W czwartek (15 marca) opinia publiczna została zaskoczona informacją nt. firmy Statoil. Norweski koncern naftowy (w ostatnich latach inwestujący również w sektorze Utility) zdecydował się na zmianę nazwy. Nowa nazwa przedsiębiorstwa – Equinor – powstaje przez połączenie członów „equi”, bazy takich łacińskich słów jak równość i równowaga, oraz „nor”, odwołującą się do norweskiego pochodzenia firmy. Magdalena Kuffel, współpracowniczka BiznesAlert.pl.
Zmiana ta daje wyraźnie do zrozumienia, że firma nie chce być dłużej kojarzona wyłącznie z sektorem wydobywczym. Statoil podkreśla, iż zmieniający się sektor energetyczny „wymusza” na firmach bardziej świadomy łańcuch dostaw, w szczególności ograniczoną emisje dwutlenku węgla na każdym etapie produkcyjnym. Koncern już w tej chwili jest jednym z najbardziej wydajnych producentów ropy i gazu pod względem emisji dwutlenku węgla, ale ewidentnie nie chce spoczywać na laurach. Firma buduje znaczącą pozycję przemysłową w ramach dywizji w dziedzinie energii odnawialnej i planuje inwestować 15-20% całkowitych nakładów inwestycyjnych w nowe rozwiązania energetyczne (do 2030 roku).
Na podobny krok w ubiegłym roku zdecydowała się firma Dong Energy, dzisiaj znana jako Orsted. Dong, dla wielu (szczególnie młodych specjalistów) znany przede wszystkim jako deweloper morskich farm wiatrowych, jeszcze dekadę temu miał większość swoich mocy wytwórczych ulokowanych w energetyce konwencjonalnej. Przez ostatnie 10 lat, firma zdołała obniżyć wykorzystanie węgla o 73 procent, z planem 100-procentowej dekarbonizacji do 2023 roku.
Skąd wzięła się zmiana nazwy? Firma przyznaje, iż nazwa DONG przestała odpowiadać ich działaniom (notka prasowa opublikowana na oficjalnej stronie firmy mówi wprost, że „firma stała się zbyt zielona dla używanej nazwy”); DONG to akronim od Danish Oil and Natural Gas (w dosłownym tłumaczeniu: Duńska ropa i gaz ziemny ), który nijak się miał do dewelopera energii wiatrowej.
Z jednej strony, obie operacje mają bardzo logiczne i marketingowe wytłumaczenie: zmiana nazwy została wymuszona zmianą oferowanego produktu. Podczas gdy Dong Energy miał wyraźne powody do zmiany, Statoil jest na początku drogi ku „zielonej przyszłości”.
Taka „aktualizacja” w sposobie myślenia firm jest zastanawiająca i ciekawa zarazem. Jak już wspominaliśmy wcześniej, obecny klimat biznesowy po części zmusza firmy energetyczne (szczególnie te aktywne w sektorze wydobywczym czy konwencjonalnej produkcji prądu) do „rozglądania się” za dywersyfikacją źródeł przychodu, gdyż ich pierwotny rynek się kurczy. To jedna strona medalu. Z drugiej strony, trudno nie odnieść wrażenia, iż w ostatnich latach panuje pewien „marketingowy terror” związany z operacjami w sektorze konwencjonalnym.
Skąd wzięłam tę obserwację? Wystarczy poczytać informacje prasowe dostępne na oficjalnych stronach firm energetycznych. Nacisk na promocję „zielonych inwestycji” jest przytłaczający. Szczególnie, iż nie wszystkie komunikowane operacje/inwestycje mają realny wpływ na ich biznes.
Przykładem może być tutaj firma Shell. Shell New Energies jest nowym oddziałem koncernu skupiającym się na badaniach oraz rozwoju technologii niskoemisyjnej oraz kreowaniu nowych modeli biznesowych ukierunkowanych na transformację energetyczną. Głównymi obszarami zainteresowania SNE są przede wszystkim innowacyjne paliwa, elektromobilność, optymizacja tradingu oraz OZE (Shell ma farmy wiatrowe od 15 lat). Idzie to w parze z planowanymi inwestycjami, które mają opiewać na 6 miliardów dolarów, w latach 2018-2020. Dla porównania, tylko w 2016 roku inwestycje kapitałowe firmy wynosiły 47,5 miliardów dolarów (2015: 18,3 mld USD).
Naturalnie, trudno wymagać, aby koncern wydobywczy zmienił swój model biznesowy w ciągu jednego roku, i po części ich zainteresowanie bardziej zielonymi operacjami to wspaniała wiadomość. Czy Shell okaże się następnym wielkim graczem z sektora OZE? Nie sądzę, że stanie się to w nadchodzących latach – chociaż chciałabym być pozytywnie zaskoczona!
Jeszcze raz chciałabym zaznaczyć, że jestem zwolennikiem zainteresowania energią odnawialną, nawet w małym stopniu (wychodzę z założenia, że lepiej inwestować mało w OZE niż wcale). Jednocześnie myślę, że agresywna komunikacja „zielonych sloganów” nie jest najlepszą drogą na dialog z publiką. Niech inwestycje same w sobie mówią o strategii firmy i o tym, gdzie chce się ona pozycjonować za X lat, a nie broszurki marketingowe czy banery w odcieniach zieleni.