Kuczyński: Łukaszenka w narożniku

27 lutego 2017, 07:30 Bezpieczeństwo

– Wszystko wskazuje na to, że tym razem Rosja chce, by Łukaszenka stał się jej zakładnikiem już nie tylko gospodarczym, ale też politycznym. Tym razem Moskwa chce zwiększyć kontrolę nad Białorusią, a nie tylko przedłużyć status quo, jak to bywało ostatnimi laty. Presja na Mińsk będzie więc trwała. Próba zmiany reżimu jest jednak wciąż mało prawdopodobna – wiąże się z tym zbyt duże ryzyko. Nowym czynnikiem, niewygodnym dla obu stron, stały się uliczne protesty – pisze Grzegorz Kuczyński, autor BiznesAlert.pl.

Aleksander Łukaszenko. Fot.: Wikimedia Commons
Aleksander Łukaszenko. Fot.: Wikimedia Commons

Białoruś na celowniku?

20 lutego prezydencka służba prasowa poinformowała, że Alaksandr Łukaszenka rozpoczął kilkudniowy wypoczynek w Soczi. Tyle że prezydent był tam już od 15-ego. Zapewne liczył na spotkanie z Władimirem Putinem, który w kurorcie pojawił się 17 lutego. Do rozmowy jednak nie doszło – Moskwa postanowiła przetrzymać Baćkę. I zakulisowe targi wciąż trwają. (WIĘCEJ o KONFLIKCIE BIAŁORUSKO-ROSYJSKIM)

8 lutego ogłoszono, że Bialoruś będzie kupowała więcej rosyjskiej energii elektrycznej. Jednocześnie okazało się, że Mińsk nie doszedł do porozumienia w sprawie importu prądu z Ukrainy. 16 lutego białoruski wicepremier Uładzimir Siemaszka poinformował, że 10 lutego wraz z wicepremierem Arkadijem Dworkowiczem podpisali wstępny protokół odnośnie kwestii cen energii i długu. Teraz piłeczka po stronie Moskwy. A ta będzie zapewne chciała konkretnych ustępstw Łukaszenki w obszarze polityki i bezpieczeństwa – czas gra na korzyść Rosji. Przynajmniej dopóki nie zmienią się drastycznie okoliczności, a takie zagrożenie niosą ze sobą uliczne protesty na Białorusi.

Niedawno Andriej Iłłarionow, były doradca Putina, stwierdził, że obecnie kandydatem numer jeden na ofiarę agresji rosyjskiej jest właśnie Białoruś. Prawdopodobieństwo interwencji zależy zaś „od stanu zdrowia Alaksandra Łukaszenki i stabilności jego bieżącego, całodobowego kontaktu z innymi członkami białoruskiego kierownictwa”. Jeśli przez 24 godziny szef MSW czy minister obrony nie będzie mógł się dodzwonić do prezydenta – to będzie znaczyło przewrót – uważa Iłłarionow (znany zresztą z bardzo drastycznych poglądów).

Możliwe scenariusze

Scenariusze są różne. Od wymiany Łukaszenki na kogoś, komu Moskwa będzie bardziej ufać (przy zachowaniu formalnej niepodległości), po uruchomienie „całkowitej integracji Białorusi z Rosją”. Rosja posiada swoje aktywa w tutejszej opozycji, biurokracji, strukturach siłowych. Pytanie, jak silne? Od lat Łukaszenka starał się je osłabiać, a o istnieniu części zapewne wie i je monitoruje. Siłowe rozwiązania to ryzyko zaostrzenia konfrontacji z Zachodem. W przededniu kluczowych wyborów w Niemczech i Francji, taka eskalacja nie jest wskazana, bo uderzy w prorosyjski obóz w UE. Zresztą specyfika białoruskiego społeczeństwa nie sprzyja takim gwałtownym wydarzeniom, jak w Kijowie czy wcześniej w Tbilisi. Na wszelki wypadek w lutym odbyły się ćwiczenia z mobilizacji rezerwistów – objęto nimi ćwierć miliona Białorusinów. W ub.r. do ustawy o stanie wojennym wprowadzono zaś zapis, że pojawienie się „zielonych ludzików”, takich jak ci na Krymie, może być uznane za akt wojny, nawet jeśli nikt się do nich formalnie nie przyzna.

W rosyjskich medialnych tubach, w rodzaju RT, pojawiły się jednak artykuły sugerujące, że Putin może być zmuszony do „obrony białoruskich Rosjan”. Sondaż, w którym 78% rosyjskich respondentów przychyla się do wprowadzenia wiz dla Białorusinów, świadczy o skuteczności oddziaływania propagandy. Jeszcze parę miesięcy prania mózgów, a Rosjanie ze zrozumieniem przyjmą „bratnią pomoc” udzieloną Białorusinom.

Okazja do działań

Ćwiczenia Zapad 2017 mają się odbyć we wrześniu. Wciąż najwięcej emocji budzi objętość transportu kolejowego, jaką Rosja chce wykorzystać w tym roku do transportu swoich wojsk na Białoruś. Resort obrony zakontraktował ponad cztery tysiące wagonów, czyli 78 proc. wszystkich, które mają być użyte w 2017 roku przez wojsko rosyjskie. To oznacza, że samą tylko koleją Rosja może przerzucić na Białoruś ponad 30 000 żołnierzy – przy założeniu, że potem wrócą. Jeśli bowiem tylko w jedną stronę – to nawet do 70 000 wojska. Cała armia białoruska liczy niecałe 50 tys. ludzi….

Sporo wskazuje na to, że w ćwiczeniach Zapad 2017 wezmą udział jednostki stacjonujące w pobliżu granicy białoruskiej oraz elitarne dywizje Kantemirowska i Tamańska, jak też pododdziały przywróconej 1 Gwardyjskiej Armii Pancernej. W ćwiczeniach mają też wziąć udział jednostki chemiczne, biologiczne, radiologiczne i nuklearne. Niektórzy analitycy podejrzewają, że pod pozorem ćwiczeń Rosja chce rozmieścić na Białorusi duże ofensywne siły, żeby zwiększyć presję na Ukrainę i/lub sąsiednie kraje NATO, wzmocnić położenie eksklawy kaliningradzkiej a nawet podporządkować sobie Białoruś.

Rewolucja w Mińsku?

Ale to nie dziesiątki tysięcy rosyjskich żołnierzy na białoruskim terytorium spędzają sen z powiek Łukaszence. Czynnikiem wprowadzającym dodatkową niepewność są uliczne protesty. Największe od 2010 roku. Przeciwko prezydenckiemu dekretowi nr 3, który wprowadził prawo, że osoby zatrudnione krócej niż 183 dni w roku kalendarzowym muszą zapłacić ok. 200 dolarów. Do tej pory tylko co dziesiąty z 430 tys. objętych tym przepisem Białorusinów zapłacił podatek. Bardzo ważne – i niepokojące dla reżimu – jest to, że protesty odbywają się już także poza Mińskiem. W Mohylewie, Homlu czy Grodnie. Na razie władze zachowują wstrzemięźliwość wobec tych demonstracji. Użycie siły mogłoby się skończyć rozlewem krwi. Nikołaj Kozłow, emerytowany oficer MSW, obecnie działacz opozycji, twierdzi, że wszystko wskazuje na to, że białoruskie wojska wewnętrzne szykują się do siłowego stłumienia protestów. Przeciwko takiemu scenariuszowi przemawia jednak sytuacja ekonomiczna w kraju, poprawa relacji z Zachodem i konflikt z Rosją. Teoretycznie Łukaszenka ma inne wyjście: wycofać się z niepopularnego podatku, znajdując kozła ofiarnego wśród podległych mu urzędników.

W rosyjskiej prasy pojawiają się opinie, że sytuacja na Białorusi zaczyna rozwijać się w tym samym kierunku, co na Ukrainie na jesieni 2013 roku. Ciekawe, że część rosyjskich mediów wyjazd Łukaszenki do Soczi przedstawiła jako ucieczkę przed protestami przeciwko dekretowi nr 3. Można jednak wątpić, by Putinowi odpowiadała uliczna rewolucja na wzór ukraińskiego Majdanu. Rosjanie przekonali się w Kijowie, że w takim scenariuszu łatwo utracić kontrolę nad biegiem wydarzeń. Szczególnie, jeśli do gry wchodzą inni gracze (czytaj: służby specjalne innych państw i ich lokalne aktywa). Wśród rosyjskich siłowików nie brakuje osób wierzących, że za protestami stoi Zachód, więc najlepiej będzie poprzeć Łukaszenkę. Tym bardziej, że brutalne stłumienie protestów oznaczałoby koniec kolejnego ocieplenia w relacjach Łukaszenki z Zachodem i skazanie prezydenta Białorusi na rosyjskie warunki. Uliczne protesty mogą zagrozić Łukaszence nie dlatego, że stoi za nimi Moskwa. Moskwa może zdecydować się na ingerencję, jeśli uzna, że jest duże ryzyko rewolucji, która zmiecie Łukaszenkę, w zamian wynosząc do władzy bardziej prozachodnią ekipę. Biorąc pod uwagę paranoję Putina i jego siłowików jeśli chodzi o „kolorowe rewolucje”, taki scenariusz wcale nie jest taki niemożliwy.