warunków przetargu, co pozwoli sensownie wydać 11 mld złotych.

Najnowsze artykuły