KOMENTARZ
Krystian Kowalewski
Redaktor BiznesAlert.pl
Spośród trzech ofert dokonany zostanie wybór nowych śmigłowców wielozadaniowych dla polskiej armii. Chodzi o należący do UTC/Sikorsky Company PZL Mielec, PZL Świdnik, będący własnością włoskiej Agusta/Westland oraz francuski Airbus. Wokół przetargu, w ramach którego wojsko polskie ma zostać dozbrojone o siedemdziesiąt maszyn wielozadaniowych nie cichną jednak kontrowersje. W ubiegłym tygodniu z komisji przetargowej swojego męża zaufania wycofały związki zawodowe.
Roman Jakim, przewodniczący Krajowej Sekcji Przemysłu Lotniczego NSZZ „Solidarność” informował w Kurierze Lubelskim, że związkowcy oczekują spotkania z premier Ewą Kopacz i ministrem Tomaszem Siemoniakiem, celem wyjaśnienia niejasności powstałych wokół przetargu. Ostrzega, że jeśli to nie nastąpi, rozpoczną się protesty. Oficjalnym powodem działania związkowców jest fakt, że, choć postępowanie trwa już od stycznia, przedstawiciel strony związkowej został przez komisję zaproszony dopiero 8 kwietnia. Od tego dnia otrzymał dwa tygodnie na zapoznanie się z obszerną dokumentacją przetargową. W opinii związkowców, to zbyt mało czasu. Niepokój związkowców budzi ponadto obecność rozmaitych lobbies, działających wokół przetargu. Sprawę bagatelizuje rzecznik MON płk. Jacek Sońta przypominając, że przetarg znajduje się pod stałą obserwacją Służby Kontrwywiadu Wojskowego i Żandarmerii Wojskowej, które na bieżąco uczestniczą w pracach komisji.
Spośród przedsiębiorstw biorących udział w przetargu tylko Airbus nie dysponuje fabryką w Polsce. Zakłada się jednak, że po ewentualnym wygraniu przetargu przez Airbus montaż śmigłowców i tak odbywałby się na miejscu. Produkcja, inaczej niż w przypadku dwóch pozostałych uczestników przetargu, odbywałaby się jednak poza naszym krajem. Zdaniem ekspertów, byłoby to rozwiązanie niekorzystne. Zakupy uzbrojenia od zakładów produkujących w Polsce, mogą bowiem, prócz oczywistego wzmocnienia siły bojowej armii, przyczynić się do rozwoju wschodnich regionów Rzeczpospolitej. Dążenie do wzmocnienia polskiego przemysłu obronnego powinno być zatem jednym z głównych czynników decydujących o wyniku przetargu. Techniczne walory oferowanych śmigłowców są bowiem bardzo zbliżone.
Dodatkowym atutem przemawiającym za PZL-Świdnik jest innowacyjność i nowoczesność śmigłowca AW149 oferowanego przez Agusta/Westland. Ma to jednak również negatywny korelat – śmigłowiec nie jest sprawdzony w boju. Krzysztof Krystowski, prezes świdnickich zakładów zwraca jednak uwagę, że kontrakt z Ministerstwem Obrony Narodowej uczyniłby z kierowanych przez niego zakładów światowe centrum produkcji tej maszyny. Przedsiębiorstwo nie ograniczy się bowiem do produkcji zamawianych przez MON 70 egzemplarzy, ale zamierza produkować śmigłowce również na eksport. To przełoży się setki nowych, stabilnych miejsc pracy.
Po stronie PZL-Mielec przemawia prawie 1,5 mln godzin wylatanych przez oferowane S70i Black Hawk oraz S70B Sea Hawk w warunkach bojowych. Sea Hawk byłby jednak w Mielcu wyłącznie montowany. Prezes zakładów Janusz Zakręcki deklaruje jednak silną kooperację z lokalnymi podwykonawcami. Podkreśla przy tym, że kontrakt z MON byłby dla spółki znacznym bodźcem marketingowym. – Jeśli kraj, w którym jest już produkowany taki dobry wyrób nie wybiera go, to ościenne kraje, w których niedługo będą podobne przetargi, będą się zastanawiać czy to jest rzeczywiście dobry wyrób – mówił w styczniu w Rzeczpospolitej.
Szacuje się ponadto, że dostawy sprzętu od francuskiego przedsiębiorcy zajmą nawet kilka lat. Polskie zakłady będą w stanie dostarczyć maszyny znacznie szybciej, a kryterium czasowe jest jednym z ocenianych przez MON. Należy zatem żywić nadzieję, że mając do dyspozycji narzędzie mogące w znacznym stopniu wpłynąć na kondycję polskiego przemysłu zbrojeniowego Ministerstwo Obrony Narodowej nie zaniecha jego użycia.