Zdaniem analityka wschodnioeuropejskiego rynku gazu Michaiła Korczemkina wart 20 mld dolarów projekt gazociągu Turkish Stream może mieć zaskakujące skutki uboczne. Nowa magistrala może zwiększyć konkurencję na rynkach gazowych w Bułgarii, Rumunii, Grecji oraz w Macedonii.
Według eksperta Gazprom zaprojektował Turkish Stream, aby zmniejszyć tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę. W 2015 roku przez terytorium naszych wschodnich sąsiadów do Europy koncern przesłał 64,2 mld m3 z czego 16,7 mld m3 przez Gazociąg Transbałkański (TBP).
Gazprom planuje realizację dwóch nitek o przepustowości 15,75 mld m3 każda ale bez budowy nowych rurociągów biegnących z Turcji do Grecji oraz dalej do Europy. Turkish Stream może zastąpić jedynie ten wolumen, który obecnie jest dostarczany przez TBP. Jedna nitka o przepustowości 15,75 mld m3 skutkowałoby tym, że dostawy paliwa poprzez TBP docierały jedynie do Rumunii oraz Bułgarii pozostawiając pozostałą przepustowość na dostawy rewersowe z Turcji.
Odwrócony przepływ przez Gazociąg Transbałkański można łatwo połączyć z Gazociągiem Transanatolijskim (TANAP) co otworzyłoby bałkańskie rynki na gaz z Azerbejdżanu, Iranu, Iraku i Turkmenistanu. Zgodnie z przepisami Unii Europejskiej Gazprom będzie musiał rywalizować o dostęp do rewersu przez TBP.
Zdaniem Korczemkina jest mało prawdopodobne aby jakakolwiek europejska spółka chciała budować połączenie pomiędzy Turkish Stream i Włochami oraz Gazociągu Transadriatyckiego (TAP), który jest zwolniony z niektórych zapisów trzeciego pakietu energetycznego. – Jeżeli Gazprom zdecyduje się na Turkish Stream może stracić udziały na rynkach bałkańskich- zaznacza Korczemkin.