ROZMOWA
Ekspert Instytutu Jagiellońskiego, Koordynator projektu „Dostęp do morza zobowiązuje!” – dr Łukasz Kister podsumowuje debatę „Bezpieczny Bałtyk” zorganizowaną wspólnie przez Instytut i Collegium Civitas.
Jakie są wnioski z debaty?
Łukasz Kister: Debata przyniosła zaskakującą jednomyślność wszystkich biorących w niej udział, od przedstawicieli Sił Zbrojnych, przez niezależnych ekspertów, po polityków – posłów na Sejm RP. O ile jednomyślność w kwestii tego, że Bałtyk jest kluczowym i podstawowym obszarem w którym Polska musi realizować i bronić swoich interesów militarnych i ekonomicznych, nikogo nie zdziwiła. O tyle już jednomyślność w opiniach jak odbudować naszą pozycję morską, była dla nas bardzo miłym zaskoczeniem.
Skąd taka jednomyślność?
ŁK: Jest on bardzo ważny z punktu widzenia politycznego, biorąc pod uwagę kryzys na Ukrainie. Jest także istotny z punktu widzenia ekonomicznego. Akwen podnosi się z marazmu, jest kluczową drogą gdzie kolidują interesy ekonomiczne. Polska może stać się tutaj kluczowym graczem, dzięki współpracy z krajami bałtyckimi i nordyckimi w celu kreowania polityki w naszej części kontynentu na przekór hegemonii Rosji i Niemiec.
Co musimy zrobić w tym celu?
ŁK: Polska musi zrozumieć znaczenie Bałtyku w relacjach polityczno-gospodarczo-ekonomicznych. Potem należy jak najszybciej modernizować i odbudowywać polską Marynarkę Wojenną. Tylko silna obecność naszych okrętów na Bałtyku zapewni nam możliwość utrzymania przewagi w zabezpieczaniu naszych interesów. Jak najszybsze decyzje w tym sektorze są niezbędne. Po odzyskaniu niepodległości zapomnieliśmy, że morza są światowymi autostradami handlowymi. Potrzebujemy silnej reprezentacji bandery na Bałtyku i ochrony naszej strefy ekonomicznej. To także ważne w kontekście dywersyfikacji i konwojowania transportu LNG. To także rola Marynarki. Transport musi być bezpieczny.
Dlaczego tak ważne są okręty podwodne?
ŁK: Od zawsze okręty podwodne stanowiły najskuteczniejszą siłę floty wojennej. Przemawia za tym ich specyfika, szczególne zdolności, których nie posiadają żadne okręty nawodne. Szczególna rolę posiadają one właśnie jako środki odstraszania, w tym także o charakterze strategicznym. A dziś najlepiej to widzimy, że mamy kogo odstraszać. Możliwe będzie to jednak tylko w sytuacji gdy zakupimy okręty podwodne zdolne do przenoszenia pocisków manewrujących, które pozwalają na skryte, trudne do namierzenia i precyzyjne uderzenie w kluczowe cele w głębi terytorium przeciwnika. W przypadku morza Bałtyckiego, posiadanie pocisków o zasięgu ponad 1.000 kilometrów to zdolność rażenia wielu bardzo ważnych celów strategicznych na terenie Federacji Rosyjskiej. Już sama świadomość możliwości spotkania się z taką odpowiedzią na działania niepożądane jest wystarczającym środkiem wojny psychologicznej.
Skąd wziąć takie okręty?
ŁK: Polski przemysł stoczniowy nie jest dzisiaj zdolny do samodzielnej budowy żadnego typu okrętów dla Marynarki Wojennej. Nie możemy jednak się poddać i kupować okręty za granicą, jak w sklepie z zabawkami. To my jesteśmy tutaj „rozgrywającym”, który chce wydać kilkanaście miliardów złotych. Mamy więc nie tylko prawo, ale i obowiązek wymusić rozwiązania, które będą dla nas najkorzystniejsze. Wymagania w stosunku do oferentów okrętów podwodnych nowego typu można najogólniej podzieli na dwa podstawowe obszary: militarny – zdolność do przenoszenia pocisków manewrujących, gospodarczy – produkcja i serwis w naszych stoczniach. Tylko takie podejście to szansa na odbudowę, i Marynarki Wojennej RP, i przemysłu stoczniowego.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik