W rozmowie z portalem BiznesAlert.pl, przeprowadzonej podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy, dr Michaił Krutichin, partner w RusEnergy, mówi m.in. o obliczach Gazpromu, amerykańskich sankcjach i o tym, dlaczego koncern potrzebuje budowy Nord Stream 2 i Turkish Stream.
BiznesAlert.pl: W trakcie panelu w ramach Forum Ekonomicznego mówił Pan o trzech obliczach Gazpromu. Co miał Pan na myśli?
Dr Michaił Krutichin: Te oblicza Gazpromu zależą od tego, z jakim Gazpromem będziemy współpracować. Gazprom numer jeden to ten, który określany jest mianem politycznego oręża lub politycznym instrumentem Kremla. Jest to spółka, która odpowiada za realizację politycznych projektów, niepotrzebnych gazociągów. Swoją działalność w Europie prowadzi nie jako spółka handlowa, ale jako przedsiębiorstwo polityczne. Podkupuje polityków, finansuje kluby sportowe, prowadzi kampanię PR. Można powiedzieć, że zajmuje się tym, co ja nazywam „schroederyzacją”. Tego pojęcia nie muszę tłumaczyć.
Gazprom numer dwa to ten, który udziela kontraktów tak zwanym przyjaznym kontrahentom, bliskim przyjaciołom prezydenta Władimira Putina. Ci z kolei zarabiają bardzo duże pieniądze, nie patrząc na to, że te projekty gazociągowe nie są nikomu potrzebne.
Z kolei trzecie oblicze Gazpromu to spółka handlowa, która dobrze działa w Europie i prezentuje dużą elastyczność, jeżeli chodzi o warunki dla nowych klientów. Ponadto dokonuje rewizji starych kontraktów na korzyść swoich kontrahentów, rezygnuje z jakichkolwiek warunków politycznych i pracuje jako normalna firma. Od tego jakie Gazprom przybierze oblicze, zależy model współpracy.
A z którym Gazpromem należy rozmawiać?
Myślę, że Gazprom numer trzy może stać się poważnym partnerem, o ile stosunki z nim nie będą ubierane w kwestie polityczne.
Mówił Pan, że projekty Turkish Stream i Nord Stream 2 są motywowane polityczne. Po co Gazprom potrzebuje ich realizacji?
Po tym jak porzucony został projekt gazociągu South Stream, stało się również jasne to, że Turkish Stream nie będzie miał wystarczającej przepustowości aby dostarczyć gaz do Włoch i Grecji. We władzach rosyjskich pojawił się więc pomysł, aby zbudować Nord Stream 2. Tą trasą planowano skierować surowiec do Niemiec, a stamtąd do Austrii, skąd miałaby być poprowadzona nowa infrastruktura do Serbii i w ten sposób paliwo, przez Słowenię i pozostałe kraje, miałoby trafić do Włoch. To byłby bardzo drogi gaz, a koszty tej inwestycji ponieśliby rosyjscy podatnicy. Projekt się pojawił. Jest on oczywiście korzystny dla Niemiec, które za darmo otrzymają jeszcze jeden kanał do odbioru surowców energetycznych. Jest on również opłacalny dla Austrii, która otrzyma dodatkowy wolumen surowca do hubu w Baumgarten.
W zasadzie nie należy jeszcze mówić o tym, czy Nord Stream 2 powstanie, czy nie. Spójrzmy na to, kto jest zainteresowany jego budową. Zainteresowany jest przede wszystkim Władimir Putin, który w realizacji projektu pokłada cele polityczne. Ponadto – spółki, które chcą zwiększyć przepustowość rosyjskich rur. Są to również w pełni szanowane międzynarodowe podmioty, które biorą udział w finansowaniu podmorskiego odcinka Nord Stream 2. Jest to dla nich niezwykle korzystne, ponieważ mają podpisaną umowę. One otrzymują pieniądze za budowę rurociągu, a nie za fizyczny wolumen przesyłanego gazu, dlatego jest to opłacalne zarówno dla Niemców, jak i Austriaków.
Wszystkie strony są zainteresowane tymi projektami pod względem finansowym. Z kolei zainteresowanie nim przez przeciwników ma dwojaki charakter – albo jest motywowane politycznie, albo emocjonalnie. Jeżeli chodzi o aspekt polityczny, to postulują oni, żeby nie omijać Ukrainy. Natomiast z pobudek emocjonalnych mówią, że Gazprom jest zły. Nie jestem w stanie odpowiedzieć, kto wygra.
Czy Pana zdaniem nałożone na początku sierpnia przez Stany Zjednoczone sankcje mogą wpłynąć na budowę Nord Stream 2?
W żaden sposób nie wpłyną. W sankcjach USA wspomniano o Nord Stream 2. W przyjętej wersji dokumentu napisano, że należy podjąć działania. Nie mają one jednak charakteru obowiązku. Stwierdzono, że sankcje mogą być nałożone wyłącznie we współpracy z europejskimi partnerami. Trudno powiedzieć jaki będzie efekt.
Jeżeli mówimy o USA to przypomnijmy, że w trakcie ostatniego szczytu Trójmorza w Warszawie prezydent Stanów Zjednoczonych zapowiedział, że Ameryka jest w stanie dostarczyć Europie tyle gazu, ile potrzebuje. Jak Pana zdaniem pojawienie się amerykańskiego LNG wpłynie na europejski rynek błękitnego paliwa? Czy jest to konkurencja dla dostaw gazu od Gazpromu?
Surowiec Gazpromu jest tańszy i mamy konkretne przewagi. Tu nie chodzi tylko o cenę, ale też nie opowiadam się za paliwem z USA, ponieważ mówimy o światowym rynku. Pod względem technologicznym i kosztów wydobycia jest tańszy. Poza tym Gazprom ma nadwyżki surowca, które pozwoliłyby zaopatrzyć w niego jeszcze jedną Europę. Posiada on także odpowiednią infrastrukturę. Ponadto jest w stanie obniżyć swoje wewnętrzne wydatki, co ma związek z taniejącym rublem, który nadal będzie tracił na wartości. Co więcej, Gazprom ma poparcie ze strony rządu, który zmniejszy jego obciążenia podatkowe. Dodatkowo spółka ma ogromną marżę dla zmniejszenia swoich wydatków na korupcję. Rosyjski koncern może dostarczać surowiec taniej niż jakiekolwiek LNG na świecie. Jeżeli państwa europejskie będą miały alternatywne możliwości otrzymywania surowca, to nie będzie mowy o zależności.
Jak Pan ocenia możliwość zliberalizowania w Rosji rynku eksportu gazu przez rurociągi? Przypomnijmy, że obecnie monopolistą pod tym względem jest Gazprom.
To polityczna decyzja, którą podejmie wyłącznie prezydent. Wszystko zależy od rozkładu sił wokół Władimira Putina, jego przyjaciół, kolegów, partnerów biznesowych itd.
Czy wspomniane rozwiązanie miałoby sens?
Tak, ponieważ monopol jest zawsze złym rozwiązaniem.
Rozmawiał Piotr Stępiński